Rozdział XVII

3.2K 222 70
                                    

Dedykowane Niktmnieznacniemusi, dziękuję za wszystko z całego serduszka❤

***

Czasem samo istnienie daje nam w kość.

Życie bywa  szczególnie ciężkie, gdy jesteś  młodym czarodziejem w świecie pełnym grozy i niebezpieczeństw, na które nie masz wpływu. Mam na myśli również połamane żebra czy chociażby zadrapania zadane przez wilkołaka, które zdarzają się dosyć często w porównaniu do życia mugoli. Wydawałoby się to pestką w odróżnieniu do tego co my, czarodzieje przeżywamy na codzień, ale wcale nie było to takie łatwe, bo czasem nawet magia nie leczy wszystkiego w ekspresowym tempie. Tak więc musiałam leżeć w cierpieniu mając koło siebie jedynie największego głąba w Hogwarcie.

Na początku byłam bardzo przestraszona tymi zadrapaniami, gdyż w odróżnieniu do żeber wcale nie goiły się szybko, były naprawdę bolesne i przede wszystkim wyglądały odrażająco. Pani Pomfrey jednak zapewniła mnie i Jamesa, który zmagał się z tym samym problemem co ja i leżał w skrzydle szpitalnym w łóżku położonym zaraz koło mojego, że pazury wilkołaka w odróżnieniu do ugryzienia nie wywołują likantropii, na co odetchnęliśmy z ulgą. Tylko tego brakowało, by w Hogwarcie przybyło dwóch wilkołaków.

Leżałam tu dopiero trzeci dzień, a powoli zaczynałam wariować. Nie mogę powiedzieć, że mi się nudziło, bo zapewne uraziła bym tym Jamesa Pottera, który nieustannie próbował mi zapewnić rozrywkę. Było to z jednej strony miłe, bo przecież fajnie mieć kogoś kto troszczy się, bym nie umarła z nudów, ale z drugiej strony czasem trudno wytrzymać ciągłą paplaninę i chęć uduszenia Pottera bywa tak kusząca, że trudno się powstrzymać. Jedyne co w tym pomyśle jest nie do końca zachęcające, to wizja spędzenia reszty życia w Azkabanie.

-Lilyyyyy- wymruczał ponownie tego dnia Potter, podczas gdy ja próbowałem skupić się na czytaniu książki. Widocznie zagłębienie się w powieści nie było mi dane, gdyż brunet cały czas mi przerywał.- Tak bardzo mi się nudzi!

Przewróciłam oczami i nie widząc innego wyjścia odłożyłam książkę.

-Co chcesz robić, Jamie?- spytałam go jak pięcioletniego chłopca, uśmiechając się sztucznie i przekręcając lekko w jego stronę na tyle, ile umożliwiały mi tą czynność moje biedne, połamane żebra, które mimo, iż były już w nie najgorszym stanie nadal niemiłosiernie mnie bolały, gdy tylko się ruszyłam.

-Nie ruszaj się, no!- powiedział spanikowany James, któremu pani Pomfrey powierzyła zadanie, jakim było pilnowanie bym nie próbowała robić czegokolwiek co mogłoby mi zaszkodzić. Chłopak chyba trochę za bardzo wziął to do siebie, bo od tego czasu nawet nie mogę skinąć głową.

-To niby jak mam z Tobą rozmawiać, co?- mruknęłam zirytowana kładąc się z powrotem na poduszki.

-Mam wyjście z tej jakże trudnej sytuacji- odrzekł i po prostu usiadł na krześle obok mojego posłania.

Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, co tylko dodawało mu uroku. Oczy, mające głęboką barwę kremu orzechowego, patrzyły na mnie z tym specyficznym blaskiem, który miały tylko jego oczy. Na głowie nadal miał bandaż, gdyż to właśnie tam miał ranę, którą zadał mu Remus. Nie byliśmy na niego źli, lecz mimo to Lupin miał niezwykle wyrzuty sumienia i do tej pory nie odwiedził nas w skrzydle szpitalnym.

-Wiesz co, Evans?-zagadnął okularnik przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu.- Twoje włosy wyglądają jeszcze piękniej w bieli jaka cię otacza.

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz