Był poniedziałek kiedy musiałem wrócić do domu. Nie poszedłem do szkoły pod pretekstem ogarnięcia rzeczy w pokoju. Poszło nawet szybko. Nie chciałem "wyprowadzać" się od Gerarda bo prawda taka, że było mi z nim dobrze. Jakkolwiek to brzmiało chciałbym z nim mieszkać na stałe.
Bo robił mi jeść kiedy chciałem. To główny powód oczywiście.
Więc, cały poniedziałek praktycznie przeleżałem w pokoju w którym czuć było jeszcze zapach nowo wstawionych okien. Straty zostały wycenione na dość duże jak mamy mówić tylko o oknach. Zastanawiałem się czy gdybym był wtedy w domu stałoby się więcej. Ale co za idioci chcieli mnie pobić we własnym domu?
Chyba, że nie chodziło tylko o pobicie.
Skupiłem się w łóżku czując przeszywające zimno. Nie mam pojęcia czego.
Kiedy doszło do mnie, że następnego dnia już muszę iść do szkoły, zetknąć się z Alexem i resztą to automatycznie rozbolał mnie brzuch. Nie mogę powiedzieć, że się ich bałem, jednak to jak byli nieprzewidywalni napawało mnie lekkim niepokojem. Przerażało mnie to jak szybko stałem się dla nich kimś innym. Kogo nie chcieli. A właściwie chcieli, ale zabić.Jakkolwiek niepoważnie to brzmi, bałem się, że tak to się skończy. A mimo to nadal nie chciałem pozwolić na skrzywdzenie Gerarda. Sam już nie wiedziałem o co chodzi. O to, że się z nim zadaję, czy że postawiłem się Alexowi? A może od początku miałem być celem?
W końcu musiałem zebrać się i znowu wrócić do szkoły. Tym razem nie wychodziłem z Gerardem więc nie miałam pojęcia gdzie jest, lub czy w ogóle się pojawił.
Tuż przed lekcjami chciałem jak najszybciej przebrnąć do sali tak aby nie spotkać się z resztą. Wyszli właśnie zza korytarza i naprawdę bardzo chciałem zniknąć, ale nie było mi to dane.
-Frank! Jak dobrze, że spotykam cię akurat teraz.- Przede mną nagle z nikąd pojawił się mój nauczyciel Fizyki i fakt, że ją lubiłem nie zmieniał tego jakie miałem z niej oceny. Ostatnio wszystkie się pogorszyły, ale te z fizyki spadły najmocniej. Nie miałem nawet chęci nadrobić nowy materiał i nie rozumiałem wielu rzeczy.- Chciałem się spytać kiedy pojawisz się na poprawę ostatniego sprawdzianu, pragnę cię powiadomić, że twoja średnia z mojego przedmiotu wciąż dzielnie spada do oceny niedostatecznej.
- Wiem, tak poprawie to oczywiście. Ale bardzo się śpieszę, czy mógłbym?
- Frank.- Zatrzymał mnie ręką i odciął drogę ucieczki. Widziałem jak za jego plecami idzie Alexander spoglądając mi prosto w oczy. Był zadowolony i jak zawsze zbyt bardzo pewny siebie.- Mówię poważnie. Nie chcę żebyś powtarzał rok, ale nie nauczę się za ciebie. Proszę, żebyś wziął się do roboty chociaż raz.
- Mhm. Tak zrobię.
Jakimś cudem wyrwałem się spod jego barykady i jak najszybciej przeszedłem do sali. Tuż po mnie przyszedł Alex z Malo i już wiedziałem, że podejdą do mnie...
Ale w ostatniej chwili Malo zagadał Alexandra i trochę się oddalili. Męczyło mnie takie ukrywanie wątku. Ale tego dnia również wróciłem do Gerarda po nudnym dniu bez nowości. Znowu spojrzenia, szepty, okropny niepokój i nic. Powrót.
- Frankie, bałem się, że coś ci się stało. Dlaczego tak późno wróciłeś?- Gerard pojawił się tuż obok już w przedsionku i delikatnie mnie przytulił.
- Po prostu bardzo wlokłem się do domu. Nie przejmuj się.
- Nie umiem się nie przejmować.- Uśmiechnął się i dopiero zauważyłem, że jest cały w mące.
- Czemu jesteś cały brudny? Co ty robisz w ogóle?- zanim zdążyłem całkiem wejść do kuchni dostałem mąką w twarz.- Gerard!
Przetarłem oczy umożliwiając mi widoczność i dostrzegłem jak Gee delikatnie się uśmiecha. Poddenerwowany czekał na moją reakcje. Nie chciałem, żeby odebrał to jakbym był zły. Dlatego równie się uśmiechnąłem i rzuciłem się mu na szyję.
- Co ty robisz Frank?
- Brudzę cię moją skażoną mąką debilu. Umieraj.- Zacząłem się śmiać na całe pomieszczenie. Mąka była wszędzie. Na blacie, podłodze, nawet na sztucznych kwiatkach stających na parapecie.
Wtedy Gerard zaczął stawiać opór. Zobaczyłem jak naprawdę jest silny kiedy podniósł mnie w pasie i posadził na jedzie brudniejszym ode mnie blacie.
- Wyglądasz jak kotek.- Narysowałem mu wąsy białym pyłem.
- A chciałem tylko zrobić naleśniki.- Uśmiechnął się ciepło i przegrał mój policzek. Zbliżył się delikatnie i przyłożył swoje usta do moich. Nie było to agresywne, nie. Mogłem to nazwać conajmniej cmoknięciem, ale wystarczyło mi to. Był cięły i głęboko dyszał. Nasz wysiłek spowodowany samoobroną przed staniem się kulką ciasta zabronił mu pogłębić pocałunek. Nie dałby rady. A jednak było idealnie i czułem jak jego palce zaciskają się powoli na moich biodrach.
Oderwał się, uśmiechnął jeszcze raz i gdyby nigdy nic, wziął się za wycieranie blatu.
- Gerard!- Zeskoczyłem z blatu i stanąłem tuż za nim.- Co to było?
- Nic.- Zaśmiał się cicho odwrócił.
- A-ale jak to nic?- Poczuł mój zawód w głosie, odwrócił się szybko i mnie przytulił. Bardzo delikatnie, tak jak tylko mógł.
- Nie smuć się Frank.- Przycisnął się do mnie mocniej po czym spojrzał mi w oczy co było nieco straszne, patrząc na to jak ogromnie duże ma źrenice.- Ja po prostu cię kocham i zawsze kochałem.- Znowu się zaśmiał i totalnie wbił mnie w podłogę.
On? Dlaczego? Nie potrafiłem tego przetworzyć. Stałem tam w totalnym bezruchu. Jego uśmiech powoli gasł, aż stał się całkowicie wymuszony. Wypuścił mnie z ramion i odszedł znowu przecierać brudne części kuchni.
Nie powiem, nieźle mnie zaskoczył. Bo co mam mu powiedzieć, ja ciebie też? To nie jest takie proste...
Gerard jest chłopakiem, ja nie jestem gejem.Może i jest ładny. Może ma ładne oczy, śliczny uśmiech, długie lśniące włosy... Ale chwila, o czym ja w ogóle myślę. Nie możemy i nigdy nie będziemy razem. Wydaje mi się, że on bardzo dobrze o tym wiedział całując mnie. Bo to było miłe, ale nie powinien.
- Gerard zaczekaj!- Szybko znalazłem się obok niego, czując jak w gardle zaczyna formować mi się ogromna gula.
- Tak?- Odwrócił się do mnie i pociągnął nosem?
- Kochasz mnie?
Westchnął głośno i smutno się uśmiechną.
- Jesteś debilem Frank, że tego nie widziałeś. Od dawna. Ale po co miałem ci mówić?
- Gerard!- Uderzyłem go ręką w pierś, jednak nie zrobiło to na nim dużego wrażenia.
- Frankie, uspokój się. Myślałem, że to oczywiste. Jesteś piękny, masz prześliczne oczy, które zobaczyłem po raz pierwszy na stołówce i od tamtej pory tylko o nich myślałem. W szpitalu byłem na mocnych lekach, dlatego zachowywałem się trochę jak debil, ale chyba już mi to wybaczyłeś.
- Tak. Myślę, że tak. Chciałbym ci odpowiedzieć tym samym, ale...
- Tak, wiem. Zawsze jest jakieś ale.- Przetarł mi policzek z białego puchu.- Ale ja i tak będę czekać. Zawsze. Jakbyś zmienił zdanie...
_________________________________________
Chciałam bardzo przeprosić za taka przerwę, bo miało jej nie być, ale zwyczajnie ten czas był dość ciężki. Dużo do załatwiania i siedząc w papierach nie miałam nawet kiedy napisać choć zdania. Dlatego większość tego rozdziału jest nieskładna i nawet go nie sprawdzałam, także wybaczcie mi jakieś błędy.Mam nadzieję, że choć trochę wam to wynagrodziłam.
No i heeej, nie mogą tak szybko być razem, trochę spokoju 😏

CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.