Zdenerwowany jeszcze spotkaniem z Rubajem, które miało miejsce przed chwilą, wracam do szpitala. Wchodzę do budynku i kieruję się od razu pod salę. Przed wejściem do sali siedzi tylko Dawid.
- Gdzie reszta? - pytam siadając obok blondyna.
- Wyszli tylnym wyjściem się dotlenić.
- Lekarz coś mówił? - dopytuję.
- Tylko tyle, że możliwe jest, że będzie długo spała. Jest wyczerpana.
- To zrozumiałe. - wzdycham.
- Igor? - zaczyna niepewnie.
- Tak?
- Wiesz, ja nigdy nie wątpiłem, że masz uczucia i, że nadejdzie w końcu taki moment, że pęknie skorupa, w której się ukrywasz od tylu lat, i je pokażesz, ale to co widziałem na sali...te łzy... Nie wykręcisz sie chyba, że ona znaczy dla Ciebie coś więcej.
- Kiedyś ci to może wytłumaczę. - przenoszę wzrok przed siebie.
- Nic nie rozumiem. Dlaczego nie chcesz spróbować normalnego życia? Odciąć się od dragów, nielegalu i tego całego syfu? Chociaż spróbować.
- Nie chce jej skrzywdzić. - odpowiadam niemal natychmiast - Ona nie zasługuje na takie życie.
- Ona Cię kocha. I widać, że ty ją też, tylko boisz się do tego przyznać.
- To za mocne słowa.
- To jak inaczej to nazwiesz? - ciągnie temat.
- Ugh, nie wiem. - wstaję z miejsca. Zakładam ręce na biodra i podchodzę do okna - Tłumaczyłem Ci już, że to zbyt skomplikowane. Zbyt dużo tutaj toksyczności.
- Słuchaj, mógłbyś chociaż się postarać, zranisz ją, jeśli...
- Kurwa, Grucha, ja nie nadaję się do takiego życia, rozumiesz? Jedna kobieta, wierność, dom, dzieci, pies, rodzina.... to nie jest dla mnie.
Blondyn wstaje z miejsca i po chwili znajduje się już obok mnie.
- Jesteś po prostu nauczony innego życia. Musisz nauczyć się normalnego.
- Za bardzo się boję. - przymykam powieki i biorę głęboki wdech - Zajrzę do niej.
Grucha jedynie kiwa głową. Wchodzę do sali, a Roksi leży w podobnej pozycji, co przed moim wyjściem. Znów zajmuje miejsce na krzesełku obok łóżka i łapię za jej dłoń. Przyglądam się dokładnie jej twarzy studiując każdy jej element. Jest taka śliczna jak śpi. Taka niewinna i słodka.
Ogarnij się pizdo.
- Chciałbym, żebyś już się obudziła.. - szepczę.
- Przecież nie śpię. - odzywa się, a jej oczy się uchylają.
- Roksi, ja nie wiedziałem, że ty... nieważne. - wzdycham.
- Co tu robisz? - pyta niesłyszalnym prawie tonem głosu.
- Jak to co? Jestem przy tobie. Nie zostawię Cię, potrzebujesz mnie. - dziewczyna zabiera rękę z mojego uścisku i odwraca głowę w drugą stronę - O co chodzi? - pytam jednak ona nie odpowiada - Roksi?
- Igor, proszę Cię, wyjdź. - odpowiada, a z jej głosu zgaduje, że płacze.
- Porozmawiaj ze mną, słyszysz?
- Chcę być sama.
- Błagam Cię..-nalegam.
- Wyjdź.
Patrzę na nią jeszcze chwilę bez słowa. Widząc jej zachowanie do oczu napływają mi łzy. Rozumiem ją, chce ją zrozumieć. Wiem, że będzie jej teraz ciężko, że to wszystko odbiło się na jej psychice. Teraz muszę być dla niej wyrozumiały.
Wstaję z krzesła i tak jak prosiła brunetka, wychodzę. Opieram się o drzwi do sali i czuje jak słona ciecz spływa po moim policzku.
- Igor? - słyszę głos Borowskiego - Wszystko Okej?
- Nie, nic nie jest okej. - wycieram łzę z twarzy.
- Coś się stało?
- To wszystko mnie przerasta. Obudziła się, chciała, żebym wyszedł. Nie chciała w ogóle ze mną rozmawiać.
- To normalne. Potrzebuje psychologa i czasu. Nie zdajesz sobie sprawy z tego co przeszła, nikt z nas sobie nie zdaje sprawy.
Nawet nie wiesz jak cholernie się mylisz Borowski.
- Ta, masz rację. - przytakuję.
- Pójdę po lekarza. Powiem, że się wybudziła. Może potrzebuje jakichś dodatkowych badań.
Kiwam głowa, że zrozumiałem. Ja tym czasem schodzę piętro niżej do automatu. Wrzucam monetę i wybieram najmocniejszą kawę. Siadam przy stoliku i zastanawiam się skąd załatwię dwa gramy mefedronu. Wyciągam telefon i przeglądam swoje stare kontakty.
Najdziwniejsze jest dla mnie jednak to, że Rubaj znajdował się akurat pod szpitalem, w którym leży Roksi. Przecież jechałem tutaj z Kacprem i Adrianem.
Dopiero teraz coś do mnie dociera...
***
Mam wene 🤣🤣
CZYTASZ
DAMN! // ReTo
FanficPoznajcie losy młodej dziewczyny, która przez jedną głupotę, wpadła w towarzystwo, o którym jej się nie śniło w najgorszych koszmarach.