Cały tydzień grzecznie chodziłem do szkoły starając nie rzucać się w oczy. Nie wychodziło.
Od kiedy zniknął Alexander, a nikt nie umiał wytłumaczyć gdzie stałem się głównym obiektem tego czego wcześniej on.
Na początku mnie to przytłaczało. Malo i Felix zamiast mi dogryzać właściwie szanowali każde moje słowo śliniąc się kiedy pytałem ich o zdanie.
Nie było to może do tego stopnia co wtedy. Ale na pewno byłem traktowany inaczej.
Co najgorsze zaczynało mi się to podobać.
Pamietam sytuacje sprzed kilku lat kiedy Alex został wybrany na sekretarza szkoły chociaż nawet nie startował. Tak, to było możliwe. Ludzie chcieli jego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Może ich zastraszył, może sami bali się do przodu.
Zgadnijcie kto dzisiaj został sekretarzem.
Ten tydzień dał mi dużo do myślenia. Zaczynałem uświadamiać sobie, że to wcale nie Alexander potrzebował ludzi, a oni jego. Nawet wpadła mi myśl do głowy, że nie był taki niezastąpiony. Że takim kolejnym Alexem mógłby być każdy.
Nie każdy jednak bez żadnych skrupułów wyrządziłby tyle krzywdy.
Więc dlaczego ludzie widzieli kolejnego Alexa we mnie?
Dlaczego nie Malo który zabijał samym swoim wzrokiem.
Dlaczego nie Felix z elokwencją na pewno nie pasującą do dwudziestego pierwszego wieku.
Dlaczego nie Gerard który swoją postawą potrafił przestraszyć.
Dlaczego ja.
Z jednej strony nie chciałem być jak on. A z drugiej to jak przedstawiali mnie inni było tak kuszące, że nie chciałem wycofywać się w cień. To wiązałoby się z porzuceniem za sobą tej szansy.
A zostałem w tej szkole nauczony życia z taką postawą. Alexander dużo mi zrobił. Ale też dużo nauczył. Powtarzał nam rzeczy których uczę się do dziś.
Ale skończył w taki sposób w jaki nigdy bym nie chciał.
A stawałem się drugim nim.
W piątek wieczorem kiedy ogarnięty kładłem się już spać zgodnie z tym jak przewidywałem napisał Way. Po ostaniej akcji trochę mnie zaintrygował. A nawet wystraszył. Ale postanowiłem dać sobie jeszcze szansę i zgodnie z obietnicą dotrzymać do wyznania prawdy. Chociaż coraz mocniej mnie straszyła.
W końcu to musi być coś dużego skoro boi powiedzieć się odrazu. Bo „mógłbym uciec".
Napisał jak się czuję więc odpisałem, że w porządku. Na co odpowiedział, że przyjdzie do mnie jutro o dziesiątej.
Zasnąłem z myślą o tym co teraz będzie. Co jak zbliży się okres wszystkich imprez. Alexander organizował można nawet chyba powiedzieć już bale roku. Które każdy pamiętał. A jego ogromnym pałacu wszystko miało inny wydźwięk niż tu na dole, w świecie innych ludzi. Byłem bogaty, ale nikt nie był tak bardzo bogaty i dostojny jak on. Mimo tego brakowało mu jednego.
Empatii.
***
Byłem już mocno spóźniony. Gerard dzwonił Do drzwi już z pięć razy. Nie byłem pewny czy usłyszał moje „przecież nie wyjdę bez spodni".
W końcu podbiegłem do drzwi ledwo ubrany. Akurat w momencie kiedy nie wytrzymał już czekania i sam otworzył je przed sobą na oścież.
- No hej.- podbiegłem biorąc za sobą kurtkę.
- Frank, tornado po tobie przeszło?- Przesunął się robiąc mi przejście po czym zamknąłem drzwi na klucz i poszliśmy dalej.
- Zaspałem.- Popatrzył na mnie i zaśmiał się.- Trzeba było powiedzieć, że potrzebujesz na wstanie więcej czasu niż przeciętny chłopak.
- Bo ja jestem wyjątkowy.
- Nie zaprzeczę.- Westchnął wypuszczając parę z ust i chwilę się zamyślił.- No dobra to idziemy do mnie. Ale doceń to Iero bo nie każdy ma wstęp do tego domu.
Pogroził palcem i przyspieszył kroku. Dogoniłem go i wbiłem wzrok w śnieg pod nogami.
- W sumie czemu tam?
- Bo często u mnie siedziałeś.
- Ja?
- Tak, jak wybili ci okna, a twoi rodzicie zostali w hotelu przez chwilę byłeś u mnie.
- Coś wspominali o oknach, ale nie pamiętam tego już.
- No ale tak było. W każdym bądź razie to tu.- podszedł do drzwi i pchnął je delikatnie. Nawet się ucieszyłem, w końcu przestało być tak zimno.
Dom był skromny. Nie biedny, ale i nie bogaty. Statystyczny.
Faktycznie czułem jakbym znał ten wystrój. Jakbym tu był. Ale nic poza tym.
Gerard odwiesił znoszoną kurtkę i wskazał ręką drzwi do swojego pokoju.
Kazał usiąść i przyniósł czarną bluzę.
- Co to jest?
- Two...
- Moja bluza! Skąd ją masz?- Ucieszyłem się na widok znajomego ubrania.- Szukałem jej.
Sięgając po bluzę spojrzałem w oczy Gerardowi. Były strasznie ciemne a jednocześnie takie zielone. Jak u kota.
Przez moment w głowie miałem obraz jak staliśmy w tym samym pokoju. Kiedy tak samo patrzyłem w te same oczy widząc w nich swoje odbicie.
Ubrany był identycznie jak dzisiaj. Nie wiedziałem czy ze mną pogrywa czy wizja ta była tylko wytworem mojej wyobraźni. Czułem się jak niewidzialny duch słyszący rozmowę obcych osób.
A dla mnie czas się zatrzymał. Zamulone dźwięki, których nie dało się odczytać. Rzeczy za mgłą, których nie mogłem zobaczyć. Miałem dość tego, że niczego nie pamiętam.
Pamiętam ten kolor. Kojarzył mi się z ciepłem i dobrem. Z domem i z czymś wesołym. Co stało się, że nie pamiętam. Dlaczego musiałem przepuścić szansę i od tak zapomnieć.
- Frank?
Otrząsnąłem się gwałtownie.
- Wszystko ok?
- Tak... Chyba tak. Już po prostu boli mnie głowa, jest zimno. To pewnie przez zatoki.
- Na pewno?- Podał mi bluzę do ręki i trochę się zmartwił.
- Jasne, nie masz się czym martwić. Minie w końcu. Dzięki, że to zatrzymałeś. Dostałem ją od ojca na pierwszym koncercie.- Popatrzyłem na sprany nadruk z misfits.
- Tak wiem.
Skąd wiedział? Czy już mu to mówiłem? Skąd mógł wiedzieć skoro nie powiedziałem mu wprost. Albo o tym nie pamiętam.
Popatrzyłem jeszcze raz w jego zielone tęczówki. Były naprawdę... inne. Nie zwracam uwagi u ludzi na takie rzeczy jak oczy, a myślę, że te Gerarda zapamiętam na zawsze.
Coś zastukało i otworzyły się drzwi wejściowe.
Gerard podniósł się i poszedł sprawdzić kto to.
- Mowiem ci, że masz zostać. Słyszałeś czy nie?
- No słyszałem no i co?
- Jak ktoś zobaczy cię w takim stanie znowu przyjadą. Ale tym razem nie po niego tylko po mnie. A skończyły mi się ulgowe karty.
Znowu przeszył mnie strach. To chyba był jego brat. Przypomniało mi się co stało się w poniedziałek. I już sam nie wiedziałem czy kocham te oczy czy się ich boję.
_________________________________________
Dobranoc
CZYTASZ
SING. •frerard•
ФанфикшнSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.
