Rozdział 44

198 12 33
                                    

Lucy Pov.

Środa, godzina 17.30. Stoję jak głupia na środku korytarza czekając na Natsu, podczas, gdy mój rodziciel robił mi zdjęcia. Popatrzyłam spod byka na stojąca kawałek od nas Virgo, na co ta zaśmiała się perliście. Od zrobienia następnej serii zdjęć wyratował mnie dzwonek do drzwi. Podczas, gdy pokojówka otwierała drzwi, ja ubrałam kurtkę i buty.

- Dobry wieczór. Ja przyszedłem po Lucy. - w drzwiach stał nie kto inny jak różowo-włosy idiota. Wzięłam małą torebkę i uprzednio żegnając się, wyszliśmy z mojego domu.

- Gotowa, Luce?

- Gotowa. - odparłam i razem z chłopakiem pokierowaliśmy się w stronę naszego celu.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu, a po zrzuceniu kurtek naszym oczom ukazała się pięknie przystrojona sala. Założyliśmy nasze maski i poszliśmy w stronę jednego ze stolików kilku osobowych skąd machała nam Juvia. Dziewczyna ubrana w białą sukienkę bez ramiączek, której tył dłużył się prawie ku podłodze, a przy dekolcie kilka niebieskich diamencików. Do tego mały czarny kapelusik przytwierdzony bardziej po lewej stronie głowy, a całości dopełniała czarna maska zakrywająca jej tylko okolice oczu. Spojrzałam w dół i zobaczyłam białe trampki poza kostkę.

- Ohayou Juv.

- Ohayou Lucy i Natsu. - powiedziała niebiesko-włosa i przytuliła mnie na powitanie. Spoczęliśmy na krzesłach i zaczęliśmy rozmowę na jakiś przypadkowy temat.

- Gdzie Lyon?

- Zar...

- Przepraszam za spóźnienie, ale czasami naprawdę myli mi się co gdzie jest. - zaznajmił skruszony. Przyjrzałam mu się dokładniej i stwierdziłam, że ma taki sam ubiór jak Natsu, z tym, że jego butami były czarne tampki, a nie czarne skórzane buty (dop.aut. No, wiecie, chodzi mi o takie co ma je każdy samiec z Polski i je ubiera najczęściej na ważne uroczystości).

- Ta, nie kłam. Wszyscy wiemy, że mógłbyś się zgubić na prostej drodze, a nie wspominając nawet o większych sklepach. - gdy jego wzrok padł na Juvię, ten lekko poczerwieniał na twarzy, jednak zaraz zareagował na zaczepkę

- Ej, dalej mi będziesz to wypominać? To był tylko wypadek przy pracy. - odparł obrażony i usiadł na ostatnim wolnym krzesełku.

- Jakich większych sklepach?

- Cóż, powiedzmy, że z tą ciamajdą poszłam kiedyś na zakupy. Po pewnym czasie zgłodnieliśmy, a w galerii wszędzie był duży ruch, więc stwierdziliśmy, że pójdziemy zjeść coś na mieście. No i się złożyło, że ja poszłam do McDonald'a, a on do spożywczego naprzeciwko. Kiedy nie było go już dwadzieścia minut to zaczęłam się niepokoić, więc zadzwoniłam niego, przy okazji pytając sie gdzie jest. Po chwili ten przyznał, że się zgubił i poprosił mnie, żebym po niego przyszła. - skończyła opowiadać ciemno-oka, a ja i mój chłopak przybyliśmy piątkę z czołem (dop. aut. Ałorka wcale kiedyś nie zgubiła się w spożywczym, wcale, a wcale).

- Witajcie młodzieży. W tym jakże pięknym wieczorze zebraliśmy się, aby świętować 30-lecie istnienia naszej szkoły, więc żeby nie przedłużać mogę powiedzieć tylko jedno. Bawcie się dobrze. - wypowiedział stojący na scenie dyrektor. Natomiast młodzieży zaczęła wiwatować, gdy rozległy się pierwsze dźwięki jakiejś piosenki.

- O borze. Lulu, idziemy. - zaoponowała Juvia i pociągnęła biało-włosego na parkiet, gdzie inne pary zaczęły ustawiać się w kole. Natsu także nie chcąc pozostać bierny szybko pociągnął mnie na parkiet i ustawiliśmy się za zbiegłymi przyjaciółmi.

- Natsu, o co tu chodzi?

- Luce, nie mów, że nigdy nie tańczyłaś belgijki?

- Czego?

Akademia Fairy TailOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz