Rozdział XXIII

2.8K 179 56
                                    


-Syriusz! SYRIUSZ!- krzyczałem wówczas gdy zdyszany wpadłem do dormitorium- Ona żyje, my... dzisiaj wieczorem... musimy... Syriuszu...- opadłem na łóżko, próbując opanować oddech.

-Uspokój się, bracie. Co się stało?-powiedział, kładąc się obok mnie. Był zmartwiony i przybity, co można było dostrzec w smutnych, ciemnych oczach.

Gdy uspokoiłem oddech usiadłem na łóżku i próbowałem zebrać w słowa to wszystko, co chciałem powiedzieć Syriuszowi. Opowiedziałem mu o poranku, moim pobicie w sowiarni i podałem mu niewielki zwitek pergaminu, czekając na jego słowa.

-James, ja... nie wiem czy to dobry pomysł- powiedział w końcu delikatnie, przy okazji przygryzając wargę. Najwyraźniej myślał nad czymś intensywnie.-Rogacz, jak dobrze wiesz, jesteś dla mnie jak brat. Nie chcę Cię stracić. Ale gdy już masz się mieszać w to bagno to ja idę z Tobą. To nasza...

-Ostatnia szansa, tak, wiem... Syriusz, ja muszę ją uratować. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby...

Nie dokończyłem, bo Łapa znowu zamknął mnie w swoich ramionach, bratersko klepiąc mnie po plecach. Gdy wypuścił mnie z uścisku uśmiechnąłem się do niego wdzięcznie, a on lekko odwzajemnił gest.

-Jaki jest plan?

-Idziemy tam. To chyba jasne... Choć nie do końca wiem czego się spodziewać. To może być gigantyczne niebezpieczne, ale dla niektórych osób warto się poświęcić- puścił mi oczko, lecz już po chwili przybrał znowu poważny wraz twarzy- Zamienię się w psa, żeby w razie potrzeby ratować wasze tyłki.

-Wasze? Myślałem, że idziemy we dwoje.

-Zwariowałeś? Dorcas nie puściłaby nas dwóch samych. Jest odważna, sprytna i napewno przyda nam się jej pomoc. Poza tym jest najlepszą przyjaciółką Lily, więc zrobi dla niej wszystko.

-Jest również pierwszą dziewczyną, w której Syriusz Black się zakochał- powiedziałem cicho, za co Łapa zdzielił mnie po głowie.

-James, zamknij się. Idziemy do Meadowes i zaczynamy poszukiwania twojej życiowej miłości.  Będzie cholernie niebezpiecznie i możemy tego nie przeżyć, a więc możemy tutaj już nigdy nie wrócić, ale czym jest życie bez ryzyka? - stwierdził Syriusz i skierował się w stronę drzwi.- Na co jeszcze czekasz? Nie ma czasu do stracenia!- Szybko wstałem i poszedłem za nim, wgłębi duszy będąc wdzięczny Merlinowi za tak wspaniałego przyjaciela. Przyjaciela, na którego mogę liczyć zawsze, w każdym momencie i o każdej porze dnia i nocy.  Przyjaciela, którego śmiało mogłem nazwać bratem.

***

-Wchodzisz w to?- spytał Black dziewczynę, patrząc na nią wyczekująco po tym, gdy przedstawił jej nasz plan. Dorcas wyglądała na zdeterminowaną i gotową do działania.

-Czy to nie jest oczywiste? Musimy uratować Lily.

-I za to Cię lubię, Meadowes.- powiedział, po czym patrzyli sobie w oczy przez chwilę, która wydawała mi się niepokojąco długa.

-A ja Ciebie nie znoszę, Syriuszu.- odwiedziała Dorcas z cwanym uśmieszkiem, na co on wystawił język.

-Koniec gołąbeczki. Pora się zbierać!

-James, jest dopiero dwunasta... Nie sądzę, aby...

-Ale musimy się dobrze przygotować! Przecież to nie szkolna wycieczka! Nie możemy pominąć niczego istotnego, bo wszystko może zaważyć na naszym życiu. Co powinniśmy zabrać?

-Lusterka dwukierunkowe, mapę Huncwotów, pele...-zaczął wymieniać Black, a ja posłałem mu zabijające spojrzenie.

-C-co?- spytała Meadowes patrząc na nas swoim zabójczym wzrokiem i wiercąc w nas dziury tym palącym spojrzeniem- Przez te wszystkie lata posiadaliście taki sprzęt, a ja o niczym nie wiedziałam?!

-No wiesz, takie małe, Huncwockie zabawki. Chyba nie muszę ci wyjaśniać skąd się wzięły- odpowiedział Syriusz wymijająco.

-T-tak, chyba nie będzie to konieczne- odrzekła Dor i przewróciła oczami. Zaśmiałem się cicho.

-Idziemy się spakować- powiedziałem stanowczo i wyszedłem z dormitorium dziewcząt, a Łapa i zdezorientowana Dorcas Meadowes poszli za mną.

***

-Wszystko mamy. Pora ruszać- zarządziłem, a oni zgodnie pokręcili głowami. Wychodząc z dormitorium minęliśmy Remusa.

-Gdzie idziecie?- spytał nas lekko speszony wydarzeniami z nocy i tym, że tak się zdenerwował.

-Lupin, jak dobrze, że jesteś- Black chwycił go za ramiona, patrząc mu głęboko w oczy- Idziemy ratować Lily. Gdyby coś poszło nie tak...- Lupin uciszył go karcącym spojrzeniem.

-Wszystko będzie dobrze. Gdybyście potrzebowali wsparcia...

-Wiemy, bracie. Czekaj na wiadomość. Gdybyśmy nie wrócili... Jesteś wspaniałym człowiekiem Remusie. Zawsze o tym pamiętaj- mrugnął do niego, próbując trochę załagodzić pełną napięcia atmosferę.

Chwilę później kierowaliśmy się już w stronę zakazanego lasu, pełni lęku i niepokoju, ale i dziwnych nakładów nadziei. Nadziei na to, że zdołamy uratować Lily Evans.

-Już czas. Zamieniam się w kundla- rzucił Syriusz.

-Syriuszu! Zaczekaj!- Dorcas zatrzymała go i  podeszła do czarnowłosego.

-Co tam, piękna?- posłał jej swój wyjątkowy uśmiech, próbując wyłapać jej wzrok. Ona jednak wbiła go w swoje czarne glany.

-Wiesz... to tak na wszelki wypadek, gdybyśmy jednak nie przeżyli- wyszeptała cicho i spojrzała mu prosto w oczy, po czym połączyła ich usta w krótkim pocałunku.

- Trzymaj się, Meadowes- rzucił Black, posyłając jej pokrzepiający uśmiech gdy się od siebie odłączyli. Po sekundzie namysłu również złożył na jej ustach szybki pocałunek, a w następnym momencie był już dużym czarnym psem, który zaczął się łasić do brunetki. Dziewczyna pogłaskała go czule i przeniosła wzrok na mnie. Chyba dopiero wtedy przypomniała sobie, że wciąż tutaj jestem.

-Chciałbym, żeby tu była- powiedziałem jedynie cicho, a ona posłała mi pełne bólu spojrzenie. Przytuliła mnie po czym podeszliśmy bliżej lasu.  Syriusz zaskomlał cicho, gdy usłyszeliśmy trzask łamanych gałązek i suchych liści.

Podeszła do nas niewielka, zakapturzona postać o szczupłej sylwetce. Przez chwilę przyglądałem się jej, niczego nie rozumiejąc. Istotka zdjęła kaptur i spojrzała na nas wielkimi, zielonymi oczami. Z twarzy odgarnęła zgrabnym ruchem pasmo krótkich blond włosów.

-Przyszłam pomóc. Schowajcie różdżki- szepnęła dziewczyna niewinnym głosem. Popatrzyłem na nią jak na idiotkę jednak wsunąłem moją różdżkę do kieszeni, jakby działała mną jakaś nieodgadniona siła.

-Kim jesteś?- wydusiłem chrapliwym głosem.

-Nie mamy dużo czasu. Przeniosę was do miejsca, w którym jest Lily Evans. Do Czarnego Domu, którego położenia nikt tak naprawdę nie zna. Do miejsca które nigdy nie zaznało radości.  Miejsca, gdzie stałym gościem jest śmierć. Ale może nie jest za późno. Być może uda nam się uratować Evans- zaczęła mówić. Biła od niej dziwna aura, która wcale mnie nie przekonywała. 

-Dlaczego mielibyśmy ci zaufać?- rzuciłem niepewnie, siląc się na jak najbardziej uprzejmy ton.

-Wcale nie musicie mi ufać- powiedziała zagłębiając we mnie zielone oczy. Zielone, ale inne od tej zieleni, którą tak bardzo kochałem.- Wiele wiem o śmierci. Wiem dużo o cierpieniu, bo sama wiele wycierpiałam walcząc o życie ukochanej osoby. Było jednak za późno, ale uratowanie życia innej osobie byłoby dla mnie zaszczytem- Dodała smętnie, spuszczając wzrok.  Była tylko niewinną istotką, której nie posądziłbym o żadne złe czyny. I mimo, że jej nie ufałem, powiedziałem w tedy tylko jedno słowo:

-Prowadź.

***


Hej wszystkim!

Tak wiem, zawaliłam, rozdziału nie było przez dłuższy czas😳 Ale byłam nad morzem i zupełnie nie miałam do tego głowy :c

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz