~Kilka lat później~
Od rana w domu państwa Dragneel panował rozgardiasz. Pewnie jesteście ciekawi czemu? To bardzo proste. W dniu dzisiejszym ich dzieci obchodzą swoje czwarte urodziny.
- Mwamo, kiedy bendą nasi pielwsi goście? - spytała różowo-włosa dziewczynka swojej rodzicielki.
- Już nie...
- Siostlo, widze dziadka Igneel'a! - krzyczał szczęśliwy chłopczyk i rodzeństwo poleciało otworzyć drzwi w akompaniamancie śmiechu swoich rodziców.
- Dziadek! - wykrzyczały równocześnie maluchy i przytuliły się do nóg czarno-okiego.
- Wy moje małe aniołki. - mężczyzna kucnął i uściskał je.
- Aniołki. - sarknął Natsu - Chyba tylko jak śpią. - na te słowa mały blondyn odwrócił się w jego stronę.
- Kłamczys.
- Słucham? - spytał bliski śmiechu rodziciel.
- Słysałeś pseciez. Ty kłamczys. - i w tym momencie cała powaga dorosłych (dop. aut. No i autorki też) poszła w las. Gdy zebrani skończyli się śmiać rozległ się dzwonek do drzwi. Pan domu otworzył je, a do środka wszedł pewien mężczyzna w sile wieku.
- Dlugi dziadek! - zakrzyczały jeszcze raz i rzuciły się w jego stronę.
- Chodźcie tu do mnie, niech was wyściskam kochane diabełki. - na te słowa tylko dziewczynka przytuliła się do niego, bo chłopczyk zatrzymał się w połowie drogi.
- Mamo.
- Słucham słońce?
- Dlugi dziadek też kłamczy. - jak się domyślacie prawie wszyscy w pomieszczeniu nie wytrzymali i wybuchnęli śmiechem. No i w takiej atmosferze wyczekiwali reszty gości.
Po jakimś czasie wszyscy siedzieli już w salonie.
- Dobrze. Czy wszyscy są?
- Mamo, jesce wujek Glay sie pseciez spózni. - i jak na zawołanie rozległ się dzwonek do drzwi. Bliźniaki pobiegły otworzyć, a gdy to zrobiły, zaraz wróciły z krzykiem.
- Tatooo, wujek ma lwa!
- Wypraszam sobie, Astra to nie żaden lew, tylko pies. - w salonie pojawił się czarno-włosy mężczyzna z suczką i czterema małymi kulkami na smyczy. Dzieci spojrzały na niego jak na boga, a dorośli jakby urwał się nie wiadomo skąd - Przepraszam za spóźnienie to po pierwsze i po drugie, to przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale jeśli zostawiłbym je same to byłoby to równoznaczne z brakiem domu po powrocie. To jak maluchy, wyściskacie wujka? - dzieci podeszły do niego, a ten kucnął, aby je przytulić, po czym zaczął szeptać - Dobra, łobuzy, mam dla was niespodziankę, ale musicie przekonać do niej rodziców. Zgoda?
- Zgoda.
- To słuchajcie, nie chcielibyście może pieska? - zapytał i mógł przysiąc, że oczy brzdąców wyglądały jak spodki od filiżanek w jego kawiarnii.
- Mamooo. Tato mówił, ze nas kotek jest telas w lepsym miejscu, plawda? - blondynka niepewnie pokiwała głową
- To mozemy wziąsc pieska? Plosimyyy. - Lucy w tym momencie zdała sobie sprawę, że te dzieci odziedziczyły jej zdolności manipulacji, więc kobieta spojrzała na swojego męża.
- Natsu? - spytała szukając pomocy u niego, na co ten uniósł ręce do góry w geście kapitulacji.
- Na mnie nie patrz.
- Mwamo, wsyscy wiedzą, że ty rządzis w tym związku, a nie tatuś, więc to do ciebie nalezy decyzja. - odparła jubilatka i właśnie w taki sposób rozległ się śmiech u wszystkich zebranych, a pan domu spłonął czerwienią.
- No zgoda, ale musicie mi pomóc się nim zajmować.
- Dobrze!
- Dobra, rozrabiaki, którego chcecie? - spytał, a dzieci zastanowiły się chwilę. Spojrzały sobie w oczy i pokiwały głowami.
- Tego. - pokazały równocześnie na psa z czarną smyczą, a chłopak popatrzył na ich rodziców ze współczujacą miną.
- Jak on sie nazywa?
- Chaos.
- Nie mów, że...
- Destrukcja sama w sobie. - na co pani domu złapała się za głowę (dop. aut. Pjona, ałtorka podobnie jest destrukcją samą w sobie) - Wogóle, to gdzie Astra? - na to pytanie nikt nie zdołał odpowiedzieć, bo do uszu obecnych w środkj dobiegł odgłos chrapania. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli w okolice kominka przed którym wcześniej wspomniana spała sobie niczego nieświadoma. Natomiast po następnym wybuchu śmiechu dzieci i dorośli przystąpili do świętowania.
W trakcie opowiadania jak Lucy pojedynkowala się z mamą Levy na różdżki, jedyny ze szczeniaków, który nie bawił się, tylko siedział przy jednym z małżeństw podszedł do ich bawiącej się córki i stanął przed nią. Popatrzył się na swojego pana, po czym szczeknął i zaczął żwawo merdać ogonem.- Żartujesz? - zaoponował ciemno-włosy, ale pies nie żartował i jeszcze raz szczeknął szczęśliwy, a jej pan otarł niewidzialną łezkę spod oka.
- Zawsze wiedziałem, że kiedyś będzie nas coraz mniej, ale nie spodziewałem się, że to nastąpi tak szybko. - w tym momencie piesek siadł przed mała niebiesko-włosą i polizał ją po twarzy - To co Daya, już masz nowych właścicieli? - spytał, natomiast rodzice młodej złapali się za głowy, gdy ich córka siadła ze zwierzakiem razem przed nimi z proszacą miną.
- Tato, w tym związku ty splawujes władzę, a nie mamusia, wienc? - więc głowie rodziny Reedfox nie zostało nic innego jak zgodzić się na zarzucone mu zdanie. Przez co cztery małżenśtwa i trójka pozostałych osób roześmiała się już nie po raz ostatni tego dnia.
*autorka płacze*
Jak sobie myślę, że to już prawie koniec to już płaczę, co jak zdążyliście zauważyc właśnie robię. Czy jest coś co mogę jeszcze powiedzieć? Otóż tak. Póki co to nie jest pożegnanie, czemu? Bo wbijam do was z wcześniej wspomnianą niespodzianką. Mam zamiar napisać jeszcze kilka bonusów.
- Czyli co? - pyta jakiś jegomość.
- Czyli to, że pojawi się kilka rozdziałów, które póki co ominęłam lub miałam zamiar je opublikować jako takie smaczki, więc do was należy wybór, który pojawi się jako pierwszy. Bonus z największa ilością komentarzy zostanie napisany jako pierwszy. Oto one :
• Podchody Erzy.
• Pierwsze rodzinne spotkanie - Lucy i Igneel.
• Lepienie bałwana i randka - Gajevy.
Cóż mogę teraz powiedzieć? Do zobaczenia za niedługo i przesyłam dużo zdrowia oraz cierpliwości do e-lekcji.
Wasza kochana,
Autorka
CZYTASZ
Akademia Fairy Tail
FanfictionLucy Heartfillia to zwykła dziewczyna, wyśmiewana i obgadywana w poprzedniej szkole, przenosi się do Akademii Fairy Tail. Czy znajdzie nowych przyjaciół i zaakceptują ją rówieśnicy, a może spotka tam miłość swojego życia? Książka jest w trakcie popr...