Przez resztę tygodnia nie widziałem Gerarda. Znaczy był, przewijał mi się przez korytarz. Głównie jego jaskrawe włosy. Ale nie odzywał się. Przestał pisać, dzwonić. Zniknął.
Leżałem sobie w piątek po szkole kiedy zadzwonił telefon. Już automatycznie miałem zerwać połączenie widząc kto dzwoni, ale nie był to Gerard, a Felix.
- Halo?
- Frankie, szyba zmiana planów, Malo organizuje domówkę, będziesz?- Zapytał delikatnie, przeciągając ostatnią sylabę.
- Wiesz, że zbrzydły mi takie imprezy.
- Oh Frank... jak możesz tak mówić? To najlepsza forma rozrywki jaka istnieje. Zapewniam cię, że będzie tam cała szkoła. Na pewno wyjdzie ci to tym razem na dobre.
- Sam nie wiem...
- Jak dobrze, że ja wiem. Bądź za pół godziny, przyjdę po ciebie.
Rozłączył się.
Wiedziałem, że Felix po prostu za te pół godziny tu będzie i zabierze mnie ze sobą w jakim tylko stanie się pokażę. Dlatego bez zbędnego zastanawiania się co tam będę robił po prostu zacząłem się zbierać. Założyłem czarną koszulę z rękawem trzy czwarte i resztę... też czarne. Żeby na wszelki wypadek móc zniknąć niepostrzeżenie.
Coś stuknęło w moje okno. Nie musiałem wyglądać, żeby wiedzieć, że była to moneta Felixa.
Ostatni raz wyjrzałem na korytarz w domu. Cicho. Rodzice już spali.
Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież.
Felix opierał się plecami o pień drzewa rosnącego obok. Ubrany był w czarną kamizelkę opinającą dokładnie jego chude żebra. Blond długie włosy opadały mu na ramiona przysłaniając twarz.
- Witaj Franklin. (*deszcz czy słońce, miło znów zobaczyć cię*)
- Chyba nie miałem wyboru.
- Masz rację.- Odepchnął się od drzewa i uśmiechnął.
- Nie za zimno ci? Ja mam kurtkę ale ty...
- Malo mieszka blisko, poza tym alkohol rozgrzewa złotko.
- Ta, dzięki za radę.
Ruszyliśmy, a ja zacząłem zamarzać. Jakim cudem on wytrzymał w samej koszuli i kamizelce? Nie miałam pojęcia. To zbyt dużo na mój umysł.
Nie rozmawialiśmy przez całą drogę. Faktycznie Felix tylko patrzył się przed siebie i co chwila strzelał palcami u rąk.
Gdy dotarliśmy odrazu wszedłem do środka w celu ogrzania się. Nienawidziłem zimy, szczególnie tutaj kiedy musi być wyjątkowo mroźna. Globalne ocieplenie chuj strzelił i wyjątkowo skutecznie omija moje zadupie.
W środku planował półmrok. Było już trochę ludzi, ale dało się zauważyć, że to początek bo na pewno nie widziałem wszystkich. Dom Malo był podobnych rozmiarów co mój. Był urządzony w nieco starszym stylu, ale mniej więcej dało się ogarnąć co gdzie się znajduje. W przeciwieństwie do pałacu Alexandra.
- Frank!- Z drugiego końca korytarza pomachał mi Malo. Podszedł chwiejąc się co chwila i uśmiechając do ludzi stojących po bokach.- Miałem nadzieję, że się zjawisz. Bez ciebie nie byłoby to to samo...- Ostatnie zdanie zamienił w lament zmieniając głos na bardzo skruszony.
- Nie mogę nie być, prawda?
- Dokładnie.- Felix wyszeptał słowo tuż przy moim uchu.- No, więc baw się Frank. Niedługo dojdzie nas dużo więcej.
I doszło. Bo po godzinie dom był pełny. Felix nie przesadzał z tym, że przyjdzie niemal cała szkoła. Każdy kto zasługiwał tam był.
Po kilku godzinach siedzieliśmy już mocno napici przy barku Malo znajdującym się w salonie.
Leżałem na ladzie połową ciała. Felix siedział wyprostowany opierając się tylko łokciami.
Malo siedział na obrotowym krześle po drugiej stronie i co chwila dolewał mi wódki.
Jeden kieliszek, kolejny. Powoli zaczynało szumieć mi w głowie. Wszyscy bawili się podzieleni na kilka grup. Niektórzy byli na dworze paląc. Inni w saloniku obok grali w jakieś pojebane gry, reszta porozchodziła się po pokojach. Pewna część chyba jeszcze tańczyła, a my piliśmy jak kultura nakazała w odpowiedni miejscu.
- Maloo, twoi rodzice nie zorientują się ile alkoholu ubyło?
- Oh oni czasami zapominają, że istnieję.- Zaśmiał się i po raz kolejny zapełnił mi kieliszek.
Nie myślałem ani trochę trzeźwo. Opróżniłem go i wszyscy trzej zaśmialiśmy się.
- No to ja was zostawiam, idę zapalić.
- Frank nie masz papierosów.
- Nie tylko ja.- Uderzyłem dłońmi i blat i zwinąłem się z krzesła. Chwiejnym krokiem poszedłem do wyjścia zakładając po drodze kurtkę wiszącą na haku. Nawet nie wiem czyja była.
Wyszedłem za dom. Chłód owiał mnie z każdej strony. Zacząłem się trząść. Kurtka którą miałem na sobie nie była zbyt ciepła.
Oparłem się o balustradę tarasową i popatrzyłem w niebo. Widać było gwiazdy bardzo wyraźnie chociaż obraz bardzo mi się zamazywał.
- Chcesz zapalić?- Ktoś pojawił się obok mnie nawet nie wiem kiedy.
- W sumie to tak.- Wyciągnąłem rękę i dostałem w zamian zapalonego papierosa. Zaciągnąłem się i wydmuchałem powietrze przed siebie.
- Właściwie to chyba masz na sobie moją kurtkę.
- Możliwe.- Głos wydał się znajomy.- Trzeba było nie wychodzić bez niej.
- A już trzymaj. Słuchaj.. jest dość zimno, proponuje wejść do środka.
Nie myślałem za bardzo co się dzieje, więc bez żadnych przemyśleń poszedłem za chłopakiem.
Idąc do środka zgasiłem niedopałek o zaspę śniegu i prawie wywracając się doszedłem do drzwi.
Myślałem, że dołączymy do kogoś w tłumie, ale on szedł wgłąb domu. Zatrzymał się dopiero przy jednym z saloników bocznych. Usiadł na skórzanej kanapie obok jakiejś pary i zrobił mi miejsce. Zapalił kolejnego papierosa i założył nogę na nogę.
Usiadłem obok robiąc podobnie. Wyjąłem mu z ust papierosa i sam zaciągnąłem. Smakował lepiej niż ten poprzedni.
Rozłożyłem się wygodniej czując jak każdy mięsień powoli się rozluźnia. Wypuściłem dym prosto w twarz chłopaka którego też ledwo widziałem.
- Całkiem tu nudno.
- Fakt, Malo nie umie robić takich imprez jak Alexander. Aale za to mogę sobie chodzić gdzie chcę. Wtedy to tak średnio.- Ziewnąłem prawie wypuszczając papierosa z rąk.
- Chyba dużo wypiłeś.
- Wcale nieprawdaa, tylko troszkę. Tak malutko.- Pokazałem palcami śladową ilość, ale nie liczyłem nawet na to, że uwierzy.
- Słuchaj. Chyba powinieneś trochę wytrzeźwieć.
- Nie. Jestem trzeźwy. Patrz, wszystko potrafię zrobić.
Po wypowiedzeniu tych słów przyciągnąłem chłopaka do siebie i wcale tego nie planując zetknęliśmy się twarzami. A może ustami też, nieważne. Nieważne nieważne nieważne.
I ani trochę wtedy nie przeszkadzało mi to, że siedział tam Gerard Way, a ja ubrany w jego skórzaną kurtkę.
________________________________________
Normalnie nie chciałam dawać zajawek Frerarda, ale tak mi smutno było po wczorajszym rozdziale.
CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.
