-Harry, wstajemy, dzisiaj Hogwart!- zawołałam, wchodząc do pokoju czarnowłosego, a chłopiec zerwał się z łóżka jak oparzony.-To dziś?! Naprawdę już dziś?- zapytał podekscytowany mierzwiąc swoje włosy. Zielone oczy radośnie mu błyszczały. Roześmiałam się i pokiwałam głową.- Tak! Nareszcie!
Patrzyłam z uśmiechem na to, jak szybko zamyka kufer, do którego wcześniej włożył ostatnie rzeczy, jakie były mu potrzebne. Później wsunął na swoją mizerną sylwetkę czarne jeansy i żółtą bluzę, a robił to tak szybko, jak gdyby pociąg miał mu zaraz odjechać.
-Czekam na dole ze śniadaniem.- powiedziałam tylko i wyszłam z pomieszczenia, kierując się do pokoju znajdującego się zaraz obok. Należał on do drugiego syna, Lucasa.
-Wstajemy, kochanie- oznajmiłam delikatnie, podchodząc do niego. Siedmiolatek mruknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok, nie otwierając przy tym oczu.-Lucas!- powiedziałam trochę głośniej.
-Coooo?- odpowiedział brunet podnosząc lekko głowę.
-Naprawdę nie chcesz iść z nami na King's Cross?- zapytałam, co natychmiast podziałało, gdyż zerwał się z łóżka niemal natychmiast.
-Daję Ci pięć minut, inaczej pociąg odjedzie zanim zdążysz mu powiedzieć papa- powiedziałam, a przy okazji wyciągnęłam z jego szafy jeansy i czarny t-shirt.
Na końcu weszłam do pokoju naszych najmłodszych pociech, pięcioletniego Alexa, który już powoli starł nasze wszelkie nadzieje na córkę, oraz dwuletnią Hazel, całkowite oczko w głowie swojego ojca, która tę nadzieję odbudowała. Okazało się, że dzieci już nie śpią, a Alex właśnie usiłował założyć skarpietki. Podeszłam do niego i pomogłam mu, po czym poprawiłam mu koszulkę, którą wcześniej sam sobie założył.
-Leć na dół, tata czeka ze śniadaniem- dałam mu całusa w policzek i odgarnęłam gęstą, kasztanową grzywkę do tyłu. Chłopiec wyszedł z pokoju, a ja ubrałam Hazel i pomogłam jej zejść ze schodów.
Po chwili wszyscy razem siedzieliśmy w kuchni. James trzymał na kolanach Hazel i usiłował wcisnąć w nią trochę jajecznicy. Obok Lucas i Alex kłócili się o to, kto szybciej zje, tylko Harry siedział cicho i grzebał widelcem w swojej jajecznicy.
-Wszystko w porządku?- spytałam, przyglądając się jego strapionej minie.
-Tak- odpowiedział, czym wcale mnie nie przekonałał. Posłałam mu spojrzenie mówiące, że powinien powiedzieć prawdę, na co westchnął- Trudno będzie tak długo wytrzymać bez was.
-Na pewno poznasz masę przyjaciół. Będziesz często do nas pisał, będziemy zawsze przy tobie- powiedział James, wskazując na serce. Z trudem powtrzymałam łzy.
-Zobaczysz, że będzie wspaniale.- potwierdziłam, a on posłał nam krzywy uśmiech.
-Ale nie będzie tam ani was, ani Remusa, ani Syriusza. Będzie mi was tak bardzo brakować- wymruczał cicho, nadal grzebiąc niepewnie w jedzeniu.
-Synku, gdy tylko będziesz nas potrzebował, Hedwiga nas o tym poinformuje, prawda? Więc nie martw się. Już niedługo znowu będziemy wszyscy razem. Czas do świąt zleci tak szybko, że nie zdążysz się nawet obejrzeć. Poza tym chłopie, drużyna quidditcha czeka na ciebie! Nie mogę się doczekać, aż utrzesz nosa całemu Hogwartowi!
-James- syknęłam, patrząc na niego spode łba.
-Ahhh, skromność. Zapomniałem- zakaszlał teatralnie.- Tak czy siak, będzie wspaniale!
Po jakimś czasie całą szóstką stanęliśmy na peronie. Lucas i Alex właśnie żegnali się z Harrym, a mała Hazel wyrywała się tacie, by przytulić brata. Sama objąłam syna szepcząc, że wszystko będzie w porządku. Później odebrałam małą Potterównę tacie, by ten pomógł synowi z kufrem. O jedenastej pociąg odjechał, a my powoli zbieraliśmy się do domu.
***
-Śpią- wyszeptałam o dwudziestej drugiej, gdy Alex i Hazel w końcu oddali się w objęcia Morfeusza. Lucas zasnął dziś trochę wcześniej, więc wieczór mieliśmy dla siebie.
-Nareszcie- szepnął James, gdy weszłam do sypialni.
-Myślisz że Harry sobie poradzi?- spytałam przygryzając wargę.
-Na pewno- odpowiedział James- będzie królem szkoły jak jego tatuś.
-Dobrze wiesz, że Syriusz zawsze był od Ciebie lepszy- droczyłam się z nim,
na co on wstał i podszedł do mnie.-Sugerujesz że nie byłem najlepszy, tak?- spytał unosząc brwi. Na jego ustach nadal gościł łobuzierski uśmieszek.
-Chyba Ci się przesłyszało- odpowiedziałam, posyłając mu zalotne spojrzenie. Podeszłam do niego i przejechałam językiem po jego ustach. On natomiast lekko przegryzł moją wargę. Jęknęłam cicho. Po chwili mała pieszczota przerodziła się w dziki taniec naszych języków. Położyliśmy się na łóżku, nie przerywając czynności. Całował mnie namiętnie, zjeżdżając coraz niżej i niżej. Zatrzymał się na brzuchu i wrócił do ust, które wciąż chciały więcej.
-A może by...?-spytał, bawiąc się szelką mojego stanika.
-Złaź ze mnie grubasie- powiedziałam, uśmiechając się słodko.
-Ahh, tak? Proszę bardzo- powiedział i obrócił nas tak, bym to ja na nim leżała. Przykrył nas kołdrą, a po chwili zasnęliśmy wtuleni w siebie.
Jak dwójka nastolatków, którymi nadal nie przestawaliśmy być.
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily