Coś poszło nie tak bo i ja zdążyłem się popłakać. Gerard dalej trzymał rękę na mojej twarzy, ale wcale nie wyglądał żałośnie. To dalej był on, jednak tym razem poznawał mnie też wzrokiem. Zupełnie jakby musiał przejrzeć mnie od nowa. Nie odzywał się do mnie naprawdę długo. Byłem mocno zdezorientowany.
Nie wiedziałem, czy zacznie normalnie się do mnie odzywać, czy to tylko jednorazowy napad.Prawda była taka, że Gerard Way był nieprzewidywalny.
Rozejrzałem się szybko po pomieszczeniu, aby chociaż na chwilę przestać myśleć o tym co powinienem teraz zrobić. Poczułem jak powietrze dociera do moich dróg oddechowych, ale zamiast je zapełniać, wsypuje się niczym szorstki piach i staje w połowie, odcinając mnie od tlenu. Nie mogłem się ruszyć. Dlaczego? Nie wiem.
Czy to aby przez niego? On ma na mnie taki wpływ?
W końcu Way cofną rękę usiadł na skaju łóżka, zatrzymał swój wzrok centralnie na moich oczach.
Powinienem coś zrobić.
Ale co?
W danym momencie pojawiła się ogromna, niepohamowana potrzeba przyciągnięcia go do siebie i wtulając się w jego pomiętą piżamę, zasnąć nareszcie będąc bezpiecznym.
Dlaczego tego nie zrobiłem? Nie wolno mi. Prawdziwy Gerard by tego nie chciał. A więc kim był on, skoro nie zachowywał się jak 'Prawdziwy Gerard'?
Tylko moją wyobraźnią? Urojeniem, bądź halucynacją po mocnych lekach?
Za późno. Chłopak wstał i wyszedł tak szybko jak potoczyło się to wszystko.
A ja dalej nie wiedziałem, czy to sen, czy rzeczywistość. Pozostało mi czekać.Po kilku godzinach bezowocnego leżenia i próbowania przypomnieć sobie wiarygodność tego czego doświadczyłem, nadeszła pora obiadu. No kurwa.
Z całego mojego braku serca współczuje ludziom muszącym to jeść, bo chyba wolałbym głodować.Jedyny skuteczny sposób by tego uniknąć to po prostu schowanie się na czas rozdawania posiłków w toalecie. Nie zawsze działa, ale jak się uda można wszystkiego zgrabnie uniknąć.
Wstałem, chociaż nadal kręciło mi się w głowie i poszedłem przeczekać swój obiad.
Dopiero wtedy mogłem bardziej ogarnąć gdzie dokładnie się znajduję.
Znałem ten szpital. Zawsze leżałem tu po wszelkich złamaniach kontuzjach (a umówmy się, było ich sporo).Szybko przemknąłem do męskiej toalety i zamknąłem się w jednej z kabin. To może nie jest dorosłe, ale działa.
W środku było zimno, a powietrze zdawało się dziwnie ciężkie. Odganiałem włosy do tylu skupując się na tym jak bardzo pogorszył się ich stan w ostatnich tygodniach. Nie chodziło mi o złe cięcie, czy nierówne ułożenie. Zwyczajnie były suche. Suche i zdawałoby się nieżywe. Albo od alkoholu, albo... nie wiem od czego. Stresu? Przecież ja się nie stresuję. W ogóle.
Prawda była taka, że siedząc tam dalej przeżywałem to co działo się jeszcze całkiem niedawno. Na samą myśl o twarzy Gerarda, oświetlonej promykiem słońca wydobywającego się spod rolety doprowadzał mnie do drżenia. Nie mam pojęcia dlaczego tak na niego reagowałem. Czułem jak tętno przyspiesza, a serce zaczyna bić coraz szybciej. Jak momentalnie ogarnia mnie... strach?
Nieee, to nie był strach. To tęsknota.Tak. Tęskniłem za jego oczami które wtedy lśniły jak nigdy dotąd. Widziałem je naprawdę rzadko, ale ostatnio były puste. Bez życia, beż emocji. Niczym wypalone stosy siana, zostawiające za sobą tylko szary popiół. A dzisiaj były pełne życia. Jak czarne, iskrzące się węgielki, zamknięte w tak małej przestrzeni zabierającej im całe pole do popisu.
Ręka zsunęła mi się z ramienia i zacząłem przechylać się w bok. Nie miałem nawet siły się podnieść. Dalej czułem na sobie jego wzrok...
Dlaczego tak na mnie działał? Zadawałem sobie to pytanie naprawdę wiele razy. Teraz, wcześniej, a także dużo pózniej, ale o tym miałem się dopiero przekonać.
Chciałem, żeby mnie dotkną. Żeby jego chłodna, drobna dłoń spoczęła na mojej rozgrzanej skórze i tam już została. Sam dalej nie wiedziałem dlaczego tak o nim myślę. Po prostu tego chciałem. Nie zastanawiałem się dlaczego.
Usłyszałem jak pielęgniarki roznoszące jedzenie przeszły sprawnie obok łazienki. Czyli mój pokój już zaliczony, EkStRa, można wracać.
Szybko przemknąłem pierwszym i drugim korytarzem, ale za trzecim zakrętem poczułem tylko jak czyjaś silna ręka zgarnia mnie z drogi i niemal ciągnie do pustego pokoju obok.
-Puść mnie!
Moja prośba została spełniona, a ja mocno upadłem na śliską posadzkę.
- G-Gerard?
No bo kto inny potrafi mnie porwać, zamknąć, przewrócić i jeszcze patrzeć spojrzeniem godnym zabicia. Wstałem i zastygłem wprost przed nim, nie ukrywając swojego grymasu.- O co ci chodzi Frank?
- O c-co mi chodzi? A co ty niby robisz?- Zapatrzył się na mnie trochę bardziej niż powinien, po czym szybko pokręcił głową.- Czego ty chcesz?
- Chciałem się spytać co tu w ogóle robisz?
- A co cię to obchodzi? Interesujesz się mną? Oh, od kiedy? Od miesięcy mnie unikasz, bądź straszysz.
- Bo ja... Nie ważne, nie odkręcaj pytań, powiedź co sobie zrobiłeś?
- Chodzi ci o Alexa, tak? To o niego poszło?- Widziałem jak w jego oczach narasta złość, a on sam mocno zaciska pięści. Z całych sił chciał uniknąć odpowiedzi.
- Nie zaczynajmy tego tematu. Powiedz lepiej co zrobiłeś, Frank?
- Ehhh... nic nie zrobiłem.- Oparem się o stojące obok krzesło i szybko wstałem kiedy to pod moim ciężarem zaczęło się przesuwać.- Jeśli myślisz, że z twojego głupiego powodu chciałem się zabić to chyba cię popierdoliło. Trochę przesadziłem z prochami i alkoholem. Nic nowego. Jednak tym razem nawet nie wiem co brałem i taki tego efekt.
Gerard przetwarzał i formacje analizując mnie z dołu do góry. Zapewne myślał, że tego nie widzę. Ale on nigdy dobrze nie ukrywał emocji.
Podszedł i po prostu mnie przytulił. Jak gdyby nigdy nic oplótł mnie ramionami bardzo mocno, a ja zacząłem się wyrywać. Robiłem to coraz mocniej.
- Puść mnie Gerard.
- Nie.
- Puść!
- Nigdy cię nie puszczę.
Nie mogłem dłużej walczyć, szczególnie, że dalej byłem nieco przemęczony. Po tych słowach tylko pozwoliłem robić mu to dalej.
Opierając się o niego mogłem słyszeć cichutkie, acz szybkie bicie jego małego serduszka. Było kojącym dźwiękiem. Było czymś czego potrzebowałem... w zasadzie do wszystkiego.
- Alex chciał cię skrzywdzić.- pociągnąłem nosem niczym małe dziecko.- Ja przepraszam, on kazał mi trzymać się z daleka.
- To ja przepraszam Frank. Wielu rzeczy nie wiesz. Ale i nie dowiesz się do momentu aż będziesz bezpieczny.
- Co? Przecież nic mi nie jest. Jestem bezpieczny.- Nie rozumiałem o co mu chodzi, ale Gerard to Gerard. Gada głupoty. Teraz też mógł.
- Ja wiem Frank.- Odsunął się i spojrzał mi w oczy.- Nareszcie cię widać.
- Nie ma na co patrzeć.- Zasłoniłem się dłonią.- Ja wiem co widzę w lustrze. Tego nie da się oszukać.
- Nie.- odchylił moją dłoń i spojrzał na mnie z rozbawieniem.- Jesteś piękny.
![](https://img.wattpad.com/cover/108418329-288-k61753.jpg)
CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.