W domu jak zawsze zamówiłem jakiś obiad dla ojca udając, że sam go zrobiłem i siadłem w salonie przeglądając kanały. Wszystko było nudne i nie warte uwagi.
Prawie zasnąłem kiedy obudził mnie dzwoniący telefon.
- Haalo?
- Iero?-Alexander. Odrazu poznałem. Tylko on mówił do mnie po nazwisku.-Będziesz, jak mam rozumieć?
-Yhy... To coś ważnego?
-Nie nie... tylko chciałem się upewnić. Z resztą nie ważne... Yh... tak.
I się rozłączył. Tak po prostu. Zawsze był tym najważniejszym. Zawsze, każdy się mu poddawał. Lub skrycie nienawidził. Ludzie widzieli w moich znajomych postrach i ułomność, cóż... mieli rację.
Ogarnąłem nieco dom i wyszedłem zostawiajac rodzicom kartkę, gdyby któremuś zachciało się wracać wcześniej.
Dopiero po wyjściu zorientowałem się, że nie wziąłem słuchawek, dlatego też niestety musiałem przebyć drogę w ciszy. Na początku mi to nawet przeszkadzało, ale z czasem polubiłem przesłuchiwanie się szumiącym drzewom.
Nawet nie zdążyłem się zorientować, kiedy doszedłem do starej hali. Była to ogromna, zamknięta hala hutnicza, przy której lubiliśmy się spotykać. Całe wakacje przesiadywaliśmy w środku.
Budynek został opuszczony jeszcze za czasów drugiej wojny światowej i spokojnie mógłby być uznany za coś w rodzaju zabytku, ale nikt się tym nie przejmował.Wtedy zobaczyłem chłopaków opierających się o jej ścianę. Palili leniwie papierosy niemal się do siebie nie odzywając.
-Frank?- Pierwszy zauważył mnie Malo.-Myślałem, że się nie zjawisz.- Na jego twarzy widziałem ulgę i ulatniające się zakłopotanie.
- Spokojnie. Zostałem skutecznie zastraszony.- Zaśmiałem się, ale chyba nikomu nie było w nastroju do żartów. Wybrałem więc najprostszą drogę ucieczki i udałem, że kicham, po czym bez słowa wślizgnąłem się do środka.
Hala była obszerna. Zamiast podłogi był tam po prostu piasek, a co chwila dało się zauważyć wyrastające z niego kępki trawy i mlecze. Te żółte kwiatki mogą rosnąć nawet na betonie kurwa.
Z tyłu znajdowały się stare rusztowania, które z czasem zaczęły się zawalać i utworzyły coś w rodzaju prowizorycznych, piętrowych ławek.
Sufit nabył swoich dziur już dawno temu. Letnie słońce prześwitywało prze nie tworząc nieraz bardzo przyjemną atmosferę. Hala miała trzy przejścia. Do drugiego składu, który był zbyt zniszczony i zagracony, żeby tam siedzieć; do zamkniętego biura, gdzie nie dało się dostać i do pracowni gdzie składowane były jeszcze jakieś stare substancje.
Szczerze to na początku zdziwiłem się, że miasto pozwala na obecność tych niebezpiecznych chemikaliów. Jednak cały nasz stan jest tak zaniedbany, zadłużony i niebezpieczny, że zapewne każdy już o tym zapomniał.
Po wejściu do środka odrazu zajęliśmy nasze stałe miejsce przy rusztowaniach. Było to nawet wygodne, patrząc na to ile całość ma lat. Gdzieniegdzie rosły ogromne, miękkie kępy mchu, który był naprawdę miły w dotyku.
- No to o co chodzi?- Spytałem kiedy wszyscy zajęli już swoje miejsca.
- W zasadzie sam nie wiem. Felix?
- Mnie się nie pytaj. To pomysł Alexa.
- Ile razy wam debile mówiłem. Nie skracać mojego imienia!- Chłopak nieco się uniósł, chociaż nie do końca rozumiałem jego gniew. Z jednej strony faktycznie wiele razy to mówił, ale nikt nie widział dlaczego tak nie lubi tego skrótu.

CZYTASZ
SING. •frerard•
FanfictionSing it for the blind~ O dwóch młodych chłopcach, którzy tylko wspólnie mogli widzieć świat, tak jak powinni.