30.

472 37 23
                                    

Leżałem na kanapie. Nie odzywając się ani słowem. Oczy miałem opuchnięte i czerwone od łez. Karol co po chwilę robił mi herbatki ziołowe na uspokojenie. Ale i tak to nic nie pomogło. Można powiedzieć, że wyglądałem jak depresant. Optulony kocykiem rozmyślałem nad dalszym życiem. Mam Karola. Fakt, ale bez mamy życie nie będzie już takie samo. W mojej głowie cały czas widniała mama. Leżąca na szpitalnym posłaniu okryta białą płachtą. Wyglądała jakby spała. Od tego aż z mojego oka uwolniła się pojedyncza łza. Teraz potrzebuję żeby ktoś był przy mnie. Przytulił, powiedział, że wszystko się ułoży. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki zjawił się Kariś z kolejnym kubkiem herbaty. Usiadł obok mnie na kanapie i lekko przytulił. Ja wtuliłem się w niego tak, że nawet nie mógł wstać. Trzymałem go i nie chciałem puścić. On oczywiście próbował wyswobodzić się z mojego uścisku, ale coś mu nie wyszło.

H- Kariś nie idź. Proszę. Potrzebuję się do kogoś przytulić.

K- Dobrze. Zostanę z Tobą. Wiesz, chciałem przynieść Ci coś do jedzenia. Od wczoraj nic nie jadłeś. Zagłodzisz się.

H- Może tak będzie lepiej.

K- Co ty wygadujesz!? Jakie lepiej? Kocham Cię i nie pozwolę Ci umrzeć. Wiem, jest Ci ciężko ale musisz żyć. .... Dla mnie.....

H- Przepraszam. Po prostu nie umiem sobie z tym poradzić.   

K- Wiem. Ale zobaczysz wszystko będzie dobrze. 

Karol po wypowiedzeniu zdania skierowanego do mnie, zostawił na moim karku malinkę. Chyba na poprawienie humoru. Nie pomogło. Ani trochę. Po chwili poczułem jak oczy zaczynają mi się kleić. Nie protestowałem. Powoli je zamknąłem i odpłynąłem. Nagle się obudziłem. Byłem spocony ja świnia. Czułem potworne ciepło. Spojrzałem w bok. Obok mnie leżał Kari. Usłyszawszy moje głośne oddychanie, przebudził się i spojrzał na mnie. Ja usiadłem i zacząłem sobie wszystko analizować. Co się w ogóle dzieje? Przecież zasnąłem na kanapie. 

K- Hubi? Co się dzieje? Jesteś rozpalony. Śniło Ci się coś?

H- Tak.... Śniło mi się, że mama umarła. Powiedziałem to ze spokojem. 

K- Ale.... Jak?

H- Normalnie. Ten sen był taki realistyczny. 

K- Spokojnie, już dobrze. To był tylko sen. Mówił  uspokajając mnie, przy czym głaszcząc mnie po głowie. 

Kiedy on zaś poszedł poszedł po termometr, ja wziąłem telefon do ręki i wybrałem numer do mamy. Po kilku sygnałach odebrała. 

H- Hallo? Mamo to ty?

M.H- Tak synku. Coś się stało?

H- Dzięki Bogu!!! Wydarłem się do słuchawki.

M.H- Hubert, czy ty aby nie masz gorączki? Bo wynika, że coś Ci dolega. 

H- Nic mi nie jest. Wiesz, po prostu się cieszę.

M.H- Z czego?

H- Z tego, że żyjesz mamo.

M.H- Kocham Cię ty mój zwariowany synu.

H- Ja Ciebie też.

M.H- No to pa, bo ja nie mam czasu jak na razie na pogaduchy. Mam robotę w domu. Jeszcze ciocia Kasia ma dziś przyjechać po południu.

H- To Ci nie przeszkadzam. Pa.

M.H- Pa.

Po zakończonej rozmowie z mamą opadłem na łóżko z ulgą. To wszystko okazało się tylko złym snem. Ale to wszystko było takie realistyczne!!! Dzięki Bogu to już minęło i nie ma się czym martwić. Po jakimś czasie wrócił Kajojek. Z termometrem oczywiście. Zmierzył mi temperaturę i okazało się, że ma 38,7 stopnia. W trybie natychmiastowym zostałem przetransportowany do salonu. W stylu panny młodej. Karol okrył mnie kocem i przyniósł mi gorącej czekolady. W ciągu trzydziestu minut miska z gorącym rosołem stała już na stole. Muszę przyznać, że się postarał. Ciekawe od kogo nauczył się gotować? Chyba trochę lekcji ode mnie wziął sobie do serca. Nie żebym się przechwalał czy coś, ale umiem gotować i to po mamie. Jeszcze nawet dobrze nie umiałem chodzić a już siedziałem w kuchni i przyglądałem się mojej rodzicielce. To były czasy. No ale koniec tego wspominania. Dzisiaj jestem już wielkim chłopem a jakimś tam małym smarkaczem. Przez to, że w mojej głowie roiło się od wspomnień z dzieciństwa nie zauważyłem, że Kariś cały czas przygląda mi się podczas gdy ja zajadałem się jego specjałem. Powoli obróciłem głowę z makaronem w ustach. Gdy spojrzałem na niego nie mogłem opanować śmiechu. Brunet patrzył na mnie z głupią miną na mordce. Szybko wyplułem zawartość z ust i zacząłem się śmiać. Na dodatek jeszcze musiał zacząć łaskotać. Przez te jego wygłupy uderzyłem nogą w stół i wylałem rosół na podłogę. Jednak nie przejęło go to zbytnio. Cały czas pochłonięty śmiechem wierzgałem jak koń. Na końcu zacząłem prosić Karola, aby przestał.

H- Kar-ri!!! Przestań!!! Zaraz uduszę się od tego śmiania.

K- Jeżeli się śmiejesz, to znaczy, że Ci lepiej.

H- No-o troch-hę, ale przestań już. Błagam!!!

K- Ok. Ale pod jednym warunkiem.

H- Jakim?

K- Że dasz buziaka swojemu amorkowi.

H- Dobra. To mogę zrobić.

Kari momentalnie przestał mnie łaskotać a ja wbiłem się w jego usta z namiętnością. A tego to się nie spodziewał. Jednak szybko musiałem przerwać tą czynność, ponieważ zabrakło mi powietrza. Kilka razy nabrałem łapczywie powietrza, a potem powróciłem do całowania mego skarba zgodnie z jego prośbą. Na początku nie odkryłem planu jaki szykuje Karol. Miało zacząć się od niewinnego łaskotania a potem to już każdy sam wie o co mu chodziło. O ta bestia!!! Szybko wymyśliłem sposób jak go delikatnie oszukać. Oczywiście w tym planie ma dojść do tego, ale nie tak szybko. Odkleiłem się od niego i oznajmiłem, że idę do łazienki. Wstałem i ruszyłem w stronę wskazanego pomieszczenia. Niestety chyba on odkrył co knuję, więc pognał za mną. Na szczęście udało mi się zamknąć drzwi w ostatniej chwili. Przez nie można było tylko usłyszeć jakieś biadolenia Karisia.

K- Hubi, wpuść mnie. Misiu ładnie prosi.

H- Nie. Nie tym razem. Dzisiaj tak łatwo się nie dam. Musisz sobie zasłużyć misiaku. 

K- Proszę. Obiecuję, że nic nie zrobię bez twojej zgody.

H- Nie i koniec. A teraz daj mi się wysikać.

K- Ale mi się też chce.

H- Nie kłam Kari.

K- Nie kłamię. Ej, bo się zsikam!

H- Fajnie.

K- Boże, ty debilu.

H- Też Cię kocham!

Siedziałem w tej łazience chyba z godzinę. Pod nosem śmiałem się z tego co zrobiłem. Nie ma tak łatwo. Co ja jestem? Panienka na zawołanie? O nie. Musi zasłużyć. Wtedy mnie dostanie. Po obeznaniu terenu stwierdziłem, że mogę opuścić wcześniej zajmowany lokal. Wpadłem do kuchni i wziąłem łyka wody.Nagle poczułem dwie ciepłe ręce na moich biodrach oraz głowę na ramieniu. Karol. No nie. Mam nadzieję, że mu przeszło. 

K- W końcu wyszedłeś z tej przeklętej łazienki. Już myślałem, że tam zemdlałeś czy coś.

H- Nic mi nie jest, jak widać. 

K- Hubiś?

H- Taaaak?

K- Będziemy dziś.... No wiesz. Mam na Ciebie ochotę.

H- Zastanowię się. A własnie!!! Musisz sobie zasłużyć.

K- Ale jak?

H- Hmmm. Niech pomyślę. Już wiem!!! Stań na rękach i dojdź do salonu.

K- Ej! To co ja mam się wyginać jak małpa, po to by mieć Cię na dla siebie na cały wieczór?

H- Tak. Chyba,że nie chcesz.

K- Ok.

Próby Karolcia trwały niemiłosiernie długo. Ale w końcu mu się udało. No to się rzekło. Ma mnie na cały wieczór. Już się boję. On ma czasami głupie pomysły. Cóż. Obiecałem to muszę dotrzymać obietnicy. Ale aż tak ma na mnie ochotę? Przepraszam on zawsze mnie pragnie. Tak już jest i nikt tego nie zmieni. Chociaż w głębi duszy się cieszę. Uwielbiam te jego pieszczoty.

Hejo!!! Jest rozdział jestem i ja. Cieszę się, że to dziś napisałam. Tak jak obiecałam mama Huberta żyje. Spełniłam obietnicę tak jak Donki w rozdziale. Ale kit z tym. O czym tu ja miałam jeszcze napisać. A już wiem!!! Dziękuję wszystkim za ponad 6 tysięcy wyświetleń. Nawet nie marzyłam o tak dużej liczbie. Jesteście wielcy!!! Dzięki i do następnego rozdziału kochani. Papatki.

Kochaj i Kochaj. Doknes & DealereqOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz