Lily's pov
Ostatni dzień lata niczym się nie wyróżniał; był niemal taki sam jak każdy wcześniejszy. Słońce delikatnie przyświecało, a wiatr leniwie kołysał źdźbła zbóż, które powiewały gdzie niegdzie na majestatycznie wielkich łanach. Siedziałam pod dużym drzewem nad jeziorem podziwiając to wszystko, lecz myślami będąc całkiem gdzie indziej- w świecie, który wolałam zdecydowanie bardziej od nudnej, mugolskiej codzienności.
W moim świecie.
Hogwart. Co kryje się za niezwykłą nazwą i grubymi murami tego magicznego miejsca? Z pewnością dużo niezastąpionego ciepła, które napływało każdego dnia z każdej strony. Lekcje magii ale i życia, a więc tony nauki i cennych rad. Tysiące uczniów, którzy w większym lub mniejszym stopniu wpływali na moje życie przez te wszystkie lata. I te wszystkie chwile, które sprawiały, że zamek nie był tylko zwykłą szkołą, ale również miejscem, gdzie poznawaliśmy przyjaciół na całe życie, pierwsze miłości czy po prostu ludzi, którzy nas kształtowali. Za każdym zakrętem czekały na nas rzeczy tak niezwykłe, o których większość ludzi może tylko śnić.
Tam właśnie poznałam moich wspaniałych przyjaciół. Przyjaciół, bez których moje życie byłoby nudne i szare, może nawet nie miałoby sensu. Na myśl o nich wyciągnęłam z kieszeni jeansów pomiętą fotografię, którą pewnego popołudnia zrobiła Ann, kiedy wylegiwaliśmy się pod dębem na hogwarckich błoniach.
Zobaczyłam roześmianą twarz Dorcas, brunetki o pięknych, szafirowych oczach, czego oczywiście nie było widać na czarno-białym zdjęciu. Z Dorcas byłam jednak tak blisko, że byłam sobie w stanie przypomnieć każdy szczegół. Obok niej jak zwykle szczerzący się przyjaźnie Black, ja, Mary i Remus z bliznami na policzku. Później Marlena, Peter i ktoś, kogo nigdzie nie mogłoby zabraknąć. James Potter.
Westchnęłam z myślą o czarnowłosym rozczochrańcu. Nigdy nie lubiliśmy się jakoś szczególnie. Uważałam go za osobę, która nie zważa na uczucia innych, jest zapatrzona w siebie i robi co tylko mu się podoba. Bo taki właśnie był James Potter. Bawił się dziewczynami i nie zdawał sobie sprawy, że nie każdy jest pozbawiony uczuć, tak jak on. Nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, do czasu, gdy nie uczepił się mnie. Każda dziewczyna zrobiłaby niemal wszystko, by być dziewczyną Pottera. Ba, zrobiłaby wszystko, byleby on na nią sporzał.
Każda, z wyjątkiem mnie. Czasem zastanawiałam się, co w nim takiego wyjątkowego, czy to może ja nie dostrzegam tego, co tak bardzo podoba się innym. Przez całe wakacje starałam się o nim nie myśleć, wyrzucić z myśli kogoś takiego jak James Potter. Utrudniały mi to listy, które przychodziły co jakiś czas. Wyjęłam z kieszeni jeden z nich, ten, który dostałam dzisiaj rano, by przeczytać go po raz kolejny.
Kochana Lily Evans,
Chciałem Cię zaprosić na wakacyjne ognisko w moim ogrodzie w kameralnym gronie naszych przyjaciół. Jestem pełen nadziei, że uczynisz mi ten zaszczyt i umilisz czas swoją obecnością.
Dziś o 17.
Rogacz.Ostatnio nasze relacje nie były zbyt przyjazne, a ja nie odpowiedziałam na żaden z jego listów. Chciałabym, żeby mu przeszło, aby wybił sobie mnie z głowy. Ja i James to dwa inne światy, które powinny trzymać się od siebie z daleka. Jak ogień i woda, całkiem inne i nie pasujące do siebie żywioły.
-Przeciwieństwa się przyciągają, powinnaś dać mu szansę.- powiedziała mi kiedyś Dorcas puszczając do mnie oko, gdy siedziałyśmy w moim pokoju.
-To jak utopić wodę, zakopać ziemię, poparzyć ogień albo udusić powietrze. Niewykonalne, Dor.- spojrzałam na nią z politowaniem.
-Razem bylibyście idealni- rozmarzyła się brunetka kładąc się na moim łóżku i patrząc w sufit z uśmiechem.
-Nie sądzę- odparłam powtrzymując śmiech. - Poza tym wiesz, jaki jest Potter. Sam nie wie czego chce. Zapewne skończyłoby się to szybciej niż zaczęło.
Brunetka porozumiewawczo skinęła głową, a ja, szczęśliwa że mnie rozumie, posłałam jej wdzięczny uśmiech.
Dziś, w ten słoneczny dzień lata, gdy patrzyłam na równą taflę wody, zastanawiałam się, jak potoczy się moja historia w tym roku. Co ulegnie zmianie, a co pozostanie w swoim niezachwianym porządku? Zamyślona tworzyłam najróżniejsze teorie o wydarzeniach, jakie nastąpią w kolejnym roku nauki. Ocknęłam się dopiero, gdy mój kot, Alfred, wślizgnął się na moje kolana prosząc o odrobinę atencji. Pogładziłam jego sierść, po czym postanowiłam wrócić do domu, by przygotować się na dzisiejsze wyjście. Mimo wszystko chciałam się zobaczyć z moimi przyjaciółmi i spędzić czas z osobami, przy których mogę być sobą. Chciałam zobaczyć Dorcas, Mary, Ann, choć być może tęskniłam nawet za Huncwotami. Nie czekając ani chwili, szybko zgarnęłam koc i udałam się do miejsca, które tak naprawdę nie było już moim domem.
***
Parę minut przed siedemnastą teleportowałam się do Doliny Godryka. Moim oczom ukazała się wąska uliczka, wzdłuż której stały niewielkie, rodzinne domy. Tylko jeden z nich znacznie wyróżniał się od pozostałych i właśnie to był dom Potterów. Zapukałam do drzwi, a już niebawem moim oczom ukazał się wysoki młodzieniec z rozczochranymi włosami i okularami na czubku nosa. Nie kto inny jak James Potter we własnej osobie.
-Yyy... Cześć- powiedział przerywając ciszę, która była między nami i drapiąc się po karku.
-Hej- odpowiedziałam cicho niepewnie na niego zerkając. Nasze relacje były dziwne, a obecna atmosfera nie ułatwiała sprawy.
-Może wejdziesz?- spytał posyłając mi huncwocki uśmiech a ja skinęłam głową.
Weszłam do salonu, gdzie na sofie leżał Syriusz Black, największy szkolny casanova. Na mój widok lekko skinął mi głową, uśmiechając się radośnie.
-Lily!- usłyszałam ciepły głos, a już po chwili tkwiłam w objęciach Lupina.
-Też się cieszę, że cię widzę- zaśmiałam się niepewnie, gdy mnie puścił.- Gdzie dziewczyny?
-Jakie dziewczyny?- spytał Syriusz, patrząc na mnie zdziwiony- była mowa o jakichś dziewczynach?- zaśmiał się sucho, na co James przymknął oczy, czekając na wybuch złości z mojej strony.
-Zabiję cię, Potter!
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily