Następnego dnia
Budzę się czując ogromną pustkę w środku. Wiem, że nie jest tak jak być powinno i kurewsko dobija mnie to, co zrobiłem wczoraj w szpitalu. Pół nocy myślałem o tym, o czym rozmawiałem z Gruchą i o tym jak mi odjebało. Powinienem tam wrócić, rzucić się na kolana i błagać ją o wybaczenie. Jednak jestem taką cholerną niezdarą, że wszystko co związane z uczuciami sprawia mi ogromne trudności. Dlatego właśnie tego nie zrobię.
Wstaję z łóżka i od razu się ubieram. Jednego czego dziś potrzebuje to mojego jedynego prawdziwego i najlepszego przyjaciela - mefedronu.
Wychodząc z pokoju natykam się na Adriana, który zmierza w kierunku kuchni. Mija mnie jednak bez słowa. Idę za nim. Gdy znajdujemy się w jednym pomieszczeniu brunet zachowuje się jakby mnie tam wcale nie było.
- Jestem niewidzialny, czy masz szkła za słabe? - rzucam nagle.
- Ojca szklarza nie masz, więc raczej nie. - odpowiada obojętnie nawet nie patrząc w moją stronę.
- To czemu zachowujesz się jakby mnie tu nie było?
- A czemu mam się zachowywać jakbyś tu był?
- Wypadałoby się przywitać.
- A powinienem? - parska na co przewracam oczami - Nie przewracaj do chuja tymi oczami. - dodaje. Rozkładam bezradnie ręce i marszczę czoło, no bo kurwa, on nawet na mnie nie spojrzał.
- Dalej się wkurwiasz o tą wymianę zdań pod szpitalem? - siadam na krześle przy stole.
- Jak widać.
- Daj już spokój. - wzdycham.
- Jeśli to miały być przeprosiny to daruj sobie. A, wybacz, ty nie wiesz co to są przeprosiny.
- Dobra, sory za tą akcję wczorajszą.
- Nie rozśmieszaj mnie. - odpowiada dalej pochłonięty swoją dotychczasową czynnością
- Mówię serio. - Adrian przenosi na mnie wzrok i patrzy chwilę bez słowa - Przepraszam.
Panuje między nami cisza. Tak, jak byśmy obaj byli zaskoczeni tym co właśnie powiedziałem.
- Okej, przyjmuje przeprosiny.
- Dzięki. - klepię go po przyjacielsku w ramię - Muszę wyjść coś załatwić. - dodaję i kieruję się do wyjścia.
- Igor.
- Co? - odwracam się w jego stronę.
- Jedziesz dziś do szpitala?
Gdy zadaje to pytanie nabieram więcej powietrza do płuc.
- Nie wiem. - wzdycham.
Borowski patrzy tylko na mnie bez słowa więc zakładam buty, zabieram bluzę z wieszaka i wychodzę. Wychodzę z klatki i wsiadam do auta.
❌❌❌❌❌
Jak patrzę na to gdzie jestem mam ochotę strzelić sobie w ryj. Chyba chęć zaćpania zrobiła mi już wodę z mózgu.
Pukam do drzwi, a on po chwili mi je otwiera.
Gdy mnie zauważa od razu zaczyna się śmiać.- Bugajczyk, czy mnie oczy mylą? - pyta przez śmiech.
- Jeszcze nie. - uśmiecham się sarkastycznie - Mogę?
Otwiera mi szerzej drzwi , a ja wchodzę do środka.
- Jakie licho Cię tu przygnało? Chcesz zdechnąć szybciej niż to dla Ciebie zaplanowałem?
- Zamknij się. Masz jeszcze coś z tego co ci ostatnio załatwiłem?
- Może tak. Może nie. - krzyżuje ręce na klatce piersiowej i opiera się o ścianę z szyderczym uśmiechem.
- Nie pogrywaj ze mną Rubaj.
- Powiedzmy, że mam. Nawet jeśli, to co?
- Potrzebuje na teraz.
Brunet wybucha śmiechem.
- Jaja sobie robisz? Nie ma nic za darmo.
- Zapłacę.
- Podwójnie.
- Pojebało?
- Albo podwójnie, albo nie dostajesz nic. Wybieraj. - stawia warunek.
Wzdycham i chwilę myślę. To myślenie nie zajmuje mi zbyt wiele czasu, bo po chwili wyjmuję portfel a z niego pieniądze, które podaje Rubajowi. Ten po chwili przynosi mi woreczek z używką, a ja wychodzę z jego mieszkania.
Wsiadam do auta i jadę tam gdzie mnie nikt nie znajdzie, czyli do lasu, w którym jest domek na drzewie, do którego zabrałem Roksi.
Po jakimś czasie jestem na miejscu. Wchodzę po drabinie na drzewo, a po chwili znajduje się już w drewnianym domku. Wysypuję zawartość woreczka na jedną z desek i układam ją w trzy paski, które wciągam nosem. Odchylam głowę do tyłu i przymykam oczy, po czym zwracam się do zużytego już przeze mnie narkotyku.
- Jesteś najlepszy na każdy ból.
***
#3
Dla cierpliwych na lepszy sen 💘
Dobranoc ❣
CZYTASZ
DAMN! // ReTo
FanfictionPoznajcie losy młodej dziewczyny, która przez jedną głupotę, wpadła w towarzystwo, o którym jej się nie śniło w najgorszych koszmarach.