Rozdział XXI

3.1K 204 65
                                    


Dzisiaj trochę inaczej, musicie mi to wybaczyć😋

***

James'pov

Rozejrzałem się wokół, jednocześnie zacięcie walcząc z jednym ze śmierciożerców. Nie było łatwo, czterech uczniów na dorosłych śmierciożerców, którzy nie mieli zamiaru nam darować. Przecież byliśmy dobrzy w walce. Mimo to ogarniał mnie lęk. Nie bałem się o siebie, ale o innych, o moich przyjaciół, a prawdziwa panika ogarnęła mnie, gdy nie dostrzegłem Lily. Przecież jeszcze chwilę temu tu była, więc gdzie teraz, do cholery, podziewała się Lily Evans?

Chwilowe obezwładnienie przeciwinika pozwoliło mi na rozglądnięcie się, co tylko upewniło mnie w przekonaniu, że Lily tutaj nie ma. Mając nadzieję, że to tylko jakiś pieprzony sen, odczekałem chwilę. Później jednak byłem zbyt zdenerwowany, by trwać w milczeniu.

-Syriusz! Widziałeś gdzieś Evans?- spytałem naprawdę wystraszony chłopaka, który walczył tuż za mną, odwrócony do mnie plecami.

-Nie ma jej?- odpowiedział pytaniem na pytanie trochę zdzwiony, i również się rozejrzał.

Nagle, wszystkie czarne postacie zniknęły w jednym momencie. Popatrzyłem na świat nieprzytomnym wzrokiem i wykończony opadłem na podłogę. Wszystko mnie bolało, a po policzku spływała mi krew. Podciągnąłem się na rękach do pozycji siedzącej, co jednak sprawiło mi lekką trudność. Nie zastygłem jednak w takim stanie. Rozejrzałem się jeszcze raz, w poszukiwaniu pięknych, rudych włosów.

Jednak ich nie dostrzegłem.

-Lily- wyszeptałem roztrzęsionym głosem i schowałem twarz w dłoniach. Syriusz, który wcześniej pomógł Dorcas wstać i uleczył jej rany, które jednak nie były zbyt wielkie, podszedł do mnie wraz z dziewczyną i usiadł obok mnie.

-James...- zaczął delikatnie i choć to zupełnie do niego nie pasowało byłem mu wdzięczny. To znaczy, że mnie nie obwinia. Ale wystarczyło to, iż sam bardzo mocno się obwiniałem. Przecież wszystko było moją winą. To ja wyciągnąłem ją na randkę, a los dał, że akurat się zgodziła, choć przecież nigdy tego nie robiła. I mimo, że czasami tego nie okazywałem, bo byłem idiotą i dupkiem, to nad życie kochałem Lily Evans i nie mogłem pozwolić na to, żeby jej się coś stało.

Ale jednak  zawiodłem.

-To moja wina. To, cholera, moja wina!- powiedziałem podnosząc się i kierując się w stronę zamku. W oczach szkliły mi się łzy, którym jednak nie dałem wypłynąć.

-Potter, debilu, posłuchaj mnie- warknęła Dorcas, a ja popatrzyłem na nią obojętnie.- Nie możesz się teraz nad sobą użalać, idioto, a już na pewno nie będziemy się zastanawiać nad tym czyja to była wina. Musimy się wziąć w garść. Nie wiemy co się z nią dzieje- powiedziała smętnie, a w jej oczach również pojawiły się łzy. Mimo tego była pewna siebie, a mówiła twardo i przekonująco, nie pozwalając swojemu głosowi na najmniejsze zachwianie-Nie wiemy czy ona żyje. Ale to nasza przyjaciółka, część nas, i choćby świat miał stanąć na głowie, uratujemy ją. Zobaczysz.- zakończyła i całkiem się rozkleiła, po czym wtuliła się w tors Syriusza, a ten gładził ją po głowie.

Mi również jedna, samotna łza stoczyła się po policzku, lecz szybko ją otarłem i powiedziałem stanowczo, co jednak nie było łatwe:

-Masz rację, Meadowes. Lily Evans, gdziekolwiek jesteś, kocham Cię. A teraz idę Cię ratować, nawet gdybym miał zginąć.

Udaliśmy się szybko do zamku, gdyż zapadł już zmrok, by jak najszybciej porozmawiać z dyrektorem. Niektóre sprawy musiały być załatwione niezwłocznie.

Zwłaszcza ta, w której chodziło o Lily. Moją Lily.

***


Gdy weszliśmy do gabinetu Dumbledora, ten obdarzył nas spojrzeniem przepełnionym ciekawością i zmartwieniem, które chyba jednak próbował ukryć uśmiechem.

-Co was do mnie sprowadza?- spytał spokojnym głosem, a ja tylko spuściłem głowę.

Przez cały wieczór nie powiedziałem ani słowa. W gabinecie dyrektora milczałem jak grób, Dorcas cicho łkała i jedynie Syriusz zaczął opowiadać co się wydarzyło. Ja jednak tego nie słuchałem. Myślałem tylko o niej, o tym gdzie teraz jest, co robi, czy żyje. Myślałem o jej zachwycających oczach w kształcie migdałów i ich pięknym, zielonym kolorze. O uśmiechu, w który często były wykrzywiane jej małe, malinowe usta, których smak poznałem tak niedawno. O jej włosach, o intensywnej barwie i piegach na jej porcelanowej twarzy. Myślałem o Lily Evans, mojej Lily Evans, która tak naprawdę nigdy moja nie była. I w taki sposób moje samopoczucie, o ile to możliwe, pogorszyło się jeszcze bardziej.

-Możemy już iść?- spytałem cicho, gdy w gabinecie zapadła głęboka cisza.

- Jutro będę was potrzebował. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by odnaleźć pannę Evans i obiecuję, że już niedługo bezpiecznie wróci do Hogwartu. Trzeba tylko w to mocno wierzyć, bo wiara pobudza chęć do działania i czyni nas silnymi. A tej siły teraz potrzebujemy. Dobranoc.

I pożegnani tymi słowami, udaliśmy się do wieży Gryffindoru, a ja pogrążyłem się w fali rozpaczy.

***


Tego wieczoru w dormitorium panowała ponura atmosfera i był to chyba pierwszy raz, odkąd je zamieszkiwaliśmy. Gdy tylko wziąłem szybki prysznic, położyłem się w łóżku i zasunąłem kotary. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. To za bardzo mnie bolało i przyprawiało o zbyt duży niepokój. Chciałem zasnąć i nigdy się nie obudzić, albo obudzić się mając przy sobie Lily. Tylko tego pragnąłem, chciałem ujrzeć ją jeszcze raz, nawet jeśli nie byliśmy sobie przeznaczeni, nawet jeśli nigdy ze sobą nie będziemy. Ja po prostu chciałem czuć jej obecność i wiedzieć, że jest bezpieczna.

Wziąłem do rąk jedno, małe zdjęcie, które zawsze trzymałem pod poduszką. Było pogniecione i poniszczone, ale i tak znaczyło dla mnie więcej niż cokolwiek innego. Przedstawiało mnie i Lily, droczących się ze sobą w pokoju wspólnym któregoś wieczora.  Popatrzyłem na czarno-białą fotografię  i schowałem głowę w poduszkę by zagłuszyć szloch.

Odnajdę Cię, Lily. Gdziekolwiek jesteś, już niedługo zamknę cię w moich ramionach i jeśli mi na to pozwolisz, już nigdy cię nie opuszczę. Będę cię kochał do końca moich dni i już więcej cię nie zranię. Obiecuję- wyszeptałem, ocierając łzy. Musiałem okazać choć trochę siły. Musiałem być silny dla niej.

***

Hej😫

Wiecie jak trudno się pisze taki rozdział, gdy jest się aktualnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemii?😟

Kocham was wszystkich, którzy to czytacie i dziękuję wam za wszystko, bo każdym komentarzem i każdą gwiazdką sprawiacie mi taką radość, że trudno to sobie wyobrazić❤

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz