Tego dnia słońce świeciło wyjątkowo silnie jak na marzec, a białe obłoczki pływały spokojnie na niebie. Ja natomiast siedziałam spokojnie przy oknie w naszym dormitorium, poświęcając całą siebie na myślenie o Jamesie i naszym spotkaniu, które miało się odbyć już tego wieczora. Uśmiechałam się pogodnie patrząc na wszystko za oknem, lecz w środku czułam coś skomplikowanego, co nie do końca umiałam wyjaśnić słowami. Jakby niepokój pomieszany z oczekiwaniem na coś przyjemnego i długo wyczekiwanego. Po dłuższej chwili postanowiłam się ześlizgnąć z parapetu i ruszyłam powoli się szykować.
-Ślicznie wyglądasz, Lily- rzuciła Dor entuzjastycznie, gdy wyszłam z łazienki.- Pamiętaj, bądź sobą i tylko sobą, bo taka jesteś najlepsza! Powodzenia!- dodała i poruszyła zabawnie brwiami, na co zaśmiałam się szczerze i wyszłam z dormitorium.
James czekał na mnie pod pokojem życzeń tak jak wcześniej ustaliliśmy. Opierał sie nonszalancko o ścianę i uśmiechał tak, jak tylko on umie. Tym uśmiechem, który jednocześnie był łobuzierski i niewinny jak u pięcioletniego chłopca. W jego czekoladowych oczkach jak zwykle można było dostrzec iskierki rozbawienia, a kruczoczarne włosy były rozwiane na wszystkie strony, jakby dopiero wstał z łóżka, co jedynie dodawało mu uroku.
-Cześć Lily- powitał mnie uprzejmie.
-Hej James- odpowiedziałam tylko i uśmiechnęłam się delikatnie.
Weszliśmy do pomieszczenia, które przybrało formę niewielkiego pomieszczenia z mnóstwem poduszek, co dawało przytulny, choć nieco zabawny efekt. Usiedliśmy naprzeciwko siebie, po czym posłałam mu niepewny uśmiech.
-Co słychać, Evans?-spytał banalnie.
-Nie mam na co narzekać. Uczę się do OWT-mów, które trochę mnie stresują, ale mimo wszystko daję radę. A co u ciebie?
Skrzywił się lekko i wykrzywił wargi w niepewnym uśmiechu.
-Trochę gorzej.
-Chodzi o Emmę?
-Tak... Ale chyba nie do końca chcę o tym rozmawiać.
-Wiesz, James? Może to dobrze. W końcu nic nie dzieje się bez powodu- powiedziałam.
-Chyba masz rację. Zdaje się, że od przeznaczenia nie da się uciec. Jestem skazany na ciebie- odrzekł rozbawiony, a ja szturchnęłam go w ramię- Evans! To boli!
-Przepraszam, Jelonku. Miało być lekko- dotknęłam jego ramienia, a on się lekko wzrygnął.
-Chcesz dolać oliwy do ognia?
-Nie, chciałam przeprosić.
-Na pewno?- spytał, zmniejszając odległość między nami.
-Ch...Chyba tak- wyjąkałam, przenosząc wzrok na jego lekko rozchylone wargi, co mnie do końca pozbawiło rozsądku. Nasze usta były w odległości około dwóch centymetrów, więc czułam jego oddech na mojej skórze. James oparł swoje czoło o moje i uśmiechnął się tajemniczo. Mocno biło mi serce, gdyż to wszystko działo się tak szybko.
I w momencie, kiedy nasze usta miały się zetknąć, a ja miałam posmakować jego malinowych warg, do pokoju wszedł Syriusz Black.
-Jejciu, przepraszam!- bąknął, na co się od siebie oderwaliśmy, a ja rzuciłam mu zdegustowane spojrzenie. -Po prostu... JAMES, TY MONGOLE! Zaplanowałeś trening na dzisiejszy trening grożąc, że kto nie przyjdzie zostanie wyrzucony z drużyny, bo jest to arcyważne, po czym sam nie przychodzisz! Co z tobą? Jak tak w ogóle można??- wyjechał na przyjaciela.
-Na Merlina!- okularnik schował twarz w dłoniach- Zapomniałem! Syriuszu, jako mój najlepszy przyjaciel jak i niezastąpiony wicekapitan naszej drużyny, czy możesz poprowadzić solidny trening?
-Podczas gdy wy tu będziecie się miziać?- spytał unosząc brew i patrząc na nas surowo, chodź już chwilę później na jego twarz wpełzło rozbawienie- Umowa stoi! Bądźcie grzeczni!- szybko wybiegł z pokoju, a James popatrzył na mnie z zakłopotaniem.
-Przepraszam za tamto.
Nie wiedziałam zbytnio, o które "tamto" mu chodziło. Miał na myśli Syriusza i jego wybryk czy może nasz niedoszły pocałunek, którego być może wcale nie chciał?
-Nie szkodzi- odpowiedziałam, starając się wiele nie myśleć.
Zapowiadało się że będzie niezręcznie. Że będziemy tak siedzieć i patrzeć na siebie ukradkiem, nie wiedząc co powiedzieć. Wtedy James popatrzył mi prosto w oczy, a serce podskoczyło mi do gardła.
-Mogę?- przeniósł wzrok niepewnie na moje usta. Zdawał się być taki delikatny i nieśmiały, a jednocześnie stanowczy w tym co chce uczynić m Pokiwałam niepewnie głową, a Potter zbliżył się do mnie powoli. Nasze nosy otarły się o siebie, a ciepłe oddechy powoli się mieszały ze sobą tworząc spójną całość.
W tym momencie drzwi znowu się otwarły, a do pomieszczenia wpadł zdyszany Lunatyk.
-James, mogę poży...- w tedy zobaczył nas gwałtownie od siebie odskakujących i zmieszał się. Jego twarz oblały pokaźne rumieńce.- Przepra...
-Odejdź, Lupin, bo jak cię dopadnę to nic z ciebie nie zostanie- zagroził James, na co Remus uśmiechnął się nerwowo.
-Mogę pożyczyć pelerynę? Muszę pilnie pójść do miodowego królestwa. Czekolada mi się skończyła, czyż to nie okropne?- Przybrał dramatyczny wyraz twarzy, jakby to oznaczało co najmniej koniec świata.
-Jakoś nigdy wcześniej mnie o to nie pytałeś, tylko brałeś jak swoją własność- James posłał mu podejrzliwie spojrzenie.- No pewnie że możesz. Przy okazji, skąd wszyscy wiecie że jesteśmy właśnie TUTAJ?!
-Bo mówiłeś o tym od tygodnia?- odpowiedział Lupin tonem jakby to było oczywiste i wyszedł, zanim James zdążył rzucić w niego poduszką.
-Chyba los nie chce żeby do tego dzisiaj doszło.- powiedziałam niewiele myśląc, a James popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Nie umiałam odczytać emocji płynących z jego oczu, choć zazwyczaj przychodziło mi to z łatwością.
-A czy ty chcesz?- szepnął, przyprawiając mnie o dreszcze.
-Tak- odpowiedziałam, nie każąc mu długo czekać na odpowiedź. Zbliżyłam się do niego szybko z obawą, że zaraz znowu ktoś nam przeszkodzi i nieśmiało złączyłam nasze usta.
Pocałunek ten był pełen tęsknoty i niewypowiedzianych uczuć, z którymi przyszło mi się zmagać. Uczuć, z którymi niekoniecznie umiałam sobie poradzić.
Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość.
***
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily