.11.

821 135 106
                                    

Następnego dnia, siedząc samotnie w domu wiedziałem jedno. Musiałem sprowadzić tu Gerarda. Musiałem pokazać mu dobrą stronę życia. Szczęście, to co jest w nim piękne.

Nie mam pojęcia od kiedy wzbudziła się we mnie dobra dusza, aczkolwiek coś mnie do tego najwyraźniej ciągnęło. Chciałem, żeby mimo wypadku nauczył się patrzeć nie tylko oczami.

Pierdole jak zakochana nastolatka. Co się ze mną dzieje?
Jeszcze do niedawna byłem niemal odwzorowaniem Alexandra, a teraz? Może to tylko faza przejściowa? Oby...

W końcu usłyszałem dźwięk mojego dzwonka i odebrałem połączenie od nieznanego numeru.

- Halo?

- Frank?- Oczywiście, że Gerard. A kto inny. Miał tak specyficznie zachrypnięty głos, że nie dało się go nie rozpoznać.

-Skąd masz mój numer? Ostatnio to ja pytałem o twój, aczkolwiek odpowiedzi nie dostałem.

-Jesteś popularny, wystarczyło zapytać jakakolwiek dziewczynę z korytarza.

- Czyli mój numer od tak krąży sobie po szkole?- Przewróciłem się na plecy leżąc na łóżku, w zacienionym pokoju. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Gerard jednak nie do końca sobie odpuścił. Chciał zadzwonić.

- Najwyraźniej. Z resztą nie tylko twój. Laska z trudem się do mnie odezwała, najprawdopodobniej się bała i w pośpiechu, abym tylko zostawił ją w spokoju zaproponowała mi też numery twoich znajomych.

- Więc po co dzwonisz?

- Po pierwsze masz już mój numer tak jak chciałeś, zapisz sobie. A po drugie... No nie wiem, jakoś tak nudziło mi się.

-Wpadniesz do mnie?

- Teraz?

-Dlaczego nie.

- No dobra.

- Przyjść po ciebie?

-Za 10 minut przy głównej bramie do parku.

- Będę.

Usłyszałem jak Gerard się rozłącza i zrobiłem to samo, po czym przycisnąłem telefon do piersi i przewróciłem się na lewy bok, twarzą do ściany. Nie potrafiłem zatrzymać uśmiechu, sam nie wiem dlaczego. Po prostu byłem szczęśliwy, że zadzwonił. Że w ogóle postanowił ciagnąć to dalej.

Po za tym, jak można mnie nie lubić? Jestem ideałem.

Ubrałem się jakoś dosyć schludnie i zszedłem na dół.

- Mamo, idę po kolegę, zaraz tu przyjdzie.

- Mogę widzieć kto to jest i dlaczego ma zamiar przyjść?

- Znajomy, musimy.... zrobić razem projekt. A ty chyba zaraz wychodzisz, racja?

- Tak. No dobrze, ale jak przyjadę chcę zobaczyć ten projekt.

- Jasne.- Krzyknąłem z podestu i jak najszybciej wybiegłem z domu.

Będę musiał potem coś wymyślić, ale jebać. Potrzebuję go. Teraz.

O chuj, jak to kurewsko źle zabrzmiało. Jakby mi na nim zależało, a tak nie jest. Po prostu... czuję się winny? Muszę naprawić, poukładać pewne sprawy?

Nim się zorientowałem, zbliżyłem się już do bramy, przy której grzecznie czekał Way. Ubrany był w obcisłe, czarne spodnie i jak ostatnio, bardzo luźny sweter. Ponownie odkrywał jego lewe ramię. Ponownie zobaczyłem jak bardzo jest blade i kościste.

SING. •frerard•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz