Gdy sie budzę zegar wskazuje godzinę 9:15. Wstaję z łóżka i wyjmuje z szafy czarne dresy przylegające do łydek, do tego czerwoną bluzę z kapturem. Poprawiam włosy i wychodzę z pokoju. Przekraczam próg salonu i widzę śpiącego na kanapie Igora.
Czyli to nie był sen. To się działo naprawdę. On naprawdę tu przyszedł i to powiedział, a zaraz się obudzi i wszystko wróci do normy.
Wzdycham głośno i idę do kuchni, gdzie przygotowywuję sobie melisę, w razie "w". Zalewam ją gorącą wodą, gdy słyszę nagle hałas. Podskakuję do góry, przez co wylewam sobie wrzątek na palec.
-Cholera! -syczę pod nosem.
Macham kilka razy ręką w powietrzu z nadzieją, że ból ustąpi, po czym wkładam palec pod zimną wodę.
Gdy czuję ulgę postanawiam sprawdzić co to był za huk. Idę do salonu i widzę Bugajczyka zbierającego szkło z podłogi.-Sorry, nie chciałem. -odzywa się, gdy mnie zauważa.
-Spoko, nic sie nie stało. -wymuszam lekki uśmiech, po czym wchodzę wgłąb pokoju i pomagam mu zbierać szkło.
Dokańczamy czynność w milczeniu. Zbieram szkło do siatki i wyrzucam do kosza.
Wracam do salonu, gdzie szatyn siedzi trzymając się za głowę z łokciami opartymi na kolanach.
Sięga po stojącą na stole butelkę wody i opróżnia ją.-Czemu tak na mnie patrzysz? -pyta posyłając mi spojrzenie spod byka.
-No bo wiesz... twoja twarz. -wyjaśniam gestykulując dłonią i wskazując na twarz.
Marszczy brwi i bierze do rąk lusterko stojące na szafie.
-Kurwa mać. -klnie pod nosem oglądając się w lustrze -Co ja tu właściwie robię?
-Nocujesz, śpisz, siedzisz, zgonujesz, gadasz głupoty też... no wiesz, wszystko na raz. -wzdycham, po czym siadam na fotelu przy stole.
-Nic nie pamiętam. Po co tu przyszedłem?
-Też bym chciała wiedzieć. -wzruszam ramionami.
-Tak po prostu pozwoliłaś mi tu po tym wszystkim zostać? -pyta bardziej stwierdzając.
-Praktycznie wepchnąłeś mi się do mieszkania, zalany w trzy dupy, więc raczej nie mogłam wyrzucić cię na ulicę. -wyjaśniam.
-Jasne. -parska.
-Coś ci nie pasuje? -unoszę na niego brwi.
-Nie. W sumie to.. dzięki za pomoc. -ledwo przechodzą mu te słowa przez gardło.
-Spoko. -rzucam obojętnie -Pamiętasz cokolwiek?
-Cokolwiek, czyli co? -marszczy na mnie brwi.
-Czyli cokolwiek z tego co wczoraj mówiłeś.
-Kompletnie nic, a co mówiłem?
Tak jak myślałam. Czarna dziura w mózgu, którego nie ma.
-Nic takiego. -zaciskam usta w sztuczny uśmiech -Wcale nie liczyłam na to, że będziesz o tym pamiętał.
-Możesz mi do cholery powiedzieć o co ci chodzi?
-Będzie lepiej jeśli już sobie pójdziesz. -zmieniam temat.
-Co? -rozkłada bezradnie ręce.
-Słyszałeś. Pomogłam ci, bo byłeś pijany, ale już jesteś trzeźwy, więc możesz sobie iść.
Nie wiem skąd u mnie tyle odwagi, ale wstaję z miejsca i chwytam go pod ramię. Nie opiera się, a ja prowadzę go do drzwi, za które go wystawiam wyrzucając na korytarz jego buty i kurtkę.
-Co ty wyprawiasz!? -podnosi głos.
-Wynoś się. Mam dosyć tego, że ciągle mnie wykorzystujesz! -krzyczę i próbuję zamknąć drzwi, ale przytrzymuje je ręką.
-Co ci takiego powiedziałem?!
Otwieram drzwi z powrotem i patrzę mu w oczy.
-Że mnie kochasz.
Staje jak wryty, a ja zatrzaskuję mu drzwi przed nosem. Osuwam się po nich na podłogę, a łzy spływają po moich policzkach, zatrzymując się na bluzie.
Igor pov
Wychodzę jak najszybciej z klatki Roksany i zmierzam w kierunku domu. To kurwa niemożliwe. Niemożliwe jest to, że jej to powiedziałem. Jestem prawie przekonany, że to kłamstwo. Wymyśliła to sobie, bo nie może pogodzić się z tym, że nie odwzajemniam tego, co ona do mnie czuje.
Bo nie czuję prawda?
Nie, nie czuję. Nie wiem nawet co to znaczy czuć, bo nie czuję nic. Kompletnie nic.
Jestem jedynie zdezorientowany po tej nocy, bo nie jestem do końca przekonany, co zrobiłem.
Wracam do domu i jak zwykle kieruję się od razu do swojego pokoju.
-Dzwoniłem do ciebie, szujo. -w pokoju pojawia się Borowski.
-Wypierdalaj stąd. -rzucam oschle w jego stronę.
-Wohohoho, widzę, że nic ci nie przeszło. Gdzie byłeś całą noc? Po twoim zapachu wnioskuję, że w jakiejś gorzelni.
-Jeśli mieszkanie Roksi nazywasz gorzelnią, to pierdolnij się w cymbał.
Oczy Adriana rozszerzają się i patrzy na mnie zdezorientowany.
-Niech zgadnę.. nachlałeś się i poszedłeś się znów z nią kłócić? Nie mam sił do ciebie człowieku! -wyrzuca ręce w powietrze.
-Nie. Wręcz przeciwnie. -zaprzeczam.
-Co do chuja? To co ty niby zrobiłeś?
-Nic, ja pierdolę wyjdź stąd. Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, ani spowiadać, kurwa twoja mać! -podnoszę ton.
Borowski nie wytrzymuje i podchodzi do mnie, po czym sprzedaje mi liścia w twarz. Jestem zszokowany. Chwytam sie za policzek i wstaję do niego.
-Co ty kurwa wyprawiasz pojebańcu?!
-To co już dawno powinienem. Przestaniesz w końcu szczekać i nauczysz się normalnie rozmawiać. Przyjdź do mnie jak ochłoniesz i zrozumiesz cokolwiek, a przynajmniej to, że głupi jeszcze jesteś tak, że brak na ciebie słów. Ja mam dość wysłuchiwania twoich żalów i obrażania mnie i wszystkich dookoła! Nara.
Po tych słowach wychodzi z mieszkania.
Nie poznaję go, nigdy wcześniej się tak wobec mnie nie zachował, a ja sobie na to nie pozwolę.-Twoje niedoczekanie Borowski, twoje niedoczekanie.
CZYTASZ
DAMN! // ReTo
FanficPoznajcie losy młodej dziewczyny, która przez jedną głupotę, wpadła w towarzystwo, o którym jej się nie śniło w najgorszych koszmarach.