Rozdział XXXVIII

2.5K 173 111
                                    


-A może rozłożymy namioty nad jeziorem?- zaproponowałam, a wszyscy potaknęli z entuzjazmem. Cieszyłam się, że spędzę trochę czasu z Jamesem, bo niewidywanie go codziennie z pewnością źle na mnie wpływało. Uzależnił mnie jego zapach, dotyk, uśmiech, jego roztrzepane włosy i głupkowate spojrzenie. Miałam wrażenie, że bez niego moje życie nie mogłoby długo trwać. Był jak powietrze, jak woda, jak każdy z żywiołów.

-Świetny pomysł, Liy- powiedział mój chłopak i objął mnie od tyłu.

Postanowiliśmy więc wziąć się do roboty.  Wzięliśmy namioty i śpiwory,  które przyszykowali nam moi rodzice, po czym wyszliśmy na dwór. Powietrze pachniało latem, a gwieździste niebo dawało poczucie spokoju i ukojenia.  Kilkadziesiąt metrów dalej było jezioro.

Rozłożyłam szybko dwa namioty za pomocą magii, po czym rozpaliliśmy ognisko mugolskimi metodami. Usiedliśmy obok niego zawinięci w koce i cieszyliśmy się tym, że jesteśmy razem.

-Fajnie tak posiedzieć- stwierdził Syriusz, bawiąc się włosami Dorcas, która już prawie zasypiała z głową na jego kolanach.

-Pewno że fajnie- odpowiedziałam i wpatrzyłam się w płomienie ognia.-Zwłaszcza że ostatnio nieczęsto możemy pozwolić sobie na chwile takiej beztroski. Tak sobie myślę James, ta twoja kuzynka chyba mnie nie lubi- wypaliłam, chcąc odbiec od złych myśli.

-Nie wiem czy lubi kogokolwiek. Opórcz Syriusza. Nim wykazała ogromne zainteresowanie, za co oberwało jej się nieco od Dor. Dobrze, że je rozdzieliliśmy zanim się pozabijały.

-Co?!- wybuchnęłam śmiechem, a moja przyjaciółka popatrzyła na mnie zabójczym wzrokiem.

-Ta jędza chciała mi odbić chłopaka! Co miałam robić?- spytała z wyrzutem, momentalnie wybudzając się z uśpienia.

-Ona ci do pięt nie dorasta- odrzekł Syriusz i uśmiechnął się łobuziersko, tak że ta się zarumieniła.- A ja jestem tylko twój. To nie moja wina, że jestem taki boski i wszystkie dziewczyny mnie uwielbiają! Takim cudownym trzeba się urodzić, a potem całe życie udręk i nieszczęść. Ładna buzia i piękne ciałko to nie wszystko- zakończył swój wywód, a Dorcas mocno uderzyła go w ramię.

-Kobieto! Ty się nade mną znęcasz! Zgłoszę to do ministra magii, może mają jakąś wolną celę w Azkabanie.

-Jak do Azkabanu, to tylko z tobą- odgryzła się dziewczyna i popatrzyła na niego, udając uroczą minę. Zaśmiałam się cicho i oparłam o ciepłe ciało Jamesa.

-Ale ja cię kocham- szepnął mi Potter do ucha.

-Ja ciebie też- powiedziałam równie cicho jak on i przechyliłam głowę żeby cmoknąć go w jego ciepłe usta.

-Chciałabym żeby już zawsze było tak beztrosko- westchnęła Meadowes, na co wszyscy pokiwaliśmy smętnie głowami.-Tyczasem coraz głośniej o nowych morderstwach.

-Słyszałam. To niedaleko.- odpowiedziałam obojętnie.

-Co?! I dlaczego my tu siedzimy? Chodź Lily, zabieram Cię do domu! Co to w ogóle był za pomysł!- zaczął panikować James, a ja wyprostowałam się i spojrzałam na niego z zażenowaniem.

-Tak naprawdę nigdzie nie jesteśmy bezpieczni- powiedziałam smutno, powstrzymując łzy.

-A co z Zakonem?- spytał niepewnie Syriusz.

-Pisałam do Dumbledora.

-I nic mi o tym nie wiadomo?! NO Lily, na litość boską!- odezwał się Rogacz, a ja znowu zmierzyłam go surowo wzrokiem. Jęknął cicho, a ja warknęłam:

-Odezwij się jeszcze raz, a obserwiesz tak, że zobaczysz anioły.

-Już widzę- powiedział łobuziersko, na co udałam, że nie słyszę.

-Tak więc jak mówiłam, zanim ten gamoń mi przerwał- spojrzałam na Pottera, a że ten zrobił minę urażonej księżniczki, z powrotem wtuliłam się w niego, a on oparł brodę na mojej głowie.- Pisałam do dyrektora. Jednak odpowiedzi do tej pory nie otrzymałam.

-On to wiecznie zajęty- Zauważył Black.- W obliczu tego co się dzieje, traci głowę. Poświęciłby wszystko byleby pokonać Voldemorta.

-A ja nadal uważam że to zły pomysł, byś tam dołączyła- powiedział James stanowczo.

-Ale wszyscy wiemy, że nie zmienisz mojej decyzji.

-I wszyscy wiemy, że nie chcę się starcić- odrzekł cicho, nie patrząc mi w oczy.

-Nie stracisz- uśmiechnęłam się i chwyciłam go za rękę.- Obiecuję.

-Czyli dołączamy całą czwórką?- spytała Meadowes, a Syriusz przewrócił oczami.

-Na to wygląda. No i Remus. I Peter.- dodał Rogacz, a ja pokiwałam głową.-Jeśli już się pakować w to bagno zwane śmiercią, to razem.

-Późno już. Pora spać- Black wstał i teatralnie się przeciągnął.- Ja zaklepuję namiot z Dorcas!- krzyknął i  pobiegł do jednego z dwóch namiotów, a zrezygnowana Meadowes powlekła się za nim.

-Więc jak? Jesteśmy na siebie skazani?- spytał Rogacz uwodzicielsko poruszając brwiami.

-Dlaczego mi to nie przeszkadza?- zaśmiałam się, wstałam i pociągnęłam go za rękę.- Ruszaj się, spać mi się chce.

Próbowałam przymknąć oczy i zasnąć, ale jakoś nie potrafiłam. Nie umiałam wyciszyć myśli, których nagle w mojej głowie było tysiące. Oczywiście nie bałam się spać w namiocie, gdyż byłam do tego przyzwyczajona. Od lat jeździłam z rodziną na najróżniejsze biwaki i nocowaliśmy pod gołym niebem. Po prostu coś nie dawało mi spokoju i dlatego nie mogłam zasnąć.

Spojrzałam na Jamesa. Jego twarz nie wyrażała już żadnych emocji. Oddychał równo, z lekko rozchylonymi ustami. Niby banalne, ale brunet wyglądał tak niewinnie i krucho gdy spał. Kosmyki włosów opadały mu  lekko na czoło, powodując u mnie rozczulenie. Miałam ochotę się do niego wtulić i nigdy nie puszczać. 

Po godzinie bezczynnego patrzenia się w twarz Jamesa, postanowiłam wyjść z namiotu. Skoro i tak nie mogłam zasnąć, wolałam patrzeć w niebo. Usiadłam nad jeziorem, opierając się  o pień olbrzymiego drzewa i wpatrywałam się w gwieździste niebo myśląc nad tym, co będzie kiedyś.

-Lily?- usłyszałam zaspany głos i uniosłam się lekko, by chłopak mógł mnie zobaczyć. Najwyraźniej Potter się przebudził i zmartwiła go moja nieobecność.-Ohh, tu jesteś. Dzięki Bogu!

-Wszystko w porządku- uśmiechnęłam się i z powrotem oparłam głowę o pień.

-Dlaczego nie śpisz, kochanie?- spytał zmartwiony, a ja odsunęłam się trochę, by usiadł obok mnie.

-Nie mogłam zasnąć-powiedziałam cicho i wtuliłam się w jego tors.

-Mogłaś mnie obudzić. Przestraszyłem się, gdy zobaczyłem, że twój śpiwór jest pusty.

-Nie ma powodu do zmartwienia.

-Może i nie ma. Ale mimo wszystko wolę cię mieć blisko siebie, okej? Wtedy wiem że jesteś bezpieczna. Bo nigdy nie pozwolę, żeby stało ci się coś złego, wiesz?- mruknął i pocałował mnie w czoło. Większość nocy spędziliśmy w ciszy, zatapiając wzrok w tafli jeziora, a gdy zdecydowaliśmy się wrócić do namiotu, zasnęłam od razu.

Bo przy nim byłam bezpieczna.

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz