Obudziłem się o 3 rano, kiedy słońce nawet jeszcze nie zaczęło rozjaśniać czarnego nieba.
Nadszedł dzień w którym musiałem w końcu załatwić sprawę z Alexandrem.
Wyszedłem cudem z łóżka potykając się o wszystko dookoła. Stanąłem na środku i przejrzałem się w odbiciu okna. Byłem jednak dość niski jak na mój wiek. Postury też nie miałem idealnej. Szczerze mówiąc zawsze zazdrościłem chłopakom. Oni są ładni, zabawni, inteligentni... Nigdy nie wiedziałem dlaczego to mnie wybrali na cześć grupy. Mimo, że nigdy nie widziałem Alexandra z dziewczyną wiedziałem, że znalazłby taką gdyby tylko zechciał.
Otrząsnąłem się z rzeczy które przyćmiewają mi zdrowe myślenie i zacząłem się ubierać. Czarna bluza, czarne spodnie, w zasadzie wszystko czarne. Lubiłem być niewidoczny. Zasłaniać się tym niczym żołnierze ubrani cali w moro biegając po lesie. Niewidoczny. Nietykalny.
A jednak w domu Alexandra nie można być nieuchronnym. On jest wszędzie. Jego oczy są w każdym z nas. Jest typem człowieka którego może tu nie być, a i tak czujesz jego obecność. Nigdy nie znika.
Właśnie dlatego nigdy nie chciałem stać się jego wrogiem, bo był zdolny do wszystkiego.Tak, wiem jak to brzmi kiedy zaczyna się rozumieć, że mówimy tylko o jakimś tam chłopcu z liceum.
Ale ten ‚jakiś tam chłopiec' był bogaty, wpływowy, szalony i nie znający granic.A ja musiałem uwolnić się od kogoś kto za wszelką cenę chce zniszczyć mnie i Gerarda. Który sam w sobie nikomu nigdy nie zawinił. Osobę którą kochałem i chciałem dla niej wszystkiego co dobre.
Kiedy pomyśle o dniu w którym to wszystko się zaczęło mam ochotę paść na kolana i drzeć skórę aż dostanę się do własnych żył. Wyrwać każdą po kolei patrząc jak uchodzi ze mnie życie. Nie chciałem nikogo krzywdzić. Chociaż z jednej strony dzięki temu go poznałem, ale na pewno istnieje wiele innych na to sposobów, które nie wymagają krzywdy.
Gerard był osobą o bardzo złej reputacji. Z tymi wszystkimi rzeczami który każdy o nim mówił... A tak naprawdę był silnym, dobrym i opiekuńczym już prawie mężczyzną, którego bardzo potrzebowałem.
Wybiegłem cicho z domu uważając, żeby trzaskające drzwi nie wywołały zbyt wielkiego hałasu.
Nie wiedziałem czemu wybrałem akurat tą noc, ten czas. Po prostu zbudziłem się z poczuciem, że trzeba to skończyć. Że Gerard siedzi teraz w domu i może być w niebezpieczeństwie. Że każda chwila może być ostatnią.Już po chwili znalazłem się pod domem Alexa. Ostatnim razem byłem tu podczas tej wielkiej imprezy. I obiecałem sobie, że szybko tu nie wrócę.
Cały, ogromny budynek podświetlany był leniwym światłem latarni. Dzięki gadatliwość Alexandra dobrze wiem którędy można dostać się do środka w nocy.I tak jak zawsze mówił, dolne okno w pralni było otwarte. Dopiero po wejściu do środka zrozumialem co ja właściwie robię. Włamuje się do domu najbardziej zamożnej i wpływowej rodziny w mieście.
Wszystko dla Gerarda.
I innych którzy mogli być po nim.
W środku nawet pachniało bogactwem. Było bardzo cicho, ale to nie eliminowało całkiem faktu, że ktoś w tym domu jest. Bo pewnie tak było.
Wszedłem schodami na górę do głównego holu. Teraz było tu tak spokojnie i potulnie. Jednak te ściany pamiętają niejedną głośną imprezę i bójkę. Poparzyłem na antresolę. Dokładnie tam byłem podczas tego wszystkiego. Stałem i patrzyłem się na ludzi tańczących na dole. Wtedy myślałem, że mogę wszystko, teraz to ja jestem małym szarym elementem na wielkiej płaszczyźnie. A mój los wcale nie zależy ode mnie.Nie miałem pojęcia gdzie czego szukać. Powiedzmy sobie szczerze, nie jestem za dobry na bicie się i raczej nie dałbym rady Alexowi. Trzeba było działać czymś innym.
Pomyślałem o pokoju który wtedy wziąłem za pokój Alexa. Łóżka tam nie było, więc na pewno tam nie spał. Z tego co pamiętałem w środku znajdowała się tylko wielka szafa, biurko, odtwarzać kaset i biblioteczka.
Podbiegłem na górę niemal na palcach. Na antresoli znajdowały się trzy drzwi, w tym jedne środkowe, z najmocniejszego drewna. Te, przez które wszedłem ostatnim razem.Nagle rozbłysło światło i stanąłem w miejscu kiedy stałem tamtej nocy. Na dole pojawili się ludzie, głośna muzyka, drzwi się otworzyły, wszedłem przez nie, po czym nagle z hukiem zamknęły. W środku był Alexander, inni i.. ja? Byłem tam ja. Ubrany dokładnie tak jak wtedy. Jeszcze nie spodziewałem się jakie skutki poniesie za sobą ta noc.
Wyciągnąłem ręce i zacząłem biec w kierunku Alexa. Chciałem go zniszczyć, rozszarpać, zatłuc na smierć.
Już miałem go złapać kiedy wszystko zniknęło, a ja upadłem na pustą podłogę pokrytą kurzem. Wszystko mnie bolało, ale nie to było najważniejsze. Musiałem być naprawdę bardzo zmęczony.
Potrząsnąłem głową i zabrałem się za przeglądanie szuflad w biurku. Papiery, papiery, nic nowego... Jakaś stara zabytkowa lampa naftowa, świeczki z podpalonymi kontami i... pudełko.
A w nim kaseta?
Po co komuś w tych czasach kaseta? Ale co najważniejsze wyglądała na nową. I jako jedyna z całego pomieszczenia nie była pokryta warstwą szarego kurzu.Spojrzałem uważnie na odtwarzać stojący w rogu pokoju.
Rzuciłem się na niego jakby wszystko miało nagle zniknąć. Włączyłam go drżącymi rękoma i wsunąłem kasetę do otworu.Nie za bardzo umiałem to obsługiwać, ale napstrykałem wszystkiego na raz, aż w końcu z głośnika poleciał cichy dźwięk. Nie było obrazu, tylko czarna plama. Za to głosy słychać było idealnie.
Włączyłem w telefonie nagrywanie na wszelki wypadek.
Wziąłem głęboki oddech i niczym uzależniony spragniony heroiny wsłuchałem się w ciche dźwięki.-Myślisz, że już nie kontaktuje.- głos wyraźnie należał do Felixa.
- Myślę, że tak. Popatrzcie na niego. Ledwo utrzymuje ciało w pionie. Frank?
Cisza.
- Mówiłem. Dobra zabierzcie go.
- Alex, co ty mu w ogóle dałeś?
- Czy to istotne? Ważne jest to, że dawka była na tyle duża, żeby zaraz zasnął.
Szelest i pomruki.
-Widzicie panowie? Tak kończą ci, którzy chcą się mi postawić.
- A-Alex, on się nie rusza...- Malo wydawał się poruszony, a wręcz przerażony.
- Bardzo dobrze. Teraz poczekamy jeszcze trochę dla pewności i możemy się zmywać.
- Tak po prostu go zostawimy? Będzie wiadomo, że nie chcieliśmy go ratować.
- Hm racja...- Długa cisza.- W takim razie za piętnaście minut możecie zadzwonić na pogotowie. Nic nie mówicie. Oficjalna wersja jest taka, że znaleźliśmy go już w takim stanie. Sam nic więcej nie wygada. Nagrałeś to?- Cisza i szmery.- Dobrze. Ta kaseta to dowód na to, że każdy z was brał w tym udział. Jeśli którykolwiek postanowi cokolwiek wydać, nie uniknie kary takiej jak i reszta.
Klik i koniec kasety. Oni chcieli mnie otruć. Alexander chciał mnie zabić. Usłyszałem kroki na korytarzu.
Zadzwoniłem szybko na policję, chociaż sam nie wiem po co. Bo to jednak ja włamałem się do ich domu. Ale też ja znalazłam dowody na to, że chciał mnie otruć.Tylko to krążyło po mojej głowie. Tylko to milem w myślach. Był zdolny aż do tego, żeby się mnie pozbyć?
Bo chciałem ratować Waya?Ostatnie co zdążyłem zrobić to zachować telefon do tylnej kieszeni.
Ostatnie.
Ostatnie co pamiętam zanim straciłem przytomność.
_________________________________________________
Kiedy znowu zaczęła się akcja zrozumiałam jak bardzo kocham to pisać xd niestety smutna bądź mniej smuta wiadomość, przewiduje ostatni rozdział i epilog. Aż ciężko mi uwierzyć, że to wszystko zmierza ku końcowi^^
Mam nadzieję, że mimo mojej przerwy za którą wciąż przepraszam ktoś jeszcze to czyta i dotrzyma do końca historii Franka.
![](https://img.wattpad.com/cover/108418329-288-k61753.jpg)
CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.