5.2

360 65 8
                                        

Ani Malo ani Felix nie odezwał się już przez kolejne dwa tygodnie. Rozstaliśmy się po tym jak powiedział, że nie może się doczekać aż wszystko wróci do normy.

Nie wiem co Felix uznał za normę, jednak patrząc na jego upodobania można spodziewać się wszystkiego.

Przez ten czas nie robiłem nic innego. Przychodzili nauczyciele, coś tam udawałem, że słucham. Czasami posprzątałem (czyli wepchnąłem wszystko w jeden kąt).
Rodziców jak zawsze nie było w domu. Kiedy byłem jeszcze mały bardzo pragnąłem ich uwagi. Udawałem różne choroby, starałem się w lekcjach chciałem, żeby zauważyli. Ale to nic nie dawało, pochłaniała ich praca i pieniądze. Byli na tyle bogaci, że mogliby sobie odpuścić, ale wciągnęło ich to już zbyt bardzo.

Dlatego nie pamiętam kiedy normalnie z nimi rozmawiałem. Za to miałem wolność i pewność, że cokolwiek zrobię, oni za to zapłacą. Coś powiedzą i udadzą, że niczego takiego nie było.

Siedziałem sobie nic nie robiąc. Dosłownie nic nie robiąc. Stukałem długopisem o kartkę papieru na której powinna znajdować się praca domowa. Miałem już serdecznie dość domowego nauczania. Wystraszyło popatrzeć się w innym kierunku co już denerwowało nauczyciela bo przecież mam „uważać".

A to była ostatnia rzecz którą musiałem nadrobić. Za dwa dni kończy mi się zwolnienie i mam wesoło podreptać do budynku zwanego szkołą.
Na zewnątrz śniegu zrobiło się jeszcze więcej niż ostatnio. Teraz zalegało tam conajmniej kilkanaście centymetrów.

Wracając, kiedy tak siedziałem bezczynnie odezwał się mój telefon. I na to czekałem. Bardzo irytował mnie już fakt, że przez tak długi czas jedyne czego się dowiedziałem to, że Gerard tak w sumie jest spoko i tyle.

Próbowałem na razie we wszelkie analizy nie dodawać tego co powiedział Felix. Nie sądzę, żeby kłamał, ale Alexander mówił różne rzeczy. Może po prostu chciał, żebym się o tym dowiedział i zdystansował Gerarda.

Co nie znaczyło, że całkiem o tym zapomniałem.

Napisał, że będzie pod domem za piętnaście minut. Szkoda tylko, że było tak późno. Zerwałem się szybko bo inaczej nie byłoby szans zdążyć. Ubrałem cokolwiek z dołu szafy. W końcu jest zimno, nie sądzę, żeby zwrócił na to uwagę.

Zbiegłem na dół żeby wypić cokolwiek przed wyjściem. Po drodze spotkałem matkę która chyba przecierała kurze. Mówię chyba bo widziałem to pierwszy raz.

- Gdzie się wybierasz?

- Na dwór.

- Chyba widzę, a gdzie dokładnie jeśli można spytać? Miałeś dokończyć lekcje, a potem zrobić ojcu obiad.

Zatrzymałem się tuż przy wyjściu.

- A czemu ty tego nie zrobisz? Udajesz, że się angażujesz choć tak w sumie to nigdy nie widziałem, żebyś zrobiła dla nas cokolwiek. Za to ja gotuję już czwarty raz w tym tygodniu.

- Uważaj bo zaraz nigdzie nie wyjdziesz Frank.

Pokręciłem głową przecząco i zwróciłem w stronę drzwi. Pchnąłem je wpuszczając zimne powietrze do środka.

- Dobra zapomnij. Zrobię to potem.

- Masz być w domu do wieczora.

Zignorowałem puste słowa i zamknąłem za sobą drzwi.

Poczułem mroźny wiatr i pożałowałem, że nie zapiąłem się wcześniej. Nie sądziłem, że jest aż tak zimno.

Tuż za rogiem prawie wpadł na mnie Way.

SING. •frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz