Rozdział XLVIII

2.3K 128 37
                                    

-Wstajemy- mruknęłam chwilę po tym, jak obudził mnie budzik. James jednak sprawiał wrażenie, jakby w ogóle go nie usłyszał. I chyba tak istotnie było, gdyż nadal spał w najlepsze, nie przejmując się tym, że za godzinę zaczyna się jego zmiana w pracy. -Rogaaacz- szepnęłam mu do ucha, na co  kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. Musnęłam jego ciepłe wargi i wpatrywałam się w niego przez chwilę, po czym zrezygnowana opuściłam łóżko.- Za 5 minut masz być w kuchni. W innym wypadku będę musiała użyć magii.

Weszłam do salonu zobaczyć, czy Remus nadal śpi. Trzylatek, przykryty przeze mnie grubym kocem, nadal leżał w podobnej pozycji w jakiej zasnął. Postanowiłam więc nie budzić go i przeszłam do pokoju chłopców. Nakarmiłam Lucasa, który akurat się obudził i podałam leki Harremu. Wyglądał lepiej niż wczoraj i wszystko wskazywało na to, że medykamenty zaczęły działać. Ubrałam Lucasa w niebieskie body, a Harry'ego w luźne dresy i szarą bluzę, po czym skierowałam się do kuchni by przygotować szybkie śniadanie. W momencie, gdy postawiłam jedzenie na stole, do pomieszczenia wszedł James.

-Mmm, ale pycha- wymruczał, po czym podszedł by pocałować mnie w policzek na dzień dobry.- A gdzie chłopcy?

-Remus śpi, Harry sprząta zabawki w pokoju, a Lucas został jeszcze w łóżeczku. Mógłbyś obudzić Remusa na śniadanie?- spytałam nalewając soku dyniowego do dzbanka.

-Jasne- odpowiedział mój mąż i skierował się do salonu. Ja natomiast zawołałam Harry'ego. Po chwili James i Remus przyszli i wszyscy zasiedliśmy do śniadania.

-Idę jeszcze tylko zajrzeć do Lucasa.

-Daj spokój skarbie, ja to zrobię- powiedział James.

-Nie, ty zaraz idziesz do pracy. Uważaj na chłopaków, żeby się nie zadławili.- zaprzeczyłam i poszłam do najmłodszego członka naszej rodziny.
Okazało się jednak, że ten zasnął, zmęczony najwyraźniej śniadaniem i porankiem, więc mogłam iść spokojnie zjeść posiłek z resztą.

-I jak, smakuje wam?- spytałam, zasiadając przy stole.

-Mniamm- Remus uśmiechnął się słodko, po czym ugryzł kawałek tosta z serem i szynką, który był obficie polany ketchupem. Przy chwili nieuwagi trochę ketchupu spłynęło na jego białą bluzkę.- Ojejku- wymruczał, próbując zetrzeć plamę.

-Przydałaby się świeża koszulka- stwierdziłam i już miałam wstać, ale James zatrzymał mnie, kładąc swoją dłoń na mojej.

-Pewnie jeszcze obaj z Harrym się ubrudzą. Jak zjedzą to się ich przebierze- posłał mi oczko, a ja przyznałam mu rację i sama zabrałam się do jedzenia.

-Nooo, pora się zbierać- oznajmił Rogacz po chwili, po czym pożegnał się z nami, założył swój zimowy płaszcz i wyszedł, a ja zostałam sama z dziećmi, które też właśnie skończyły jeść.

-Chodź Remus, któraś z koszulek Harry'ego na pewno będzie na ciebie dobra.

Obaj chłopcy pomaszerowali do pokoju, po czym mój syn otworzył szafę i podał kilka koszulek młodszemu, a ten, po chwili namysłu, zdecydował się na czerwoną. Założyłam mu ją, po czym obu chłopców posłałam do łazienki by umyli rączki umazane ketchupem.

Harry i Remus byli jak bracia. Świetnie się dogadywali i mimo różnicy charakteru, która była ogromna, byli do siebie bardzo podobni. Przyjaźń, jaką zostali połączeni, mimo tak młodego wieku była bardzo silna i lubiłam patrzeć na to, jakie wspaniałe mają kontakty.

Wierzyłam, że wyrosną z nich dobrzy ludzie. Że będą się przyjaźnić tak mocno jak ich ojcowie. Że cokolwiek by ich nie dzieliło, zawsze więcej będzie ich łączyć.

Dwie godziny później Dorcas przyszła po chłopca, który wyściskał ją tak, jakby nie widzieli się co najmniej miesiąc.

-Hmm, a co z twoją koszulką, Black?- spytała syna, a on odpowiedział mamie fascynującą historię o dzisiejszym śniadaniu.

-Ketchup nagle spadł na moją koszulkę i to zupełnie nie wiadomo skąd!- powiedział entuzjastycznie, zabawnie gestykulując przy tym drobnymi rękami. - Także ciocia dała mi koszulkę Harry'ego.

-Był grzeczny?- spytała mnie Dorcas Black, gdy usiadła na kanapie. Obok siebie postawiła małą Lunę, która właśnie uczyła się chodzić.

-No pewnie! Istny aniołek- powiedziałam, co w większości było prawdą.

-A ja jestem Godryk Gryffindor- przewróciła oczami.

-Naprawdę!- oburzyłam się że przyjaciółka mi nie wierzy.- U nas w domu zawsze przecież jest grzeczny. Może to wy na niego źle wpływacie-zaśmiałam się, siadając na fotelu.

-Dobra, dobra... Wiem, że nawet gdyby przewrócił wam dom do góry nogami i tak byłabyś po jego stronie.

-Kiedy wraca Syriusz?

-Jutro.

-Całe szczęście.

-A James kiedy ma delegację?

-Dokładny termin nie jest mu jeszcze wiadomy, jednak mam nadzieję, że trochę się to odwlecze. Trudno będzie bez niego. -westchnęłam.

-To tylko dwa tygodnie.- powiedziała nieprzekonywująco, a ja popatrzyłam na nią jak na idiotkę.- Dobra, aż dwa tygodnie!

-Ohh, nie pogrążaj mnie!

-Szybko zleci- uśmiechnęła się pokrzepiająco.- Tak bardzo się cieszę, że Syriusz jutro wraca!

-Tata?- Remus podniósł głowę z nad rozłożonych na dywanie zabawek.

-Tak, skarbie- odpowiedziała Dorcas.

-Będziemy grać w Quidditcha!- krzyknęli obaj chłopcy, a my przewróciłyśmy oczami. Quidditch całkowicie zawrócił tym dzieciom w głowie...

-Zdecydowanie musicie go ograniczyć. Poza tym nie chcę wam psuć wizji, ale Harry nadal jest chory po waszych ostatnich grach. Więc lepiej będzie, gdy o quidditchu zapomnicie.

-Teraz będę myślał o nim jeszcze więcej- mruknął młody Black, a my wybuchnęłyśmy śmiechem.

Tak bardzo był podobny do ojca.


***

Hej, hej!

Dzisiaj 31 października. Mimo, że James i Lily to tylko postacie fikcyjne naprawdę dla mnie wiele znaczą, choć w książce nie występowali praktycznie w ogóle. 31.10.1981 ~ ważna data dla każdego prawdziwego potterheada. A dziś już 37 rocznica ich śmierci. [*]  (31.10.2018)

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz