Rozdział VI

4K 231 116
                                    

Dni mijały jeszcze szybciej niż zazwyczaj, a jesień powoli zaczynała otulać nas swoim złotym płaszczem.  Nikt już nie wychodził popołudniami na błonia, wybierając spędzanie czasu przed kominkiem z własnymi myślami i ciepłym blaskiem ognia.

Siedziałam w miękkim fotelu, zatapiając się w lekturze. Mój wewnętrzny spokój i harmonię zakłóciły jak zwykle głosy Huncwotów, którzy co chwilę przychodzili podzielić się czymś fascynującym, lub po prostu przerwać melancholijną atmosferę jaka gościła w pokoju wspólnym.

-Cześć Liluś- powiedział Potter i posłał mi jeden z jego oryginalnych uśmiechów, po czym usiadł na kanapie wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi.

Remus szybko poprawił grzywkę i zatopił miodowe oczy w książce, a Syriusz oparł się nonszalancko o brzeg kanapy. Peter był zbyt zajęty pożeraniem czekoladowych żab, by zwrócić uwagę na otaczającą go rzeczywistość.

-Evans, umówisz się ze mną?- wypalił nagle Rogacz czochrając swoje włosy. Wydawał się nieco spięty.

-Ahhh... Potter, przecież to takie oczywiste!- westchnęłam.

-To znaczy że...

-Czy ty nie możesz pojąć, że NIGDY się z Tobą nie umówię? Niech to w końcu dotrze do tej twojej rozczochranej łepetyny, zanim w końcu wszyscy stracimy do ciebie cierpliwość, Potter!

-Prędzej czy później się ze mną umówisz- odpowiedział nieco aroganckim tonem, nabierając pewności siebie

-Nie bądź tego taki pewien- odrzekłam, zgarnęłam swoje rzeczy i wyszłam z pomieszczenia.

To co było między mną a brunetem było conajmniej dziwne. Nie chciałam myśleć o tym, co by się stało, gdybym w końcu się zgodziła. Nie chciałam robić czegoś wbrew sobie, a jednocześnie wiedziałam że prędzej czy później ulegnę. Czy James Potter wówczas odpuści?

Położyłam się niepewnie na łóżku, wpatrując się niemrawo w czerwony baldachim.
Po chwili usłyszałam jak drzwi się otwierają, więc podniosłam wzrok, by ujrzeć osobę której najmniej się spodziewałam. W progu drzwi stał nieco zmieszany Syriusz Black, próbując przybrać luźną postawę.

-Czego Black?- spytałam udając wrogość, choć tak naprawdę trudno było mi źle odnosić się do Syriusza. Bo tak naprawdę Black nie zasługiwał na nic co złe, bo życie raniło go wystarczająco.

Chłopak cicho zamknął drzwi i podszedł do mojego łóżka. Usiadł na brzegu i popatrzył mi w oczy.

-On nie chciał żeby tak wyszło.

-Przecież jest dobrze. Po prostu... chyba chciałabym aby się w końcu odczepił. James Potter mnie nie interesuje- odpowiedziałam przygryząc wargę.

-James Potter cię nie interesuje?- powtórzył unosząc brew.

Czy mogłam powiedzieć że James Potter mnie nie obchodzi?

W głowie przemknęło mi jego troskliwe spojrzenie wypływające z czekoladowych oczu, lekko rozchylone wargi gdy na mnie zerkał, determinacja, która widniała na jego twarzy, gdy do czegoś się przykładał i jego usta na moim czole pamiętnego wieczoru w skrzydle szpitalnym.

Czy James Potter naprawdę nic dla mnie nie znaczył?

-Wydaje mi się, że James Potter mnie nie interesuje- odrzekłam pewna siebie. Udawałam.

-A ja jestem Albus Dumbledore.  Teraz tak na poważnie.

-I kto to mówi?- spytałam rozbawiona.- Najbardziej niepoważna osoba jaką znam.

-Lily. On nie chce cię tylko zdobyć. James jest dla mnie bratem, a bracia wiedzą o sobie wszystko- spojrzał na mnie poważnie- Wiem, że Jamesowi na tobie zależy.

-A co jeśli mi nie zależy, Syriuszu? James musi zrozumieć, że nie zawsze wszystko musi być po jego myśli. Że nie wszyscy będą tańczyć tak jak James zagra.

-Jesteś uparta, Evans. Zastanawia mnie tylko czy chcesz okłamać mnie, czy też samą siebie- wstał z łóżka, kierując się w stronę drzwi- Ale James ma rację. Prędzej czy później, będziesz jego - wystawił język i szybko wyszedł z pomieszczenia, zanim zdążyłam zareagować oburzeniem.

***

Wieczorem w pokoju wspólnym odbyła się spontaniczna impreza.  Jedna z tych imprez, które odbywały się zupełnie bez okazji, by po prostu rozładować napięcie dnia codziennego i spędzić razem czas w przyjaznej atmosferze. Muzyka grała bardzo głośno i gdyby nie zaklęcie wyciszające, byłoby ją słychać nawet w lochach.

Starałam się nie zwracać uwagi na pewnego czekoladowookiego rozczochrańca, choć wyjątkowo starania te nawet nie były potrzebne. Tego wieczoru James wyraźnie mnie ignorował.

-Witaj, Lily- powiedział Syriusz i  usiadł obok mnie. Spojrzałam na niego podejrzanie.

-Hej? Dlaczego powiedziałeś do mnie po imieniu?- odparłam podejrzliwie.

-Zawsze mówię do ciebie po imieniu, Pani Rogacz- odrzekł, za co wymierzyłam mu mocnego kuksańca- Lily... Potrzebuje zbliżyć się do twojej przyjaciółki-  przygryzł wargę, patrząc na dziewczęta siedzące naprzeciwko nas- Do Dorcas Meadowes- dodał szeptem. -Pomożesz mi, prawda?- spytał szczerząc zęby.

-No jasne, Kundelku- zaśmiałam się, w głębi duszy nie mogąc się doczekać połączenia tej dwójki. Dobrze wiedziałam, że Dorcas Meadowes szalała za Syriuszem Blackiem.

-Wiedziałem że mogę na Ciebie liczyć- powiedział rozpromieniony i objął mnie ramieniem, na co Potter, który nas obserwował posłał mu mordercze spojrzenie.

-Chyba ktoś tu ma kłopoty- powiedziałam, a on głośno przełknał ślinę.

-James mnie zabije.

I poszedł do przyjaciela, by wyjaśnić mu co i jak, a ja zostałam sama.


JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz