Nie poszedłem do szkoły. Nie przez kolejny tydzień po wyjściu od Gerarda. Może i byłem słaby, może nadal jestem, ale nie mogłem.
To tak głupio brzmi...
Nie poszedłem nawet po to, żeby cokolwiek z tego wyjaśnić. Podświadomie chciałem i wiedziałem, że powinienem był pójść jak normalny człowiek.Ale nie mogłem. Nigdy wcześniej nie myślałem nad tym jak bardzo ważna jest dla mnie znajomość z Gerardem. Ale on był... magnetyzujący.
Był inny od tych ćpunów, których uważałem za bratnie dusze. Którzy namówili mnie do skrzywdzenia Waya...
Przestałem starać się dodzwonić do Gerarda jakoś tak po piętnastym nieodebranymi połączeniu w przeciągu kilku dni. Chciałem nawet do niego pójść, ale bałem się. Jestem głupi, bałem się.
Jeszcze bardziej bolał fakt, że nie miałem pojęcia dlaczego to zrobił.
Przez co?
Było dobrze i nagle się zepsuło. Wiem, że Way jest emocjonalny i delikatny, ale dalej nie wiedziałem co zrobiłem źle.Dlatego nie chciałem odbierać kiedy na ekranie pojawiło się połączenie przychodzące od Malo.
Był piątek, wieczór, nie miałem nic innego do roboty. Nie chciałem. Ale co mogłem innego zrobić?
Tylko oni mi zostali.- Ej Frank, gdzie ty do cholery jesteś? Nie było cię w szkole prawie tydzień, co ty odkurwiasz?
- Mówiłem, że jestem chory.
- Nie słychać tego po tobie. O chuj ci chodzi? Wbijaj dzisiaj do nas. Alex mówił, że jest impreza, nie może nas nie być.
- Nie wiem Malo, źle się czuję. Może kiedy indziej? Przeproś za mnie resztę.
- Nie odpuszczę ci tego.- Jego głos był coraz bardziej natarczywy. Albo już był pijany, albo mentalnie się na ten stan przygotowywał, imitując go. W dodatku bardzo trafnie.- Za dziesięć minut pod domem Alexa i koniec.
Zgodziłem się. Bo jak mógłbym odmówić? Takich imprez się nie odmawia.
Gerard zapewne powiedziałby inaczej. Ale co on ma do tego... ponoć mnie zostawił.Przecież ludzie tacy jak ja nie rozpaczają, tak?
Ta właśnie myśl ostatecznie wypchnęła mnie z łóżka, żebym w końcu mógł wyjść z domu i odreagować cały ten stres.Nie mogłem powiedzieć, że Gerard stracił dla mnie znaczenie. Bo dalej był cholernie ważny. Znaczy byłby, gdyby tylko się odezwał przez ten pieprzony tydzień. Ale nie...
Starałem się o niczym nie myślec, co oczywiście przyniosło odwrotny skutek i cała droga minęła mi przy akompaniamencie burzliwych myśli atakujących mnie z każdej strony.
I to pytanie...Co powinienem zrobić?
Olać?
Poczekać? Dać mu czas?Czy dać spokój i uznać za nieudolną znajomość?
Może to nieodpowiednie, ale ciągle miałem go na sumieniu. Po za tym zżerała mnie ciekawość co takiego zrobiłem? Dlaczego tak zareagował? Bo chyba nie miał powodów.
Czułem się jakbym skrzywdził go drugi raz, zabrał kolejną cześć jego duszy. Mimo, że wciąż nie wiedziałem o co był zły.Dlatego postanowiłem nie odpuszczać.
Ale... może nie dzisiaj.
W końcu stanąłem przed domem Alexa. A bądźmy szczerzy, jak on robi imprezę to robi IMPREZĘ. Taką konkretną. Już chyba wspominałem jaki dziwny i niecodzienny jest jego dom... A dodajmy do tego mnóstwo ludzi, których nie znam i alkohol. Tak, dokładnie. Rozpierdol.
Uśmiechnąłem się pod nosem widząc Malo stojącego na werandzie.
- Czekałem na ciebie.- Podszedł do mnie i lekko uścisnął mi rękę. Byłem nieco skołowany i przytłoczony takim tłumem, ale powiedzmy sobie szczerze, w momencie kiedy poczułem woń alkoholu stwierdziłem, że przyjście tutaj było najlepszą decyzją jaką mogłem podjąć.
- No, a jednak.
- Nie brzmiałeś na chętnego przyjścia tutaj.- Zrobił pytającą minę po czym uśmiechnął się przenikliwie, odwrócił i pociągnął za sobą w głąb domu.- Większość dzieciaków ze szkoły błagało o wpuszczenie. Alex to szycha, nie pojawić się tu to tak jakby nie istnieć.
- Może ja chcę nie istnieć?
- Co?- Zatrzymał się i zwrócił w moja stronę.
- Nic. Głupie pierdolenie. Nie słuchaj mnie.
- Czasami brzmisz jak opętany.- Zaśmiał się i pociągnął mnie za sobą w głąb domu. A ja cieszyłem się, że nie wziął tego na poważnie. Mimo, że czasami naprawdę chciałem nie istnieć.
Widziałem jak impreza powoli się rozpoczyna. A dla niektórych niestety już kończy. Jak alkohol leje się litrami.
Nie wiedziałem gdzie prowadzi mnie Malo. Po prostu szedłem za nim. W końcu i ja często gubiłem się w tym domu. Postanowiłem mu zaufać. Musiałem.
Chociaż, że ja potrafię zaufać komukolwiek? Jeszcze kilkanaście dni temu powiedzianym, że tak. A teraz? Chociaż w sumie Gerardowi raz zaufałem. Nie wyszło...
- Frank!
Z zamyśleń wyrwał mnie czyjś donośny głos. Zorientowałem się, że stoję w środku ogromnego holu. Po obu stronach pomieszczenia znajdowały się kręte schody prowadzące na górę. Piętro było odgrodzone od imprezy. Tam stali tylko wybrani. Schody kończyły się konkretnie na czymś w rodzaju balkonu? Antresoli? Widok na pomieszczenie z góry. Tak. A na nim stał Felix, to do niego należał ten głos wołający moje imię. Zauważył, że na niego spojrzałem. Zrobił szybki ruch ręką, który oczywiście oznajmiał, że mam tam iść.
Schodów nie pilnował nikt. Ale o dziwo, a może nie, nikt nie próbował nawet się ich dotknąć. Każdy wiedział.
Zrobiłem pierwszy krok. Nigdy nie byłem w królestwie Alexandra. Jego dom rodzinny przypomniał jak już z resztą mówiłem, starą posiadłość.
Miał swoje tajemnice. Które nie koniecznie powinny być odkryte.
W końcu dostałem się na górę. Nawet nie wiem jak i kiedy zostałem szybko wypchany do pomieszczenia przed sobą. Duże, drewniane drzwi zamknęły się za mną z hukiem. Jak już mogłem się domyślić był to pokój Alexandra.
Ale kurwa, nie wyglądał jak pokój chłopaków w naszym wieku.Ściany były w ciemnym, szarym odcieniu. Czerwone zasłony i meble z czarnego drewna tylko to dopełniały.
Ten klimat. Spokoju.
Mimo, że na dole impreza była swoim hukiem nie do zniesienia, tak tu było cicho. Inny świat.
- Iero.- Alex odezwał się pierwszy. Zupełnie jakby wyczuł moje wahanie.
Spojrzałem na niego delikatnie, czego on nie odwzajemnił. Stał z pustym wyrazem twarzy.
- Nie będę niepotrzebnie przedłużać czas. Masz kłopoty. Duże. I tak na wstępie radzę ci odrazu wybić sobie Waya z głowy.
O nie. Znowu to.
- Co masz do Gerarda? O co ci chodzi?
- Jesteś mi potrzebny Frank. Jesteś tu dla mnie. Nie dla niego.
- Ale dlaczego tak bardzo zależy ci na wjebaniu go w jeszcze większe gówno?
- Bo go nie lubię! To wystarczy. Jest dziwny. Tacy ludzie nie mają prawa być w społeczeństwie kimś więcej niż szczurem. To trzeba wyplenić. I ostrzegam cię Iero.- Zbliżył się do nie tak, że czułem jego zimny oddech.- Bo Way straci coś więcej niż wzrok.
To mnie dotknęło. Nawet bardzo. Nie chciałem żeby Gerardowi stało się z mojej winy jeszcze więcej.
Dlatego słowa Alexa, mądre czy nie, uznałem za ostateczny znak. I postanowiłem zgodnie z prośbą Waya trzymać się od niego z daleka.

CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.