Wyszłam z dormitorium pół godziny przed lekcjami i poszłam na śniadanie do wielkiej sali. Zostało jeszcze dość dużo czasu, więc spokojnie zjadłam kilka tostów z serem, po czym widząc, że zostało pięć minut, pobiegłam w stronę sali do transmutacji.
-Lily!- usłyszałam krzyk, gdy byłam już niedaleko mojego celu, a rozpoznając głos miałam ochotę w ogóle się nie zatrzymywać- LILY!
Stanęłam i odwróciłam się niepewnie.
-Czego, Potter?
-Czy ty zawsze musisz być taka niemiła?- burknął niezadowolony, dysząc ciężko.- Jestem James!
-Hej James. Co tam? Chętnie bym pogawędziła, no może gdyby nie to, że za minutę mamy transmutację!- powiedziałam zirytowana.
-Wiem, wiem, ale musisz to zobaczyć.
I naprawdę nie wiem co sprawiło, że powędrowałam za nim. Być może jego głębokie spojrzenie, które przeszywało mnie na wylot. Przez chwilę usiłował złapać mnie za rękę, ale w końcu się poddał, a ja zrobiłam triumfalną minę.
-A teraz mów dokąd idziemy- warknęłam zdenerwowana.
-Niespodzianka, kochanie- odpowiedział i uśmiechnął się łobuziersko.
-Nie mów do mnie kochanie!- krzyknęłam, patrząc na niego wrogo.
-No dobra, Liluś.
-Nie mów do mnie Liluś! Dokąd idziemy? Bo wracam na lekcje!- zagroziłam, ale on wcale nie wyglądał na zmartwionego.
-I tak już się zaczęły.- wzruszył ramionami i popatrzył na mnie niewinnie- Ale kilka minut spóźnienia przecież jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
-Tak? Ja w odróżnieniu do ciebie nie rywalizuję z kolegami o ilość szlabanów-odcięłam się i czekałam aż on odbije piłeczkę.
-Powinnaś spróbować, naprawdę fajna zabawa- zaśmiałam się na jego słowa nie dowierząc, że naprawdę za nim idę, zamiast posłusznie siedzieć w sali do transmutacji. W zasadzie ten przedmiot nie należał do moich ulubionych, więc w duchu mogłam podziękować wspaniałomyślnemu Potterowi za wyzwolenie mnie z tej lekcji, czego sama z własnej woli nigdy bym nie zrobiła.
-James, no mów, gdzie idziemy?
-Niespodzianka! Już mówiłem, sama za chwilę się przekonasz.
-Nie lubię niespodzianek- odrzekłam naburmuszona.
-Ta ci się spodoba- mrugnął do mnie i przyspieszył kroku.
Zaprowadził mnie do jednej z opuszczonych sal, w których Hogwarcie było wiele.
-Poczekaj chwilkę- szepnął i podszedł do okna. Na parapecie widniała niewielka skrzynia, wypełniona ciepłym, puchowym kocem. James wziął skrzynkę do rąk, poczym podszedł do mnie z uśmiechem. Coś cicho pisnęło, a ja niepewnie zajrzałam do pudełka.
-To sowa- powiedziałam zauroczona małym stworzonkiem, które wlepiło we mnie czarne ślepia. Ptak był naprawdę mały, a jego skrzydełka pokrywał tylko drobny puszek, z którego kiedyś wyrosną piękne pióra.
-Skąd ją masz?
-To on! Nazywa się Nico. Znalazłem go wczoraj późnym wieczorem na skraju zakazanego lasu. Wiedziałam, że nie mogę go tam zostawić- powiedział, przyciskając skrzynkę do piersi.
-Jest uroczy! - pisnęłam głaszcząc lekko jego łebek.
-Prawie tak samo jak ja- Potter wyszedł zęby w uśmiechu. Ja tylko słabo prychnęłam, po czym umiechnęłam się mimowolnie.
-Co z nim zrobisz?
-Chyba trzeba się nim zaopiekować. Jest jeszcze taka mały. Nie znam się na sowach, ale wydaje mi się, że sam sobie nie poradzi... Pomyślałem... że możemy się nim wspólnie opiekować- powiedział nieśmiało poprawiając włosy.
Spojrzałam na niego zdezorientowana i lekko uniosłam brwi. Widząc jednak jego błagalny wzrok, skinęłam głową na znak że się zgadzam. Potter odstawił skrzynkę na miejsce, po czym cicho szepnął:
-Wrócę po ciebie, mały.
Po chwili szliśmy już na lekcje, a mnie ogarnął lęk.
-Dostaniemy szlaban. To nasz koniec!
-Nie kracz, mi też się nie uśmiecha mieć szlabanu.
Weszliśmy do klasy, a nauczycielka wyglądała na lekko wzburzoną.
-Po panu, panie Potter, jak najbardziej można się tego spodziewać, ale zawiodłam się na pannie Evans. Może szlaban nauczy was punktualności. Jutro o 18:00. I radzę się nie spóźnić, bo zamienimy Pottera w zegarek kieszonkowy.
-Przepraszamy- powiedziałam cicho i usiadłam w ostatniej ławce, a James podążył za mną. Po jego minie wywnioskowałam, że raczej się tym nie przejął, lub być może zdążył do tego przywyknąć. Ja natomiast byłam zła na siebie, że zawiodłam McGonagall.
-Nie przejmuj się- szepnął mi okularnik do ucha, a ja popatrzyłam na niego gniewnie. Potem pomyślałam o Nico i śmiało stwierdziłam, że było warto.
***
Po lekcjach wróciliśmy po małego puchacza i zaczeliśmy się kłócić o to, gdzie będzie mieszkał.
-Dziewczyny są bardziej opiekuńcze i to w moim dormitorium powinien mieszkać! Dorcas, Mary i Marlena również przyjmą go z otwartymi ramionami- stwierdziłam.
-Ale to JA go znalazłem. Jestem jego ojcem!
Prychnęłam. Potter zrezygnowany westchnął, a po chwili podniósł głowę patrząc na mnie huncwocko, a ja zaczęłam się bać.
- Skoro kłócimy się o to gdzie będzie spał Nico... zawsze możemy spać razem. Problem zostanie rozwiązany-
Wybuchnęłam nieopanowanym śmiechem, a James mi wtórował.-Mam o niebo lepszą, kompromisową propozycję. Wiesz gdzie mieszkają sowy? W SOWIARNI!
-Że też dopiero teraz na to wpadliśmy...- powiedział przygryząc wargę.
Gdy zanieśliśmy sówkę do sowiarni, wracaliśmy wolno ramię w ramię do wieży Gryffindoru. Od czasu co czasu zamieniliśmy parę słów, a później nastąpiła natarczywa cisza, którą próbowaliśmy przerwać.
-Wiesz Lily, fajnie dziś było.
-Muszę przyznać ci rację, chyba pierwszy raz odkąd pamiętam.
-Nie no, coś ty. Pierwszy raz i zapewne ostatni, nie licząc tego przed chwilą, przyznałaś mi rację, gdy powiedziałem Łapie, że ma włosy jakby piorun w niego strzelił.
-Wiesz, że zrobiłam to nieświadomie- zaśmiałam się ze wspomnienia, które szybko zobrazowało się w mojej głowie.
Nim się obejrzałam staliśmy w pokoju wspólnym, po czym rozeszliśmy się do własnych dormitoriów, by oddać się w ramiona Morfeusza.
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fiksi Penggemar"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily