❇ 009 Tylko nie przyzwyczajaj się do tych wszystkich rzeczy ❇

3.6K 257 24
                                    

Roksi pov

Budzę się kolejny poranek z rzędu na kanapie w klubie i kolejny dzień nie wyrobiłam się na zajęcia do szkoły. Niedługo mnie wywalą.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i dopiero teraz dostrzegam Igora spiącego na krześle przy barze, opartego głową i rękoma na blacie.

Gdy to widzę cicho chichoczę, po czym wstaję i biorę z lodówki małą butelkę wody, którą opróżniam.

Stwierdzam, że moje życie zaczyna powoli tracić sens, gdyż coraz częściej urywa mi się film nocą. Próbuję sobie coś przypomnieć z tej nocy, jednak pamięcią sięgam tylko do momentu jak zaciągnęłam się czwarty raz skrętem, którego dał mi Igor.

Podchodzę do śpiącego na barze szatyna. Tuż obok niego na blacie stoją dwie butelki po whisky. Jedna pusta, druga opróżniona do połowy. Zabieram je i szklankę, która leży przewrócona i wyrzucam pustą butelkę, tą z połówką wstawiam do lodówki, a szklankę wstawiam do zlewu w łazience i, mimo że dziś nie mój dyżur na zmywanie, to postanawiam ją umyć.

Zegar wskazuje godzinę 12. Skoro i tak znów nie poszłam do szkoły, to w zasadzie nie chce mi się wracać do domu.

Dostrzegam bluzę Bugajczyka wiszącą na wieszaku i jestem prawie pewna, że ma w niej papierosy. Podchodzę do wieszaka i szukam paczki. Tak jak myślałam, znalazłam. Niebieskie LM grube. Wyjmuję jednego i zgarniam zapalniczkę z blatu, po czym wychodzę przed klub.

Odpalam używke i zaciągam się nią. Ponawiam tą czynność jeszcze kilka razy .

-Nie ładnie tak kraść czyjeś fajki. -słyszę ten zachrypnięty głos tuż za sobą, który przyprawia mnie o mały włos o zawał serca.

-Boże. -kładę rękę na sercu -Nie strasz mnie! -popycham go w ramię.

-Spokojnie. -wybucha śmiechem unosząc ręce w geście niewinności -Igor wystarczy. -dodaje, a ja przewracam oczami.

-Widzę, że wracamy do tego co było. -wzdycham i znów się zaciągam.

-Czyli? -pyta i odpala papierosa.

-Czyli? -parskam i przenoszę na niego wzrok -Czyli do docinania, kłótni, czasem nawet może jakichś szarpanin.. -wzruszam ramionami.

-Jak nie będziesz mi robić na przekór to dobrze wiesz, że nie musi tak być. -zaciąga się używką.

-My chyba nie potrafimy inaczej. -stwierdzam, a on jakby posmutniał i patrzy w jedno miejsce na ziemi.

-Może i masz rację. -odpowiada po chwili.

-Właściwie, to jakim cudem znalazłam się na kanapie? I co wogóle robiliśmy? -zmieniam temat.

-Nic nie pamiętasz co nie? -śmieje się z używką między zębami.

-No właśnie w tym problem, że nie. -drapię się po głowie.

-Tak myślałem. -zaciąga się kolejny raz i wyrzuca używkę na chodnik -Nic szczególnego. Siedzieliśmy, spaliliśmy tego skręta do końca i praktycznie od razu się położyłaś i zasnęłaś. -wzrusza ramionami.

-Musimy to kiedyś powtórzyć. -śmieję się -Było dosyć zabawnie.

-Jeśli chcesz tylko. -mruga do mnie.

Wyrzucam używkę na chodnik i wracamy do klubu.

-Nalej mi coś mocniejszego. -mówię do szatyna siadając przy barze.

-Schodzisz na złą drogę, mała. -śmieje się stając za barem i przygotowywując mi drinka -Pijesz, palisz, jarasz zioło i podniecasz obcych facetów.. Czyżby to była moja wina? -patrzy na mnie spod uniesionych brwi.

-Coś ty, jak na to wpadłeś Sherlock'u? -parskam i oboje wybuchamy śmiechem.

Stawia przede mną szklankę z drinkiem i opiera się o blat naprzeciwko mnie i nachyla w moją stronę.

-Tylko nie przyzwyczajaj się do tych wszystkich rzeczy.

-Nie zamierzam. -wzdycham i biorę łyk ze szklanki -Muszę już lecieć. -opróżniam szklankę do dna -Do zobaczenia potem. -żegnam się z nim.

-Do później. -odpowiada.

Zbieram swoje rzeczy, a po chwili wychodzę z klubu.

Igor pov

-Siema, co tam? -na zaplecze wchodzi Borowski.

-Jak widać. -odpowiadam zbierając szklankę, którą Roksi zostawiła na blacie.

-Wszystko gra?

-Ta, a co? -przenoszę na niego wzrok.

-No bo wiesz... widziałem trochę za dużo dziś w nocy. -wzdycha.

-Że niby co takiego? -prycham.

-Jak siedzisz przy barze z Roksi na swoich kolanach. Była wtulona w ciebie i wyglądała, jakby jej się całkiem smacznie spało.

-A, to. -macham ręką jakby to było nic.

-Może wy jesteście razem? Taki toksyczny związek i się ukrywacie, hum?

-No pojebało cię? -karcę go wzrokiem -Sorry, ale nie nadaję się do związków, sam zresztą wiesz.

-No ta, ale może ona akurat coś zmieniła lub jesteście w otwartym związku. -kolejna głupia myśl pada z jego ust.

-Przestań pieprzyć. -marszczę czoło -Nie mogę już tego słuchać, byliśmy zjarani, jak już musisz wiedzieć! -podnoszę lekko ton głosu -Zresztą, ona ze sto razy bardziej i po prostu usiadła mi na kolanach i zasnęła. Tyle. Dziś nawet tego nie pamięta.

-Mhm. -mruczy pod nosem -Nieważne. -wzdycha -A ta sprawa...Domyśla się czegoś?

-Nie... -odpowiadam półgłosem opierając się o blat -Chyba nie.

-To pilnuj, aby tak zostało. Jeśli sie dowie nie będzie chciała znać ani ciebie, ani mnie.

Po tych słowach odwraca się i wychodzi z klubu.

DAMN! // ReTo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz