Kilka dni po spotkaniu z Jamesem, obudziło mnie głośne bębnienie deszczu o szybę. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegar, który wskazywał kwadrans po siódmej.
-Wstajemy, dziewczyny- powiedziałam, lecz jak zwykle nie przynosiło to wielkiego rezultatu. Dzisiaj postanowiłam jednak odpuścić sobie złośliwości i po prostu zostawiłam je w spokoju, co zdarzało się bardzo rzadko.
Ubrałam czarną spódniczkę i koszulkę o tym samym kolorze, na którą zarzuciłam mundurek. Odpuściłam sobie dziś makijaż, a włosy leniwie przeczesałam szczotką, po czym wyszłam na śniadanie.
Przy długim stole siedzieli już Huncwoci. Wyglądali na bardzo niewyspanych i tylko Potter jak zawsze tryskał energią i entuzjazmem. Nie znałam drugiej osoby, która tak cieszyła się życiem i potrafiła czerpać z niego garściami. Kiedy James Potter chodził przygnębiony czy chociażby smutny, musiało stać się coś naprawdę poważnego. Chłopak był wulkanem energii, a szczęście było nie tylko wymalowane na twarzy czy ozdobione huncwockim uśmiechem. Przede wszystkim było widoczne w jego pięknych, czekoladowych oczach.
-Hej Liluś! Jak się spało?- zagadał, gdy zajęłam moje stałe miejsce tuż obok niego.
-Całkiem, całkiem. Obudził mnie jednak ten nieznośny deszcz. Koszmarna pogoda.
-To zupełnie tak jak mnie!-Przybiliśmy żółwika i roześmialiśmy się lekko.
-A wy co tacy zmęczeni?- spytałam rzucając zdegustowane spojrzenie Syriuszowi, Peterowi i Remusowi, przez co Black popatrzył na mnie krzywo i złośliwie wydukał:
-A od kiedy my niby dobrze znosimy poranki, zwłaszcza zalane deszczem?
-Zabrakło im eliksiru energetyzującego, po prostu- szepnął mi do ucha Rogacz, a ja skinęłam głową ze zrozumieniem.
-To wiele wyjaśnia, chociaż nie popieram waszego uzależnienia. Może po prostu napijcie się kawy?
-NIE! Kawa jest okropna- jęknął Remus i oparł głowę na ręce, wplątując dłonie w swoje jasne włosy.
-Całkiem lubię kawę- wzruszyłam ramionami i wzięłam do ust trochę dyniowej owsianki.
***
Po lekcjach usiadłam w pokoju wspólnym i odrabiałam pracę domową przy blasku ognia. Zapowiadało się zwykłe, leniwe popołudnie spędzone przy książkach, a pogoda skutecznie odpędzała wszystkich od wyjścia na dwór.
-Hej Lily!- przywitał mnie Remus, siadając w fotelu naprzeciwko.
-Cześć, Lunatyku!-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło do przyjaciela.-Skończyłeś swój esej na transmutację?
-Oczywiście, dwa dni temu- odrzekł ze skromną miną lecz dumnym tonem.
-Ja niestety właśnie się z tym męczę, ale chyba pora na przerwę- mruknęłam i odłożyłam pióro wraz z kawałkiem pergaminu.
-Jak z Jamesem?
-Dobrze. Zresztą, pewnie nie muszę zbyt wiele na ten temat mówić. James nic ci nie mówił?
-Oczywiście, chodzi po dormitorium i wzdycha jaka to jesteś wspaniała, ale jako że czyni to od sześciu lat, trudno odróżnić czy to zwykła paplanina czy może naprawdę jest między wami wszystko dobrze- powiedział.
-Rozumiem. Więc... w zasadzie między nami nic nowego.
-Yhm...- mruknął ironicznie i popatrzył na mnie rozbawiony.-Czyli twierdzisz, że nadal się nienawidzicie?
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily