Rozdział VIII

3.7K 219 100
                                    

Zbliżały się święta, więc codziennie wstawałam przepełniona entuzjazmem, jaki budził we mnie ten wyjątkowy czas. Przed hogwarckimi dziewczętami stało prawdziwe wyzwanie, wynikające ze zbliżającego się balu bożonarodzeniowego i wyboru idealnego stroju na tę okazję.  Spora część szkolnej społeczności cierpiała na złamane serca, zawody  i inne sercowe rozterki, wiążące się z odmową lub brakiem zaproszenia, które gdzieś w głębi serca było oczekiwane. 

A ja w zasadzie modliłam się by nikt mnie nie zaprosił. 

Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam zwykłą siedemnastolatkę z płomiennorudymi włosami i dużą ilością piegów na twarzy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, przyglądając się detalom swojej twarzy. Najbardziej podobały mi się moje oczy, dumnie świecące szmaragdem i kontrastujące z jasnym odcieniem skóry.

Przerywając swoje rozmyślania na temat mojego wyglądu zaczęłam jednocześnie myć zęby i czesać włosy, co nie dało zbyt dobrego rezultatu. Później ubrałam wygodne, materiałowe dzwony i duży, wełniany sweter i opuściłam dormitorium, a po śniadaniu oddałam się w objęcia leniwej soboty, spędzając przedpołudnie w moim łóżku.

***

-Lilka, wstawaj! Za pół godziny spotykasz się z Potterem.

-Co? Z jakim Potterem?- spytałam zdezorientowana, podnosząc głowę z poduszki. Była czternasta. Obok mnie leżał podręcznik do transmutacji i kot Meadowes.

-Znam tylko jednego Pottera... Dla twojej informacji. za pół godziny spotykasz się z Jamesem Potterem- odpowiedziała, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie i spojrzała na mnie jak na idiotkę.  Usiadłam na łóżku i zmarszczyłam czoło. 

-Dorcas, o co ci chodzi? Coś ty znowu zrobiła?- warknęłam, nadal nie do końca rozbudzona z mojej parogodzinnej drzemki.

-James tu był dwie godziny temu. Wypadło mi z głowy, by ci o tym powiedzieć- tajemniczo się uśmiechnęła, a ja uniosłam brwi.

-Ale ze mną nie rozmawiał, bo...-zaczęłam znudzonym tonem.

-Bo spałaś, dokładnie. Chwilę powlepiał w ciebie oczy, nie mając serca cię budzić. Więc powiedziałam mu, że chętnie przyjdziesz na błonia o pół do trzeciej. - Zaśmiała się, a widząc moją oburzona minę, dodała - Lily, powiedział, że to coś ważnego. Inaczej nie podjełabym tej decyzji za ciebie.

-W zasadzie, i tak nie powinnaś była. Zwłaszcza tuż nad moją głową. Wystarczyło mnie przebudzić.

-I narazić cały zamek na twój wybuch złości?

Westchnęłam głośno i zaczęłam się zastanawiać, czego tym razem Potter ode mnie chce. Szczerze mówiąc, ostatnio nie układało się między nami najlepiej. Rzadko rozmawialiśmy, nie licząc wymiany kilku kąśliwych uwag bądź pojedynczych zdań. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie spędzaliśmy razem czasu i było mi z tym dobrze, a jednocześnie czułam, że powinnam się z nim zobaczyć. 

-Pójdę tylko z ciekawości- oznajmiłam Dorcas, która siedziała z obojętną miną na fotelu obok mojego  łóżka. 

-Wszystko dla fabuły. Zresztą i tak każdy wie, że James jest miłością twojego życia.- powiedziała po chwili, a ja się roześmiałam.

-Każdy wie, że James Potter to jeszcze dzieciak, a ja wcale nic do niego nie czuję.

-Każdy wie, że Lily Evans nie mówi prawdy. 

-Ta dyskusja schodzi na zły tor. Pójdę już, skoro to takie ważne- oznajmiłam, po czym uczesałam włosy i przemyłam twarz zimną wodą. Zarzuciłam płaszcz i wyszłam z dormitorium. Pogoda na błoniach była całkiem ładna, słońce zerkało  zza chmur, a ja zaczęłam żałować, że przespałam ogromną część tak pięknego, jak na tę porę roku,  dnia.

W końcu dostrzegałam Jamesa, który kierował się w moją stronę.  Patrzyłam jak idzie, w ciemnych, sztruksowych spodniach i długim, beżowym płaszczu z czerwonym szalikiem wokół szyi. I z uśmiechem na ustach, który denerwował.

Oczywiście że denerwował! 

A jednocześnie powodował dziwne uczucie w brzuchu, którego nieustannie próbowałam się wyrzec.

-Witam, ślicznotko- mruknął na powitanie, gdy stanął na przeciwko mnie, wkładając zaczerwienione i suche ręce do kieszeni.- Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać. Prawdziwy gentleman nie powinien do tego dopuścić. 

-Ugh, daruj sobie. I wystarczy Lily- odpowiedziałam nieco oschle. 

-A więc... przejdziemy się?- skinął głową na ścieżkę koło jeziora, ignorując całkowicie moje słowa. Na widok lekko oblodzonej tafli wody wstrząsnęły mną dreszcze.

-James, daj spokój.- warknęłam niezbyt przyjaźnie. Jest zimno, nie sądzisz?- dodałam nieco milszym tonem.

-No proszę, chciałem być tylko romantyczny! Jeden, krótki  spacer wzdłuż jeziora? Nie daj się prosić!-wydukał nieprzekonująco.

-Jest zimno!- powtórzyłam

-No cóż, jeśli wolisz, może to być spacer do mojego dormitorium- powiedział zadziornie, a ja zrezygnowana pokręciłam głową.

-Jesteś niemożliwy. Niech ci będzie- chodźmy na ten spacer.

Podał mi swoje ramię, a ja udawałam, że go nie widzę. Po chwili odpuścił, a my szliśmy obok siebie i rozmawialiśmy chwilę o wszystkim i o niczym.

Było miło.  Aż do czasu, gdy James podjął tematy, których bałam się poruszać.

- Wiesz co, Lily? Chciałbym być twoim ideałem. Chciałabym się zmienić, wydorośleć dla ciebie. Chciałabym móc na ciebie zasługiwać- wypalił, a ja zdrętwiałam.

Skąd  to nagłe wyznanie?

Zapadła cisza, którą tak trudno było przerwać.

-Nie mów takich rzeczy tak nagle i z zaskoczenia, bo pewnego dnia padnę na zawał i na tym się skończy.- mruknęłam zmieszana.-Nie musisz się dla mnie zmieniać- powiedziałam po chwili ciszej.

Spojrzał na mnie z nadzieją, a ja w duchu przeklnęłam samą siebie.

-Wiesz, James? Nie musisz. Jest w tobie wiele dobra, które ktoś kiedyś zauważy.- zaczęłam łagodnie.- Ba, które już napewno niejedna zauważyła.  James, ja też je zauważam, naprawdę.  Ale trudno z dnia na dzień czasem zauważyć, że ktoś wydoroślał. To wszystko jest jeszcze trudniejsze z racji tego, że mam ochotę cię udusić, by potem płakać z rozpaczy i zastanawiać się co najlepszego uczyniłam. Trudno zrozumieć to, co jest między nami, i ja nie przeczę że...

Przygryzłam wargę i spojrzałam mu w oczy. On skinął głową na znak, że rozumie, a następnie chwycił mnie za rękę.

-Lily, jeśli nie miałbym postarać się dla ciebie, nie mam zamiaru starać się dla nikogo innego. Ty i tylko ty sprawiasz, że mam ochotę wydorośleć, stać się lepszym człowiekiem- wyszeptał.- Dla ciebie chce nauczyć się kochać.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Czułam, jak się trzęsę z emocji. Westchnęłam cicho i odważyłam się jeszcze raz spojrzeć mu w oczy.

-Nie musisz nic mówić. Chciałbym cię tylko o coś zapytać.

Przełknął ślinę i wypalił na jednym tchu:

Czy ty, Lily Evans, królowo mojego niezdarnego lecz pełnego niezachwianych uczuć serca, uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na bal?

I właśnie tego pytania obawiałam się najbardziej.

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz