I w końcu trzeba było wracać ze szpitala. Do nudnej szarej rzeczywistości. Zupełnie jakby ten czas spokoju się nie wydarzył.
Przez kilka dni w ogóle nie widziałem Gerarda. Drogi się rozeszły, albo pielęgniarki na dobre usadowiły go w pokoju, albo wyszedł ze szpitala i więcej tu nie zajrzał. I zapewne tak było.
Chciałem tylko, żeby wszystko mi wyjaśnił. Zachowywał się jak ktoś kogo nie znałem. Nowy człowiek.
Zanim się obejrzałem nadszedł czas powrotu do szkoły. Której zdążyłem znienawidzić.
I jeśli mam być szczery to trochę się bałem. Trochę nawet bardzo. Nie miałem pojęcia jak będę teraz traktowany. I o ile sam fakt ominięcia szkoły mi nie przeszkadzał, tak bałem się, że po za ignorancją spotka mnie coś więcej.Zabrałem swoje rzeczy i poszedłem do recepcji gdzie czekał już na mnie mój wiecznie zabiegamy ojciec. Szczerze nawet jeśli rodzice choć raz tu byli, to nie kiedy byłem przytomny. W efekcie nie zamieniłem z nim ani jednego słowa. Popatrzył na mnie z góry i gestem dłoni wskazał, że czas wracać. Zrezygnowany skierowałem się do samochodu.
W domu nie zmieniło się nic. Co prawda nie było mnie tylko kilka dni, ale fakt, że wszystkie rzeczy które odłożyłem leżały dokładnie tak jak ostatnim razem był dziwny.
Jedyne czego chciałem to spokojnego snu którego nigdy za wiele i ciszy. Tak. Nikogo wpychającego mi się do pokoju, brak jakiegoś personelu, normalne nie szpitalne jedzenie i co najważniejsze brak strachu że Gerard zaraz tu wpadnie i zacznie odwalać jakieś dziwne akcje...
Zszedłem na dół i zrobiłem herbatę. Chyba pierwszy raz w życiu wolałem wypić coś ciepłego niż wlewać w siebie cukier. Normalni rodzice chyba zaczęliby się tym przejmować, ale mi to pasowało. Mogłem do woli kupować i napełniać się słodkim.
Odkąd lato zaczęło ustępować jesieni, a zimne deszcze nawiedzały miasto coraz częściej, w moim pokoju zrobiło się zadziwiająco zimno. Jak widać ojciec wolał zaoszczędzić niż zapewnić mi na przyjazd normalną temperaturę. Niemal czujem jak przy każdym moim oddechu przed twarzą powstaje biała para. Zanurzyłem się z herbatą pod stertą kocyków i patrzyłem jak słońce powoli zachodzi za horyzont. Czułem jakby razem ze słońcem znikała cała moja energia i spokój. Dotychczas noc była czasem w którym mogłem odżyć, nabierałem sił i radości. Teraz... teraz w ciemnościach czułem się czegoś pozbawiony. Okradziony, coś mi odebrano. Kiedy w pokoju zrobiło się całkiem ciemno zrozumiałem co straciłem. Zmysł wzroku.Nie chciało mi się iść do szkoły tak bardzo... Ale niestety moi rodzice myśleli inaczej, nie dając mi w ogóle czasu na odpoczynek w domu, niemal wypychając mnie za drzwi. Nie dziwie się im, od zawsze albo kazali mi siedzieć w pokoju albo w szkole. Dwa miejsca i jedna, ta sama droga pokonywana codziennie.
Na dworze temperatura była równa tej panującej w moim pokoju. Liście szeleściły na drzewach, a z racji wczesnej pory niebo coraz bardziej jaśniało, pozostawiając za sobą szare smugi. Pierwszy raz idąc tą drogą od tylu lat, dostrzegałem rzeczy których wcześniej nie było widać. W oddali przy lesie biegały zawzięcie jakieś psy, szare niezauważone bawiły się między sobą co chwila podgryzając i goniąc. Jedyne co dawało po nich znać to głuche, ledwo dosłyszalne szczeki, rozchodzące się po okolicy. Po ulicy ciekły strugi wody po wczorajszym, zimnym deszczu. Kiedy przechodziłem obok studzienek odpływowych z każdej słuchać było miarowe kąpanie.
Dziwiło mnie to jak wyraźnie wszystko słyszałem i widziałem. Dotychczas dzień w dzień zakładałem rano słuchawki i szedłem z zaciągniętym kapturem na głowie, nie patrząc na otoczenie.
Ten okres przejściowy zwany jesienią jest chyba najgorszym jaki można przeżywać w ciągu roku. Lato jest ciepłe, radosne i długie. Wiosna mimo swoich ponurych początków daje nadzieje na zbliżające się słońce. A jesień? Jest brzydka, zimna i smutna. Jedyne czemu służy to czas przystosowania organizmu od upalnych dni do mroźnych krajobrazów.
Droga do szkoły wyraźnie mi się dłużyła, jednak była przyjemna i gdy dostrzegłem budynek szkoły miałem ochotę zwolnić jeszcze bardziej. Kompetnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Nie wiedziałem też jak mam się zachować. Iść głównym wejściem? Nieee, zwrócę na siebie oczy każdego... W końcu zdecydowałem się na boczne wejście.
Przebiegłem szybko od korytarza wejściowego do szatni gdzie mieściły się szafki. Wszędzie kręcili się uczniowie. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, niektórzy dyskutowali nad pracami domowymi, inni przebierali się w ciszy. Właśnie do nich należałem. Chciałem tylko szybko zmienić buty, zostawić kurtkę i móc po cichu pójść do sali. Rozejrzałem się zanim otworzyłem szafkę po całym korytarzu. Klasa Gerarda miała dzisiaj na tą samą godzinę co ja, a mimo tego nigdzie go nie było. Oznaczało to tylko, że albo został w domu bo jego ojciec jest normalny nie to co mój, albo dalej jest w szpitalu.
Pokręciłem głową odganiając tak bezcelowe myśli, a moje włosy jeszcze bardziej zasłoniły pole widzenia. Szybko odłożyłem buty i schyliłem się żeby zawiązać sznurówki suchych trampków.
Dopiero poruszając palcami poczułem jak bardzo są zziębnięte. Na dworze musiało być jednak za zimno na zwykłą kurtkę od deszczu i ręce po za kieszeniami. Zrozumiałem, że moje intensywne analizowanie otoczenia naprawdę było dość zajmujące. Bo żeby nie poczuć bólu?
Idiota Iero.
Powiedziałem to tylko w swojej głowie jednak poczułem się jakby ktoś wypowiedział to zza moich pleców.
Zastygłem w bezruchu i wstrzymałem głęboki oddech. Poczułem kogoś stającego tuż za mną.Wstałem powoli się odwracając. Przede mną był Alexander. Za nim Malo i Felix, a z kolei za nimi jeszcze inni uczniowie których nawet nie kojarzyłem.
- Czego znów chcesz?- powiedziałam mimo własnej woli odrazu tego pożałowałem.
- Przyszedłem sprawdzić jak miewa się nasz biedny Frank. Chyba jednak alkohol ci szkodzi.
- Nie mam zamiaru o tym rozmawiać.- Czułem jak złość narasta w jego oczach. Za to ja przeciwnie, bałem się i to dość mocno. Bałem się bo ich znałem. Bo wiedziałem jak nieprzewidywalni są i co potrafią zrobić.
- To dobrze bo ja też. Zastanawiałem się kiedy pojawisz się w szkole. Chyba mocno cię przycisnęło bo kilka dni musiało minąć.- Zbliżył się do mnie, a ja automatycznie przylgnąłem do szafki która wydała z siebie głośny szczęk.
Słyszałem jak głośno bije mi serce i jednocześnie miałem coraz większą ochotę uciec. Co równałoby się z samobójstwem, lepiej tego nie robić.
Alex zaśmiał się delikatnie i odsunął od mojej twarzy. Cofnął się, popatrzył na całą moją postać drwiąco, skiną głową do reszty i zawrócił.
Nie wiedziałem co się dzieje do momentu aż czyjaś pieść nie spotkała się z moją twarzą.
Upadłem na zimną posadzkę patrząc jak Alexander znika w tłumie. To ostanie co widziałem zanim straciłem przytomność.
__________________________________________
Chyba nie powinnam tego w ogóle pisać bo mi nie wychodzi ;-;

CZYTASZ
SING. •frerard•
Fiksi PenggemarSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.