Rozdział 18

659 46 13
                                    

Juvia Pov.

Rano obudziłam się ze świetnym humorem. Powiększył się on jeszcze bardziej, gdy okazało się iż jest dopiero 6.30. Stwierdziłam, że wstanę te 15 minut szybciej. Wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do krzesła na którym leżał przyszykowany mundurek. Poszłam do łazienki i wykonałam moją poranną rutynę w toalecie. Wróciłam się do poprzedniego pomieszczenia, ubrałam się szybko, spakowałam piórnik o, którym wczoraj zapomniałam do plecaka i zeszłam do kuchni. Okazało się, że jest już 7.00.
Zrobiłam sobie na śniadanie tosty. Wyjełam z lodówki ser, masło i szynkę, a z szafki toster. Nalałam wodę do czajnika i wstawiłam go na gaz. Wybrałam z szafki mój ulubiony kubek i wrzuciłam do niego saszetkę z herbatką ziołową. Podłączyłam toster do kontaktu i zabrałam się za przygotowane wcześniej produkty. W czasie robienia do kuchni weszły moje kuzynki. Ja nie wiem jak z łóżka wyciągnąć je może zapach jedzenia. Mnie w dni wolne mobilizuje to, że jak za długo śpię rano to w nocy jest wtedy nie za ciekawie z moim spaniem.

- Co tak pachnie? - zapytała Sherry

- Tosty. - odpowiedzialam - Chcecie?

- Zawsze i wszędzie. - odpowiedziały razem. Dziewczyny zrobiły to samo co ja wcześniej i po chwili jadłyśmy przygotowane wcześniej zasłużone śniadanie . Z racji tego iż była już 7.35 musiałam powoli zbierać się do wyjścia.

- Już wychodzisz? - zapytała Sherria

- Musze się powoli zbierać.

- Możemy cię odprowadzić. - zaproponowały w tym samym, gdyby nie to, że nie chce mi się iść samej, pewnie zastanawiałabym się czy one to ćwiczą po nocach.

- Jasne, czemu nie. - ubrałyśmy kurtki, buty zimowe i czapki oraz szaliki. Jesteśmy typem dziewczyn, które chodzą ubrane jak na wiosne, tylko jak pulpeciki (dop. aut. Autorka tak samo). Wzięłam plecak, w którym miałam butelkę wody i jakąś drożdżówkę, żeby mieć co zjeść między lekcjami. Po chwili wyszłyśmy z domu i zaczęłyśmy rozmawiać.

-  Co tam u ciebie Sherria? Masz już chłopaka? - dziewczyna zawsze miała popęd (dop.aut. O ludzie jak to brzmi) u chłopaków na te słowa przybrała koloru czerwonego - Ten buraczek na twarzy mam rozumieć, jako potwierdzenie moich słów? - zapytałam niepewnie.

-Tak. - odpowiedziała za starszą ta młodsza - Jest z Blue Pegasus.

- No to nieźle, a ty Chelia miałaś kogos na oku?

- Miałam. Nazywał się Lyon Vastia, ale niestety przeprowadził sie do innej szkoły i mi w sumie przeszło, więc jak narazie nie jest źle i w sumie znalazłam innego, który także jest z Blue Pegasus. - jeszcze rozmawiałyśmy około 10 minut i chwilę poźniej byłyśmy pod szkołą.

- Dzięki, ale nie musiałyście

- No co ty tak to tylko byśmy się nudziły. - pożegnałyśmy się i po wejściu do szkoły skierowałam się do szatni. Ogarnęłam się i chwilę poźniej byłam w drodze pod salę od polskiego. Spojrzałam na zegarek w telefonie i zdziwiłam się, gdyż była 7.50. O tej godzinie, a tu ani żywej duszy na korytarzu. Nie przejmując się tym postanowiłam się pouczyć. No bo przecież może mnie zapytać, chociaż w sumie. Ona mi to sama zapowiedziała.

- Juvia, co ty tu robisz? - ktoś się mnie zapytał

- Lyon? - spytałam sama siebie

- Tak to ja. - odpowiedział z głupim uśmieszkiem - Nie mamy dzisiaj wogóle lekcji. - oznajmił, na co ja wstałam entuzjastycznie, lecz po chwili wykrzyknęłam.

- Yeah. Przynajmniej od tej szurniętej kobiety mam dzisiaj spokój!- złożyłam ręce i klęknęłam jak do modlitwy - Alleluja, czyli ktoś tam na górze nade mną czuwa. - po chwili usłyszałam śmiech Lyona tarzającego się i równocześnie płaczącego ze śmiechu na podłodze. Popatrzyłam na niego jakby z buszu uciekł, ale po chwili, gdy zdałam sobie sprawę z rego co powiedziałam i oparłam się o ścianę żeby nie wygladać jak biało-włosy z którego także się śmiałam.

Akademia Fairy TailOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz