Miłość to ostatnia szansa. Poza nią nie ma doprawdy nic, co mogłoby nas utrzymać przy życiu....
Łączyła nas miłość.
Czym właściwie jest miłość?
Miłość tyczy się uczuciowości człowieka, kształtowanej w jego sercu od najmłodszych lat. Miłość to troska o drugiego człowieka, poczucie że jego szczęście jest ważniejsze niż szczęście nas samych. Miłość to chęć robienia małych rzeczy, ale z wielkim zaangażowaniem. Miłość to mówienie "kocham cię", ale i nie mówienie nic. Zimna i gorąca. Paradoksalna. Prosta, a jednak tak skomplikowana.
Miłość była czymś, czego Tom Riddle z pewnością nigdy nie zaznał.
Grymas wściekłości, który widniał teraz na jego ohydnej twarzy, dodawał mi jakiegoś rodzaju satysfakcji. Pierwszy raz poczułam, że chce kogoś skrzywdzić, zranić, zabić. Zrobić wszystko by się bał i prosił o litość. By odpokutował za wszystkie krzywdy, które przez te wszystkie lata wyrządził nam.
Po chwili do domu, który choć chroniony najróżniejszymi zaklęciami, jakimś cudem został złamany, władowała się chmara czarnych postaci. Walka toczyła się zaciekle, a nasze szanse na wygraną wydawały się być takie marne i kruche pośród tej czerni, którą byliśmy osaczeni.
Po jakimś czasie, który wydawał mi się być wiecznością, do nas także dotarło wsparcie. Miałam wrażenie, że wszyscy czarodzieje przybywali zjednoczyć się w walce.
W walce w której tak naprawdę były tylko dwa wyjścia. Bohaterska śmierć lub chwalebna wygrana.
W tłumie walczących zobaczyłam gdzieś czarną czuprynę Jamesa i rozczochrany łeb Syriusza. Zbliżyłam się do nich, zabijając po drodze dwóch śmierciożerców.
-Black, możesz mi do cholery powiedzieć, co ty tu robisz? Miałeś zająć się Harrym! Gdzie on jest?
-Jest bezpieczny, Lily. A ja nie pozwolę, by moi przyjaciele narażali się beze mnie. Zostawię was w spokoju dopiero, gdy to wszystko się już skończy.
-Nie zostawisz, bo ci na to nie pozwolę- krzyknął James, rzucając jakieś zaklęcie w czyjąś stronę.
Byłam zmęczona walką i zastanawiałam się ile jeszcze wytrzymam. Kręciło mi się w głowie, obraz przed oczami tracił ostrość.
Naraziłaś tych ludzi tylko po to, by chronić siebie. Czy na tym polega miłość? Powinnaś była umrzeć za tych, którzy umarli za ciebie. Twoje serce bije coraz rzadziej, coraz wolnej, ale nadal bije. Ale czy powinno?
Lily Evans, teraz musi zginąć jeden z nas. Poddaj się. Oddaj mi go. Pozwól mu zginąć, a ocalisz wielu innych.
-Weź mnie. Zabij mnie. Spraw, bym niosła na ramionach już zawsze ciężar tego, co zrobiłam. Czym zawiniłam- krzyczałam, dławiąc się łzami.
-Lily- usłyszałam głosy, które zagłuszał mój krzyk. Czułam się jak w transie, którego nie umiałam przerwać.
Opadłam na kolana, oddając się wizjom.
Chudy, na oko jedenastoletni chłopiec stał w pustej, ciemnej sali wgapiając się w zwierciadło. Po chwili odwrócił się i popatrzył na mnie ze spokojem.
Włosy, rysy twarzy, usta. Tylko oczy intensywnie zielone i w kształcie migdałów. Moje oczy. I blizna na czole.Co tu do cholery, jest grane?
-Mama?
Pokiwałam spokojnie głową.
-Musisz walczyć mamo. Byśmy mogli być zawsze razem. Bym nie został tutaj sam. By każdy kolejny dzień mógł być spokojny i pełen miłości. Miłości, dzięki której go pokonacie.
Miłość. Znowu ona. Niezrozumiała, potężna. Miłość jako żywioł zwalczający wojny.
***
Miałam wrażenie, że obudzenie się było w tamtym momencie najtrudniejszą rzeczą na świecie. Trudno było mi otworzyć sklejone oczy, a gdy już mi się to udało, poraziło mnie światło. I biel, która mnie otaczała.
Po chwili ujrzałam jego ciemne włosy, jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle. I jego czekoladowe oczy, pełne ulgi i szczęścia. Jego twarz, mówiącą nieme "jak dobrze, że żyjesz".
-To, jaką czuję teraz ulgę, nie można wyrazić żadnymi słowami- wyszeptał, całując moją rękę.
-James- wydusiłam po chwili, patrząc na niego łagodnie- zanim mi wszystko opowiesz, muszę wiedzieć. Czy wszyscy żyją? Co z Harrym? I co z Voldemortem.
-Syriusz wrócił do domu i zajął się Dor i Harrym. Nic im nie jest. Nie żyje mnóstwo czarodziejów i czarownic, którzy byli dla nas wsparciem. Nasz dom stał się ruderą. Nie wiem czy jest po co tam wracać. Ale mój ojciec, Syriusz i Dorcas... wszyscy służą nam pomocą. To żadne strapienie... Remus ledwo uszedł z życiem. Aktualnie leży w Mungu. Lekarze mówią, że jest coraz lepiej. Niedługo powinien się wybudzić.
-Czy Voldemort...?
-Wszyscy niewiele z tego pamiętamy Lily... oszołomienie, zmęczenie. Trudno odróżnić rzeczywistość od złudzeń. Voldemort został pokonany. Pozornie, w niewyjaśniony do końca sposób. Wierząc Dumbledorowi...
-To miłość- wyszeptałam.
-Ale Dumbledore bywa szaleńcem.
-A miłość bywa bronią.
***
Po bitwie szybko wróciłam do zdrowia. Zamieszkaliśmy na parę dni u Blacków, którzy zawsze służyli nam pomocą. Sami w tym czasie remontowaliśmy własny dom, co przy pomocy magii szło bardzo sprawnie. Niełatwo było jednak przyswoić myśl, że teraz miało być już tylko lepiej. Że zagrożenie chociaż na chwilę zniknęło. Wydawało się to być nierealne. Właśnie takie, jak wydaje się być wszystko, na co długo czekaliśmy i nareszcie nadchodzi.
-Jak się ma mój ulubiony chrześniak?-zapytał Syriusz, biorąc go na ręce.
-Masz tylko jednego chrześniaka, Syriuszu- przypomniał mu James, odsłaniając twarz zza gazety.
-Co ty tam wiesz- odpowiedział czarnowłosy lekceważąco i poczochrał Harrego po głowie- nawet jeśli będę miał ich więcej, Harry nadal będzie moim ulubionym- zapewniał nas, jakby była to najistotniejsza sprawa jaką aktualnie zaprzątaliśmy sobie głowy.
I może istotnie tak było. Czułam się wolna, beztroska. Chciałam jedynie bezpieczeństwa mojego syna i obecności mojego męża oraz pewności, że moi przyjaciele są obok. Chciałam spokojnego życia, z którego mogę czerpać garściami. Chciałam tego wszystkiego, co wcześniej odchodziło na drugi bok.
Siedząc w salonie u Dorcas tego niedzielnego popołudnia, starałam się nie myśleć o czymś, co ostatnio nie dawało mi spokoju. Próbowałam codziennie oddalić swoje myśli od tego na tyle ile jest to możliwe, lecz uzyskiwałam efekt zupełnie odwrotny.
Coraz wyraźniej i dobitniej kołatały w mojej głowie słowa chłopca przez zwierciadłem.
Musisz walczyć, mamo.
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily