29.

534 39 6
                                    

Witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnym rozdziale. Piszę dziś bo nie mam nic zadane. W ogóle miałam dziś mały wypadek w szkole. Jakiś chłopiec wbiegł na mnie i uderzył mnie głową w nos. Leciała mi krew i wgl, ale to nic. Żyję i na razie czuję się dobrze. Po za tym, że ten nos cały czas mnie boli. Obiecałam sobie, że jak go znajdę to wymierzę mu karę. Jak go spotkam to osobiście nogi mu z dupy powyrywam. Jeszcze mały gnojek będzie mi odszkodowanie płacił. Kończę te pogadankę bo pewnie nikt nie chce czytać o moich problemach. No, czytaj rozdział bo chyba będzie fajny. Przynajmniej tak myślę. 

Cały czas byłem pogrążony w smutku. Na razie nic nie wiem co się dzieje z mamą. Kompletnie nic. W głowie miałem tylko to, co by się stało jakby mama umarła. Ale Karol zabronił mi tak nawet myśleć. Powiedział mi, że powinienem wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Ale ja nie umiem tak myśleć. Zawsze jestem przy najgorszym. Nie chcę jej stracić. Straciłem tatę, to muszę i mamę? To jest nie fair!!! Jestem dobrym człowiekiem i nie zasłużyłem na takie coś. Już znalazłem kogoś kogo kocham nad życie. Tym kimś jest Karol. On i mama to osoby które są moim całym światem i za żadne skarby świata bym ich nie oddał. Mój mózg tego nie wytrzymuje. Zasnąłem znudzonym tymi myślami. Obudził mnie głos Karola i lekarza. Wstałem na równe nogi. Spojrzałem się raz na lekarza a raz na Delka. Po chwili pan doktorek zaczął gadać.

L- Pańska mama czuję się już lepiej. Na chwilę zaprzestało pracować serce, ale udało się nam przywrócić je z z powrotem do funkcjonowania.

H- Dzięki Bogu. A-a czy ja mogę...

L- Na razie nie. Przepraszam, ale pacjentka musi odpocząć. Jest wyczerpana. Niedługo zaczniemy poddawać ją terapii. Zacznie przyjmować chemię, ale jeżeli to nie pomoże to konieczny będzie przeszczep szpiku. Już zawczasu szukamy dawcy. Znalezienie kogoś takiego to nie lada sztuka. 

H- Rozumiem. Jeżeli nie znajdzie się dawca to.... To ja nim zostanę.

K- Hubi ale...

H- Karol to jest moja decyzja. Za wszelką cenę chcę ją ratować. Ciebie też bym ratował jakbyś był chory. Kocham ją tak samo jak ciebie i nie chciałbym Was stracić. 

L- Radziłbym Wam wracać do domu. Wyspać się, co zjeść. Juro będziesz mógł wejść do mamy. 

H- Dziękuję panu bardzo. Kari choć idziemy. Jutro z rana wrócimy.

K- Dobrze chodźmy.

Wróciliśmy do domu. Z bezsilności opadłem na kanapkę. Kari zrobił nam herbaty. Obejrzeliśmy jakiś film i od razu poszliśmy spać. Znaczy ja poszedłem, bo brunet coś tam jeszcze grzebał na telefonie. Byłem ciekaw co jeszcze może mnie spotkać. 

RANO

Gdy tylko przez okno zaczęły przedostawać się promienie słoneczne, wiedziałem, że już rano i trzeba się szykować. Wstałem jak oparzony. Szybko się ubrałem i miałem wyjść z pokoju, ale.... Ale zapomniałem o kimś. Z tego pośpiechu zapomniałem obudzić Karola. Niestety na nic zdało się moje szturchanie. Najprostrzą metodą było wskoczyć na tego lenia. Odbiłem się od ziemi i rzuciłem się na niego. Jak zawsze Hubert ma rację. Karol otwarł szeroko oczy i popatrzył nimi na mnie. Obrócił się na plecy, w związku z czym ja leżałem na nim. Od patrzenia się na mnie aż mu się oczy zaświeciły. W czasie, gdy tak patrzyliśmy sobie w oczy, przypomniałem sobie, że musimy jechać do szpitala. Cmoknąłem go w usta i miałem wstać, ale Kariś pociągnął mnie za rękę i zaczął na namiętnie całować. Co mu się teraz na pieszczoty od rana zebro. Nie mówię, bo lubię gdy mnie całuje, ale nie ma teraz na to czasu. Odkleiłem się od mojego amorka i cicho wydukałem:

H- Kari wiesz, że lubię te twoje amory i w ogóle, ale musimy jechać do mamy. Nie bądź zły, że nie chcę się z tobą po przytulać, ale sam rozumiesz.

K- Rozumiem. Tylko nie rozumiem, dlaczego mówisz, że miałbym być na Ciebie zły. Ja nigdy nie jestem na Ciebie zły. Jeżeli chcesz teraz jechać do mamy i ja się ubiorę i możemy jechać.

H- Wiesz, co?

K- Co?

H- Kocham Cię ty amorku.

K- Ja Ciebie też kociaku.

Kariś tak jak powiedział, tak i zrobił. Po około piętnastu minutach już czekał na mnie przed drzwiami. Kolejne piętnaście minut spędziliśmy w aucie. Gdyby nie korki to mniej czasu by nam to zajęło. Ale cóż. Nic nie poradzimy. Duże miasto, duże korki. Kiedy tylko stanęliśmy pod budynkiem szpitalnym, ja już się gorączkowałem. Z prędkością światła weszliśmy do niego, a jeszcze szybciej udaliśmy się pod salę w której leżała mama. Karol nie mógł nadążyć za mną, ale w końcu mnie dogonił. On miał zaczekać po salą, a ja poszedłem po lekarza. Natychmiast wywnioskowałem, że mama czuję się już lepiej i mogę do niej wejść. Moja rodzicielka leżała na łóżku. Nie spała. Wzrokiem szukała czegoś, co by ją zaciekawiło. Usiadłem na krześle obok niej. Zaczęliśmy rozmawiać. Upłynęło dużo czasu. Jak miło usłyszeć śmiejącą się mamę. Widziałem kątem oka jak Kajojek patrzy na nas zza drzwi z uśmiechem na twarzy. Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej. Żeby mama była zdrowa. Żebym nie musiał się już martwić, czy za chwilę nie będę musiał gonić na cmentarz ze zniczem i kwiatami. Chciałbym być znowu czerpać radość z życia tak, jak dawniej. Teraz to tylko umiem płakać w poduszkę. Nawet nie mam sił, żeby iść do łóżka położyć się spać. Byłem tak pochłonięty myślami, że nie zauważyłem, że mama zasnęła. Po cichu wyszedłem z sali. Usiałem Karolowi na kolana i wtuliłem się w niego. On tylko głaskał moje włosy. Jak zawsze. Lubię gdy tak robi. To mnie uspokaja. Zasnąłem. Karol chyba też, bo przestał mnie głaskać. Z wielkim zdziwieniem obudziłem się na szpitalnym łóżku, A przy mnie siedział Karol. Trzymał mnie za rękę. 

H- Dlaczego ja leżę na łóżku szpitalnym.

K- Przestałeś oddychać. Wystraszyłem się, więc wezwałem lekarza. Reanimowali Cię. Na szczęście oddech wrócił. 

H- A-ale dlaczego?

K- Nie wiem. Może przez ten stres. 

H- Może...

Przeszedłem jeszcze kontrolę, czy na pewno wszystko ok i mogłem opuścić tą salę. Nagle coś nie wytłumaczalnego się stało. Przed moimi oczami przemknęły jakieś urywki z życia. A potem jak gdyby nigdy nic, znikło. Nic nie powiedziałem Karolowi, bo uznałby mnie za wariata. W spokoju zaczęliśmy czekać na wyniki badań mamy. 

20 MINUT PÓŹNIEJ 

Wyniki okazały się być w porządku. Tylko głupie było to, że nie mogłem być przy mamie, gdy lekarz podawał jej ogólny stan zdrowia. A może nawet i dobrze, że nie byłem wtedy z nimi. Jak za mrugnięciem oka, już wywozili mamę z sali. Co jest znowu do jasnej cholery!? Pobiegłem za nimi. Przez szybę w drzwiach widziałem jak udzielali jej pierwszej pomocy. Aż w końcu przestali. Odłączyli wszystkie urządzenia od mamy. Stałem jak wryty. Nie wiedziałem co się dzieje. Dlaczego jej nie ratują. Po chwili wyszedł lekarz.

L- Bardzo mi przykro, ale nie udało nam się jej uratować. Niedługo będzie mógł pan wejść pożegnać się z mamą.

Gdy to usłyszałem, świat momentalnie mi się zawalił. Upadłem na kolana i nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. To nie może być prawda. Nie, nie. To mi się tylko śni. To jest tylko jakiś koszmar. Nawet nie pomogło mi to, że Kari mnie przytulał. Z moich oczy łzy leciały ciurkiem. Nie mogłem tego opanować. Moja mama umarła. Osoba która przez całe życie mnie wychowywała, troszczyła się o mnie, a przede wszystkim mnie kochała, umarła. Ten świat już dla mnie nie istnieje. Nie mam już po co żyć.

Siemandzioooo. Sorka, że przez ponad dwa tygodnie nie było rozdziału, ale codziennie miała jakiś sprawdzian lub kartkówkę. Jeszcze ten wypadek. Nie bijcie za tak smutny koniec. Moge Wam tylko zdradzić, że mama Huberta będzie żyła. Ale to wszystko. Już nic nie powiem. No a teraz do zobaczenia i narka.




Kochaj i Kochaj. Doknes & DealereqOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz