Wszystko potoczyło się zbyt szybko, żebym zapamiętał szczegóły. Byłem przerażony. Nawet jeżeli ten chłopak faktycznie jest szaleńcem, to na pewno nie większym niż my. A raczej ja. Bo do cholery, mogliśmy go nawet zabić! Nie wiem jak, bo na chemii nie słucham, ale wszelkiego rodzaju kwasy z pewnością nie są zbyt zdrowe.
Może i miał coś nie tak z głową, chciał zaatakować swojego brata, zgwałcił dziewczynę i planował strzelaninę, ale z pewnością nie zasługiwał na taki wyrok z mojej strony. Nie chciałem mieć nikogo na sumieniu.
Widziałem tylko jak lekarze wnoszą Waya do karetki i odjeżdżają z głuchym sygnałem rozchodzącym się po wnętrzu hali. W środku dalej było czuć drażniący opar, dlatego jeden z policjantów wyprowadził mnie na zewnątrz i zaczął zadawać pytania. Jednak nie mogłem wydusić z siebie ani słowa.
Nie tyle było mi żal chłopaka, nie do końca się smuciłem, co byłem kompletnie zdezorientowany. Po pierwsze nie myślałem nawet zrobić mu większej krzywdy, a po drugie dlaczego do cholery tylko ja zostałem? Oni nie czuli się za to choć trochę odpowiedzialni? Nie było im żal drugiego człowieka? Równie dobrze to ja mogłem upaść. Czy wtedy też by uciekli?
Niczego nie rozumiałem, a w tamtym momencie myślenie nie szło mi za dobrze.
Policjant najwyraźniej dał mi spokój. Spisał najważniejsze dane i oznajmił, że skontaktuje się z rodziną. No jasne. Super.W końcu faktycznie odszedł i zostałem sam. W około biegali ludzie w rożnych kombinezonach zapewne chcąc oczyścić teren, albo coś w tym stylu. A ja stałem. Patrząc się przed siebie bez jakichkolwiek emocji.
Teoretycznie mogłem po prostu zapomnieć. Oddalić sprawę i mieć na tego całego Gerarda wyjebane. Ale ruszyło mną to, co mu zrobiłem, chociaż nie do końca wiedziałem jakich uszczerbków na zdrowiu dostał Way.
Po kilku minutach bezowocnego stania odszedłem powoli do domu. Droga zdawała się ciagnąć kilometrami. Szedłem bez końca, zupełnie jakby coś cofało mnie na sam początek.
W domu nie zastałem na szczęście nikogo z rodziny. Jak robot, bez emocji poszedłem do pokoju i położyłem się na niepościelonym łóżku patrząc się w ścianę.
Czy Way walczy teraz o życie? Czy może juz po wszystkim? Jak bardzo mam przesrane?Pytania dręczyły mnie aż do nocy, kiedy to szanowny ojciec wrócił do domu. Musiałem zejść otworzyć mu drzwi i dać coś do jedzenia. Starałem się być przykładnym synem, ale skoro nigdy w życiu nie otrzymałem ani słowa pochwały, to jest sens dalej udawać?
Nie miałem siły być nawet miły. Potem zjawiła się wiecznie zabiegana matka, ale i ta nie zauważyła mojego nastroju, więc odpuściłem i zamknąłem się ponownie w pokoju. Samotność. Tego potrzebowałem.
Bałem się jutro stawić w szkole. Nie do końca wiedziałem jak potraktuje mnie Alex i reszta. Udadzą, że nic się nie stało? Znienawidzą mnie? Ale za co? Bo chciałem komuś pomóc? A może nawet nie tyle pomóc, co nie byłem w stanie go tam zostawić. Wtedy z pewnością by się udusił.
Obudziłem się w ogromnym bólem gardła. Nawet nie wiem od czego. Oczy miałem napuchnięte i wyschnięte, co też było nieco podejrzane. Zupełnie jakbym.... płakał? Ale od czego? Przecież nie było mi smutno...
Wszedłem do szkoły mniej pewny siebie niż dzień wcześniej. Miałem nadzieję, że Gerardowi nic nie jest, patrząc na fakt, że nikt nie zadzwonił do moich rodziców. Ale nie było tak dobrze. Nie przyszedł do szkoły, a dalszych faktów nikt nie znał.
Na wejściu zauważyłem Malo, który posłał mi dziwne, choć na swój sposób urocze spojrzenie. Stanąłem przy swojej szafce i ciężko się o nią oparłem.- Frank?
- Hm?
- Dlaczego... No wiesz, zostałeś?- Malo był tym zdziwiony, a może i zirytowany?
- Nie ważne kim on jest, a kim my, nie mogłem tak po prostu nic nie zrobić.
- Alexander nie był zachwycony. Powiedział, że musicie wyjaśnić sobie kilka rzeczy.
- No dobra, nie na sprawy. Wyjaśnię mu i po sprawie.- Wzruszyłem ramionami jakby to było coś oczywistego.
Malo tylko mi przytaknął i zadzwonił dzwonek.
W klasie czekał już na mnie Alexander. Nie był zdenerwowany czy zniecierpliwiony. Zwyczajnie czekaj, siedząc na ławce. Powoli do niego podszedłem, czując jak ciągle wodzi za mną wzrokiem.- Iero.- Odezwał się pewnie, na co ja lekko spuściłem wzrok i niepewnie usiadłem obok niego.- Narażasz się. Siebie i mnie. Nas wszystkich.
Byłem pewny, że zacznie na mnie krzyczeć. Wyzywać i obarczać o wszystko. Za to on okazał się rozważny i... mądry. Ale czy mogłem nazwać to mądrością? On chciał jego śmierci.
- On na to zasługiwał. Cokolwiek teraz się z nim dzieje, jestem z tego usatysfakcjonowany.
- Taak? A ci gdybym to ja upadł? Też ucieklibyście? Zostawiajac mnie na pewną smierć? Zostałby tylko on, pomógł mi zamiast moich przyajciół?
- Eh... Iero, Iero. On by nie został.
Wtedy zakończył rozmowę razem z dzwonkiem. Nie chciał tego kontynuować, więc skończył bez dalszych wyjaśnień.
Stwierdziłem, że nie ma sensu tego drążyć, a zwyczajnie zapomnieć. Way da sobie radę. I o ile faktycznie zżerało mnie poczucie niepokoju, o tyle byłem niemal pewny, że wszystko z nim w porządku. A przynajmniej lubiłem tak sobie wmawiać.Lekcje jak zawsze były nuudne, a my w ogóle nie słuchaliśmy. Obracałem w palcach długopis co chwila nim pstrykając, kiedy z głośników usłyszeliśmy cichy szelest, który przerodził się w głos dyrektora.
Cała klasa ucichła i zwróciła swój wzrok na głośnik wiszący nad drzwiami wejściowymi.- Chciałbym podać krótki, choć bardzo ważny komunikat.- Głos dyrektora był zmartwiony i lekko niepewny.- Otóż doszła do nas bardzo przykra wiadomość. Z przykrością chciałem oznajmić, że Gerard Way, wasz przyjaciel i uczeń uległ wypadkowi wczoraj po południu. Niestety nie obeszło się bez strat. Pan Way stracił wzrok.
Zamarłem. Ja. Oślepiłem go. Pozbawiłem go tak ważnego zmysłu. Z początku nie mogłem tego do siebie przyjąć. Udawałem, że tak jak Alexander i reszta mało mnie to interesowało, ale tak nie było. Sam nie wiedziałem co czuję... Ten człowiek był okropny i w pewnym sensie na to zasługiwał, ale ja go oślepiłem!
- Dlatego właśnie chciałem przekazać, że musimy uważać, bo każdemu może się to przytrafić.
Głos zamilkł, a w klasie atmosfera nagle zgęstniała. Ciszy nie zmącał nawet szmer.
A ja zastanawiałem się tylko... co teraz będzie?Nikt nie zgłosił się do mojej rodziny, czyli nikt nie wie, że to ja go oślepiłem. Mam się przyznać? Udać, że nic się nie stało i wyprzeć to z umysłu?
Czy mam zacząć bać się Waya?

CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.