.17.

715 123 56
                                    

Obudziłem się następnego dnia. Był środek tygodnia, ale za nic nie chciałem zbierać się do szkoły. Wstałem powoli z łóżka, czego odrazu pożałowałem. Zakręciło mi się w głowie i poczułem jak brakuje mi powietrza. Ponownie opadłem na miękką pościel i skuliłem się w kłębek.
Ostatnie co pamietam to zejście piętro niżej razem z Malo i sięgniecie po pierwsze kubki z alkoholem. Te czerwone, papierowe gówna były wszędzie. W pewnym momencie straciłem rachubę co w ogóle piję.

Dlatego więcej już nie pamiętam.

Przeleżałem tak kilka godzin. Musiałem skłamać mamie, że jestem chory. Oczywiście to łyknęła, co mnie zdziwiło bo byłem "chory" już cały tydzień. Ale ona spytała tylko czy potrzebuję iść do lekarza. Odparłem, że wystarczy dać mi trochę wolnego. Znowu. I znowu to zrobiła.

Ehhh.

Już myślałem, że nie wstanę tego dnia, aż w pewnym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Prawie spadłem z łóżka. Mama? Niemożliwe. Wyszła godzinę temu. Ojciec? Gdyby czegoś zapomniał wolałby pojechać i kupić nowe, nie patrząc nawet czy dużo tym straci.
Czasami zastanawiałem się dlaczego moi rodzice dalej ze sobą są. Z przyzwyczajenia? Bo na pewno nie z miłości. Ci ludzie rozmawiają raz na tydzień, o ile oczywiście któreś z nich nie dostanie więcej roboty do dokończenia w domu.

Wstałem z tym całym kacem i ledwo doszedłem do drzwi wejściowych. Trzy razy nie trafiłem w klamkę i kolejne trzy próbowałem przekręcić klucz. A może w odwrotnej kolejności? Nie pamietam....

W końcu uchyliłem jak mi się wtedy wydawało, cholernie ciężkie drzwi i przymrużyłem oczy chcąc dostosować się do jasności pomieszczenia.

- Mikey?
Znałem brata Gerarda tylko z widzenia. Chodził do młodszych klas i rzadko mijałem go na naszym piętrze. Ale rozpoznałem go i to dosyć szybko. Na jego widok momentalnie wytrzeźwiałem i uśmiechnąłem się, a Przynajmniej starałem bo zapewne sam bym się tego widoku przestraszył.

- Frank. Przyszedłem bo uznałem, że powinienem. Nie wiem co tam między wami jebło, ale...

Mój mózg dopiero wstał i przed kawą nie działał jeszcze prawidłowo. Prawie w ogóle go nie słuchałem. Jakby kontakt w danym momencie się zerwał.

-...Przyniosłem twoją bluzę.

Zakończył tym tą piękną wypowiedź i zamilkł. Tak po prostu. Stał w moich drzwiach z wyciągniętą ręką trzymającą czarny materiał i patrzył się bez wyrazu.

- Przyszedłeś tylko oddać mi bluzę?

- Mhm.

- Może wejdziesz na chwilę?

- Nie. Gerard powiedział...

- No właśnie.- Oparłem się ręką o framugę i sztucznie uśmiechnąłem.- Co powiedział Gerard?

Mikey lekko się speszył, a jego blond włosy opadły na okulary jeszcze bardziej zakrywając oczy.

- Emmm... Gerard powiedział, żeby... nie udzielać informacji i wrócić prosto do domu.

- Mikey, twój brat zrobił mi sprawę z niczego i nie chce powiedzieć o co mu kurwa chodziło. Najpierw mnie zaprasza i mówi jak ważny jestem po czym udaje, że tego nie było i wysyła ciebie żeby oddać mi rzeczy? Sam fakt, że ta bluza...- Wyrwałem mu ją z ręki i rzuciłem gdzieś za siebie.-... znalazła się u was wskazuje na to, że nie jestem nikim. O co mu chodzi? Też w tym siedzisz.

- Frank...- Jego głos stał się wyższy. Bał się mnie. Wtedy zastanawiałem się dlaczego. W końcu jestem od niego niższy i zazwyczaj spokojny. Teraz wiem, że mój stan trzeźwości dodawał mi odwagi i to dużo.

- Nie Way! Obaj. O co wam chodzi? Boicie się mnie? No powiedz Mikey, boisz się mnie?- Zbliżyłem się do niego i wyplułem te słowa z obrzydzeniem. Nikt nie będzie mi dyktował takich warunków. A na pewno nie on. Nie oni.

- Tak.- Pisnął cicho i odsunął się ode mnie.- Boję się. I chyba nie tylko ja.- Odwrócił się i po prostu uciekł z mojego podestu.

Stałem tak na dworze jeszcze kilka minut, po czym pokręciłem energicznie głową i zatrzasnąłem drzwi.

Wróciłem się do swojego pokoju, uprzednio zabierając jeszcze tą feralną bluzę. Wrzuciłem ją do szafy, a sam ponownie skoczyłem do łóżka.

I dopiero wtedy, leżąc tak próbując zebrać myśli, zrozumiałem, że zachowałem się zupełnie jak Alexander.

****

Następnego dnia bez zbędnych tłumaczeń przed rodzicami po prostu poszedłem do szkoły. Chciałem wrócić do poprzedniego trybu życia. Nie tylko chciałem. Ja MUSIAŁEM. Mogę nie pamiętać wielu rzeczy z domówki u Alexa, ale groźby jakoś wyryły mi się w pamięci bardzo wyraźnie.

Chodziłem bez ducha po korytarzach szukając moich znajomych, aż w końcu całkiem przypadkiem i dosłownie wpadłem na Felixa.
Był lekko zestresowany. Rozglądał się na boki i wyraźnie kogoś wyczekiwał.

-Frank? Nie sądziłem, że przyjedziesz.- Zaśmiał się nerwowo i przygryzł dolną wargę.

- Sam się tego nie spodziewałem. Co tam w szkole? Widziałeś Malo?- Stanąłem na palcach żeby wyjrzeć za jego ramię, ale on szybko mi to uniemożliwił.

- Frank, uważaj na Alexa.

- Co ty pieprzysz?- Przymrużyłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.- Gdzie oni są?

- Frank, ja mówię poważnie. Trzymaj się od Waya z daleka. Alex nie odpuści. Słyszałem co mówił na imprezie. Ty też. Chcę tylko, żebyś wziął to do siebie bo...

- No heeeej.- Nagle znikąd pojawił się Alex, który zarzucił rękę na moje barki.- O czym tak gadacie?

Widziałem jak Felix milknie. Jego twarz wyrażała miliard emocji. Bał się. Mówił prawdę. Nie był z polecenia Alexandra. Chciał mnie strzec.

- Ahh, ja tylko tłumaczyłem Frankowi ile ominęło go w szkole przez ten tydzień.- Starałem się uśmiechnąć, ale nie potrafiłem. Co dokładnie chciał powiedzieć mi Felix? O co mu chodziło? Jak daleko może posunąć się Alex?

-Ooooo Frank, duużo ci umknęło hehe.

- Frank!- Dobiegł do nas Mało i dosłownie się na mnie zawiesił.- Alex nie pozwolił mi powiesić tamtych chłopców.- Wskazał na pierwszoklasistów szukających sali i zrobił smutną minę.

- Malo, nie wieszamy dzieci. To nie ta epoka...- Obaj wywrócili oczami, popatrzyli po sobie i zajęli się śmiechem.

Wtedy zadzwonił dzwonek i wszyscy skierowaliśmy się do sali. Matematyka. Eh.

Zająłem swoje miejsce w ostatniej ławce obok Malo i po prostu siedziałem.

- Brakowało nam ciebie.- Uśmiechnął się i zabrał do pisania swoich dziwnych wierszyków w notatniku.

Wszedł też nauczyciel i dopiero zrozumiałem jak duże zaległości mam, bo kto normalny odrabia lekcje kiedy nie ma go w szkole?

Wziąłem zeszyt od przyjaciela i spisałem na szybko ostatni temat. Przynajmniej mogę udawać, że coś robię.

Wydawałoby się, że wszystko wróciło do dawnego porządku. Że jest tak samo. Ale nie było. Nie czułem się bezpieczny. Nigdy nie było tak samo.

SING. •frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz