Zamarłam w bezruchu. Serce mi głośno biło i w głębi duszy dziękowałam Bogu, że Potter był obok mnie. Postacie z początku nas nie dostrzegły, jednak po chwili obróciły się w naszą stronę, a z pod jednego kaptura widać było szyderczy uśmiech.-No proszę, proszę. Nasze gołąbeczki. Macie ochotę się zabawić?- usłyszeliśmy niski, mściwy głos. Na moment zastygłam w przerażeniu, lecz już po chwili, odzyskując trzeźwy umysł, sięgnęłam prędko po różdżkę do kieszeni. James lekko odepchnął mnie za siebie, chroniąc mnie swoim ciałem, jednak ja buntowniczo stanęłam na równi z nim. Jeśli mamy stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem, zrobimy to razem.
-Dosyć nierówna walka, ale przyjmuję rękawicę- odpowiedział Rogacz, nie ukazując ani krzty strachu czy niepewności, po czym wykonał pierwszy krok, rzucając jakieś zaklęcie. W duchu przeklnęłam jego głupotę, jak i wielką odwagę, której byłam świadoma. Po chwili zaklęcia latały w każdą stronę, a ja robiłam co w mojej mocy, by wspomóc Jamesa w walce.
-Sectumsempra!- usłyszałam ten sam głos, który odezwał się do nas na początku i upadłam na podłogę, nie do końca wiedząc co się dzieje. Dopiero po jakimś czasie poczułam ból w każdej części mojego ciała. Chciałam krzyknąć z bólu, ale poczułam się słaba i bezsilna, a z moich ust wydostał się jedynie słaby jęk.
-Lily...- ktoś ukląkł przy mnie i szepcząc moje imię złapał mnie za ramiona, lecz ja powoli traciłam świadomość. W końcu zapadła ciemność.
***
Otworzyłam oczy i dostrzegłam biały sufit. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie się znajduję, lecz rażąca biel otaczająca mnie sama nasunęła odpowiedź. Hogwarckie skrzydło szpitalne. Usiłowałam usiąść, by zbadać stan w jakim się znajduję, ale przeszkodził mi łagodny głos.
-Leż-usłyszałam Remusa, który w raz z Syriuszem i moimi przyjaciółkami siedział przy moim łóżku. Posłuchałam go, z powrotem opadając na poduszkę.
-Hmmm... co się właściwie stało?- wydukałam niepewnie patrząc na nich niezrozumiale. Zmarszyczyłam czoło, usiłując sobie przypomnieć cokolwiek.
-No wiesz... ktoś was napadł. James nie do końca wie, kto to był.
-Wszystko z nim okej?- spytałam, za co zaraz skarciłam się w duchu. Jeszcze ktoś pomyśli, że się o niego martwiłam. - Gdzie jest?
-Zarówno w porządku jak i nie. Sugeruję, że jest to pojęcie względne- odpowiedział Syriusz zagadkowo, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie. Nie zrozumiałam przekazu tych słów, więc popatrzyłam pytająco na Lupina, na co ten jedynie wzruszył ramionami.
-Gdzie on jest?- powtórzyłam pytanie, coraz bardziej przestraszona, że jednak spotkał go los gorszy ode mnie.
-W dormitorium- odrzekł Lupin spuszczając wzrok.
Poczułam gdzieś głęboko wewnątrz mnie nieprzyjemne ukłucie złości pomieszanej z rozczarowaniem. Dlaczego go tutaj nie było? I najważniejsze- czemu mi na tym zależało?
Zanim zdążyłam posunąć moje myśli na dalszy tor, Syriusz pospieszył mi z wyjaśnieniami.
-Wszystko wydarzyło się kilka dni temu. Czas szybko zleciał, co? James nie chciał stąd odejść, w zasadzie nikt nie był w stanie go nakłonić do pójścia na choćby kilkugodzinną drzemkę. W końcu Dumbledore stracił nerwy i kazał nam go zaprowadzić do dormitorium, by się położył i odpoczął. Protestował, ale użyliśmy trochę siły i nam się udało. Był tak zmęczony, że śpi już z piętnaście godzin. Pewnie jeszcze się tu dziś pojawi. Nie martw się, Lily- posłał mi chytry uśmieszek, a ja przewróciłam oczami.
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily