Rozdział XVIII

3.2K 179 168
                                    


Czy tydzień to dużo? Gdyby chodziło o tydzień wakacji czy chociażby tydzień do rozpoczęcia roku szkolnego, z pewnością nie jest to dużo. Mija tak szybko, że często zastanawiam się, dlaczego czas tak szybko leci. Dlaczego nie można go zatrzymać i cieszyć się danym momentem chociażby o kilka minut dłużej? Lecz jeśli chodzi o tydzień w skrzydle szpitalnym, jest to zdecydowanie najdłuższy tydzień, jaki można sobie wyobrazić, zwłaszcza gdy spędzasz go z kimś tak irytującym jak James Potter.

Dni były dość monotonne. Codziennie budziłam się, witałam z Jamesem, który był jedyną żywą istotą tutaj poza mną i panią Pomfrey, niezbyt rozmowną pielęgniarką faszerującą nas obrzydliwymi lekami. W dodatki od ostatniej bójki Jamesa z Alexem traktowała nas bardzo chłodno i w głębi duszy zapewne nie mogła się doczekać dnia, w którym stąd wyjdziemy.

Rozmowy z czekoladowookim pokazały mi, że czasem naprawdę potrafi być świetną osobą. Czasami wykazuje się sporą dawką inteligencji,potrafi zrozumieć słowa "zamknij się", choć bywają wyjątki i umie rozbawić mnie do łez, i przyprawić o ból żeber, które już prawie były jak nowe.

Rany zadane przez wilkołaka goiły się mozolnie i bez większych rezultatów. James jednak mógł już ściągnąć bandaż z głowy, a ja ze zmasakrowanej nogi, chociaż nadal wyglądała tak paskudnie, że trudno było mi na nią patrzeć. Rany te były zaczerwienione i opuchnięte, ale ponoć miały się wkrótce zabliźnić i miało nie być po nich znacznych śladów.

Kilka razy odwiedzili nas nasi przyjaciele, ale Poppy ograniczyła ich wizyty po sprawie z Alexem, co zdaniem Blacka było "oburzające i tak niesprawiedliwe, jak puchar domów należący do Slitherinu, który zdobyli na pierwszym roku". Oczywiście był to ich pierwszy i do tej pory ostatni puchar, który zdobyli podczas naszego uczęszczania do Hogwartu, ale Łapa nadal nie mógł się z tym pogodzić.

Jednak po siedmiu dniach cierpień nadszedł piękny i jakże wyczekiwany dzień, w którym mogliśmy opuścić skrzydło szpitalne. Byłam tak szczęśliwa, że mocno uściskałam Jamesa, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę. Zresztą naprawdę zachowywałam się jak wariatka, co, przyznajmy, nie było w moim stylu.

-Może jednak jeszcze powinnaś tu zostać, co? Martwię Cię o twoje zdrowie psychiczne. powiedział chłopak sarkastycznie krocząc tuż obok mnie.

-Zamknij się Potter- powiedziałam wesołym tonem i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, a on tylko pokręcił głową w geście niedowierzania.

Może i rzeczywiście zwariowałam, ale byłam tak szczęśliwa, że opuszczając pomieszczenie biegłam w podskokach do wierzy Gryffindoru, a rozbawiony James tylko mi się przyglądał. Oczywiście nie obeszło by się bez jakiejś głupoty, więc wbiegając na kolejny korytarz na zakręcie wpadłam na kogoś.

-Ale na mnie lecisz- zaśmiał się Alex, który okazał się tym "ktosiem".

Ja również się zaśmiałam, chociaż byłam na niego trochę zła. Blondyn nie był jednak osobą, na którą można się długo gniewać, gdyż jeden jego uśmiech sprawił, że mogłam mu wszystko wybaczyć. On już po prostu taki był, miał w sobie coś, co nie pozwalało mi mieć do niego urazy.

-To nie pierwszy raz! Przecież również w ten sposób się poznaliśmy- zaśmiałam się, patrząc w jego rozbawione, niebieskie oczy. 

-Choć Lily, przyjaciele na nas czekają- rzekł James siląc się na uprzejmy ton, co jednak nie przychodziło mu łatwo.

-Lily, możemy pogadać? Mam sprawę.- spytał szybko Sky, patrząc na mnie znacząco i ignorując Jamesa. Pokiwałam niepewnie głową dając znać Potterowi, że sobie poradzę.

-Zaraz przyjdę, spokojnie- zapewniłam go, a on jedynie pokiwał smętnie głową i odszedł. Ja natomiast uśmiechnęłam się do Alexa, gdyż mój humor nadal był doskonały, co było wręcz dziwne.

-Ehh, nie wiem jak ci to powiedzieć...

-Mów prosto z mostu- poleciłam mu, coraz bardziej bojąc się tego, co mogę usłyszeć.

-Wiesz... przemyślałem to wszystko i...- zaciął się, a ja tylko cierpliwie czekałam, aż dokończy to co zaczął. Wyglądał bardzo niepewnie, a oczy w tym momencie nie błyszczały mu tak wesoło jak zwykle. Był przygaszony.- Lily, nie możemy się już przyjaźnić.

-Czemu?- spytałam, słabo udając obojętność. Alex był dla mnie jak brat, kochałam go w ten braterski sposób, ufałam mu, a przez to pół roku naprawdę zdążyliśmy się tak zaprzyjaźnić, jakbyśmy się przyjaźnili od zawsze. Dlaczego więc to wszystko miałoby się po prostu skończyć?

-Lily... ja widzę jak patrzysz na Jamesa. I jak on patrzy na Ciebie. To nie tak, że jestem zazdrosny, ale po prostu nie chcę, żeby Potter myślał, że chcę mu Cię odbić. Jesteś moją małą siostrzyczką, ale ja nie chcę stać między wami... zrozum...

Nie rozumiałam. Naprawdę.

-Ale... Alex! Ja nic nie czuję do Pottera- przygryzłam wargę.- Chyba.

Chłopak jedynie się zaśmiał i mocno mnie przytulił, a ja wtuliłam się w niego ciesząc się tymi ostatnimi chwilami razem.

-Ale nie obwiniaj ani siebie, ani Pottera, bo jest jeszcze jeden powód. Mam nową dziewczynę, Alicję, no i jest o ciebie chorobliwie zazdrosna- pokręcił zabawnie oczami, jakby już miał dość tej całej Alicji, a ja jedynie się smutno uśmiechnęłam.

-Będzie mi Ciebie brakowało, wiesz?

-Lily, nie martw się. Nadal możesz na mnie liczyć. Pamiętaj. Po prostu... nie możemy się tak często spotykać i rozmawiać. Tak będzie lepiej- mrugnął do mnie i odszedł, pozostawiając mnie samą z myślami.

Po chwili stania tam uśmiechnęłam się, a mój dobry humor powrócił, gdy biegłam do wieży Gryffindoru, by spotkać się z przyjaciółmi.

-Hej!- przywitałam się z Huncwotami, Dorcas, Mary i Marleną zaraz po tym, gdy znalazłam się w pokoju wspólnym, po czym podeszłam do fotela, na którym zwykle siedzę. Niestety był zajęty przez pewnego osobnika, ale ja nie miałam zamiaru odpuścić mu MOJEGO fotela.

-Potter, złaź- mruknęłam, ale on tylko wrednie się uśmiechnął.

-Jak widzisz siedzi mi się tu całkiem wygodnie. Ale zawsze możesz usiąść na moich kolanach- zaproponował, na co ja natychmiast się obróciłam z zamiarem odejścia, jednak coś poszło nie po mojej myśli, gdyż okularnik pociągnął mnie, a ja wpadłam prosto w jego ramiona. Chciałam zejść z niego jak najszybciej, ale ten mi na to nie pozwolił, na co zrobiłam oburzoną minę.

-Puść mnie- poprosiłam go zastępując oburzenie słodką minką, ale on tylko cmoknął mnie w nos i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, na co ja tylko cicho warknęłam i zmęczona oparłam głowę o jego tors. Potter zrobił zwycięską minę i jakby nigdy nic dołączył do rozmowy.

***

Wieczorem byłam bardzo zmęczona, więc o dziesiątej leżałam już pod kołdrą. Myślałam o dzisiejszym dniu, który był całkiem udany, chociaż nic wielkiego się w nim nie działo. Lubiłam takie dni- spokojne dni, spędzone na rozmowie z przyjaciółmi, czytaniu książek czy po prostu głębokim rozmyślaniu. 

Już zamknęłam oczy, prawie zasypiając, gdy usłyszałam ciche pukanie w okno. Zaciekawiona wstałam i je otworzyłam, ale za nim nie było żadnej sowy czy innej żywej istoty. Na parapecie jednak leżała karteczka, którą wziąłam do rąk i przeczytałam:

Uważaj na siebie, szlamo, gdyż twoje dni są policzone.

***

Jak wam się podoba? :)

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz