Następnego dnia nastała sobota i koniec szkoły. Na przynajmniej dwa dni. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć Alexander był chory, a Felixowi się po prostu nie chciało. To dlatego utknąłem sam na sam z Malo dzień wcześniej.
No może nie do końca taki całkiem sam. Był jeszcze Way, z którym spędziłem niemal godzinę odprowadzając go do domu.Takim właśnie jestem idiotą. Działam impulsywnie, a potem całą noc rozmyślam o tym, dlaczego to zrobiłem. Co mnie cholera podkusiło, żeby temu idiocie pomagać.
Czy teraz jestem zobowiązany robić to cześciej? Mam zacząć go niańczyć?!
Nienie... spokojnie Frank. To było jednorazowe potknięcie.Przetarłem oczy ziewając i zwlokłem się z łóżka idąc w stronę łazienki. Rano nie byłem zbyt przyjazny dla reszty świata, dlatego też wolałem ogarnąć się zanim ktoś wtargnie do mojego pokoju z pretensjami. Gdyby spotkał mnie w fazie "kurwadopierowstałem" nie byłoby za ciekawie. Takie akcje kończą się zazwyczaj ogromną kłótnią zwaną "rozpierdolem".
Więc wracając, w końcu udało mi się nieinwazyjnie trafić do łazienki i przemyć twarz zimną wodą.
Zanurzyłem cała głowę pod nurt płynący z kranu i zacząłem intensywnie myślec. Wszystko zmieniło się od kiedy Way wrócił do szkoły. Nie mam pojęcia dlaczego trwało to aż tyle, ale wzroku mu nie przywrócili. W końcu poczułem jak zimna woda zaczyna napływać mi do oczu i szybko się wycofałem.Na końcu tylko przetarłem twarz ręcznikiem i oparłem się o ścianę łazienki, wpatrując się w odbicie w lustrze. Nigdy nie zastanawiałem się nad swoim wyglądem. Ot kolejny chłopak z trochę za długimi i zapuszczonym włosami. Oczy mam przeciętne. Nie brązowe, nie piwne... chuj wie co to za kolor. Jestem niski. Cholernie niski. To jeden z powodów, dla którego mimo ogólnego zainteresowania mało kto chce się ze mną umawiać. Nawet jak znajdzie się dziewczyna chociaż troszeczkę ode mnie niższa, czar pryska jak tylko założy wyższe buty.
A wątpię, że znajdzie się na świecie istota, która zrezygnuje z pięknych szpilek, na rzecz takiego krasnala jak ja.
Za to nie dziwiłem się, że o Gerardzie krążą takie plotki, a nie inne. Przyznajmy to otwarcie, chłopak jest przystojny. Może nie mnie to oceniać, ale jestem pewien, że z tą twarzą i choć trochę normalniejszym zachowaniem byłby jednych z bardziej wychwytywanych chłopaków. Jest pojebany to fakt. Ale jak to by powiedział Alexander, zmiana ubioru na choć trochę mniej straszny, inny, delikatniejszy makijaż i byłoby spoko.
Pokręciłem przecząco głową i wyszedłem z łazienki. Nie mnie go oceniać.
Na początku stwierdziłem, że zostanę w pokoju odcięty od reszty świata cały dzień, ale potem poczułem nagły brak świeżego powietrza i musiałem wyjść.Było dosyć ciepło, ale słońce wyjątkowo mnie irytowało, więc nie obeszło się bez bluzy z mocno naciągniętym na twarz kapturem. Nie miałem pojęcia gdzie iść, dopiero z czasem wpadłem na pomysł pójścia do miejskiego parku. Mimo iż placówka była duża i teoretycznie zadbana, wszystko żyło tam własnym życiem. Gdyby nie ławki, ścieżki i gdzieniegdzie zasadzone kwiaty, dałoby się wszystko pomylić z lasem.
Przychodziłem tu jako dziecko, z czasem zamieniliśmy to na opuszczoną halę...
Szedłem dosyć powoli, nigdzie mi się nie spieszyło. W końcu w oddali zauważyłem upragnioną ławkę za drzewami, idealne miejsce dla zmęczonych nóg, bo nie oszukujmy się, moja kondycja nie jest za dobra.
Bylem w cholerę szczęśliwy z mojego znaleziska, do czasu aż nie zauważyłem na niej drugiej osoby. Przeklęty zbieg okoliczności, musiał to być Way.
Wyglądał inaczej niż zwykle. Włosy miał rozwiane, ale wstępnie uczesane. Ubrany był w ciemne, dość mocno opinające spodnie i luźny, granatowy sweter, wyglądający na dzianinę. Podszedłem do niego i przez chwilę po prostu stałem patrząc się na znudzonego chłopaka. Brodę opierał o splecione ręce, które spoczywały na białej lasce. Był lekko pochylony do przodu, przez co z jednego ramienia zsunął mu się sweter. Miał cholernie jasną karnację. Mimo słońca, dalej prezentował się nieskazitelnie biało, zupełnie jak kartka papieru.
Miałem po prostu odejść, ale zrobiło mi się go szkoda. Jest sam, nikt się nim nie przejmuje. Podszedłem bliżej tak, że chłopak wyraźnie odczuł moją obecność. Poprawił się i odruchowo uniósł głowę w moją stronę. Czarne okulary lekko zjechały mu na nos, przez co w efekcie szybko je poprawił.
-Ja...- Nie do końca wiedział co powiedzieć, więc musiałem go szybko wyręczyć.
- Hej, jesteś tu sam?
- Jak widać. A ty... Frank?- Zapytał lekko speszony. Musiał rozpoznać mój głos.
- Nie do końca.- Usiadłem obok i westchnąłem. Zrobiło mi się wtedy naprawdę głupio, że go wcześniej okłamałem. Zasługiwał z mojej strony chociaż na prawdę.
- To jesteś, czy nie?
- Ja...Nazywam się Frank i tak, odprowadziłem cię wczoraj do domu, ale... Masz mnie za kogoś innego. Frank, Frank Iero.- Zrezygnowany chwyciłem jego prawą dłoń i lekko ścisnąłem ją jako gest powitania. Zrozumiał o co chodzi bo bez problemu oddał uścisk. Co nie zmieniło jego zakłopotania.
- Czy ty...?
-Tak to ja, ale...
- Byłeś w hali. To ty mnie....
- Zaczekaj. Spokojnie.- Uniosłem ręce w geście poddania, czego on oczywiście nie zobaczył, ale miałem głęboką nadzieję, że chociaż to odczuł.- Ja chciałem przeprosić. Za to, że cię okłamałem no i za to co zrobiłem... Nie chciałem, naprawdę.
Gerard nie odpowiedział. Nawet nie był do mnie zwrócony przodem. Wsłuchiwał się w śpiew ptaków w bezruchu.
- Gerard, dlaczego się przyznałeś? Mogłeś powiedzieć, że to moja wina, dlaczego tak zrobiłeś?
- A ty Iero co byś w takiej sytuacji zrobił?- Ton jego głosu spoważniał i zaczął pokazywać się Way sprzed wypadku. Jednak wewnętrznego charakteru nic nie zatrzyma...
- No ja...
- Myślisz, że po za twoim poniesieniem konsekwencji nikt by nie ucierpiał? A twoi przyjaciele? Nic by mi nie zrobili? Bo widzisz, zdaje mi się, że również nie wyszedłbym z tego czysto. Kojarzę Alexandra, jak kurwa każdy w tej szkole i powiem ci, że nie mam zamiaru mieć z nim więcej problemów. Po co się w ogóle pytasz? Nagle przestraszyłeś się, że ktoś tak idealny jak ty będzie miał problemy?
- Myślałem, że chciałeś mnie chronić przed wyrokiem, chciałem wiedzieć dlaczego i się odwdzięczyć.
- Nie wszystko kręci się wokół ciebie Iero.
Po czym wstał odszedł niepewnym, choć gwałtownym krokiem. Nie do końca wiedziałem co o tym myśleć. Way albo się nas boi, albo to my powinniśmy się bać jego.
Musiałem wiedzieć dlaczego i co najważniejsze, pokazać mu, że nie ma czego się bać. Po za tym byłem mu coś winny, odprowadzenie do domu to jeszcze nie koniec.

CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.