Rozdział XXII

2.9K 186 60
                                    

James'pov

Ta noc, przed którą Lily została porwana należała do najgorszych w moim życiu. Próbowałem zasnąć, tak bardzo chciałem być jutro wypoczęty i gotowy do działania, by móc pomóc w poszukiwaniach. Gdy zdołałem na chwilę zasnąć, myśli krążące po mojej głowie wywołały nocne koszmary, których nie mogłem odgonić.

Szedłem przez ciemny korytarz. Było ciemno i wiało grozą, choć nie do końca wiedziałem, gdzie się znajduję.

-Lily, wiem, że gdzieś tu jesteś- szepnąłem zdenerwowany i oglądnąłem się za siebie, gdyż ktoś najwyraźniej mnie śledził. Czułem to, choć nikogo nie dostrzegłem.

Przyśpieszyłem kroku, a moje serce biło jak oszalałe. Na końcu korytarza znajdowały się drzwi, które bez dłuższego namysłu uchyliłem.  Pomieszczenie było mroczne i niemal puste, lecz dostrzegłem jakąś postać skuloną na podłodze w kałuży krwi.

-Lily!- krzyknąłem, jednak widząc jej stan, byłem bardziej przejęty niż ucieszony. Nie ruszała się. Biła od niej śmiertelna aura i  doszła do mnie wiadomość, że nie żyje. Po policzkach ciekły mi łzy. Wziąłem ją za zimną rękę i odgarnąłem włosy z poranionej twarzy. Szlochałem głośno.

-Szlama Evans nie żyje- zaśmiał się głos za moimi plecami, a ja szybko się obróciłem. Moim oczom ukazał się Voldemort-Spóźniłeś się, chłopcze.

-Nie!-wrzasnąłem i rzuciłem się na jego odrażającą postać, która po chwili zaczęła się rozpływać pozostawiając po sobie jedynie upiorny śmiech.

-James, obudź się!- usłyszałem głos dobiegający gdzieś z daleka-Obudzić się Rogacz, to tylko sen-ten sam głos, nieco bardziej wyraźny.

Zdezorientowany otworzyłem oczy i spojrzałem nieprzytomnie na osobę przede mną. Syriusz patrzył na mnie z troską, a nad nim stali Remus i Peter, zerkający na mnie niepewnie. Byli rozespani i zalęknieni moim staniem.

-Krzyczałeś- powiedział Lupin siadając na moim łóżku -James, nie martw się. Znajdziemy ją.

-Jak mam się do jasnej cholery nie martwić?!- krzyknąłem z wyrzutem nie umiejąc się opanować. Byłem zły, chciałem się wyładować i poczuć ulgę- Był ktoś dla was kiedyś tak cholernie ważny, że oddalibyście za niego życie?- Krzyczałem dalej, na co Lupin tylko spuścił głowę i przygryzł wargę, co robił zawsze, gdy tylko się denerwował.- Nie radzę sobie. I nie będę udawał.- zakończyłem spokojniej, chowając twarz w dłoniach.

-James, nie...-zaczął Syriusz.

-Ty jesteś dla mnie tak ważny. Jak i wy wszyscy. I dla was byłbym w stanie zginąć- powiedział tylko Remus i wyszedł z dormitorium trzaskając drzwiami, a ja popatrzyłem za nim zdezorientowany.

-Przepraszam- mruknąłem  zrezygnowany, patrząc  nieprzytomnie na Syriusza i Petera.-Ja... nie wiem co  się ze mną dzieje. Proszę, zostawcie mnie. Nie chcę się na was wyżywać.

Byłem zły na siebie. Byłem wściekły! Może usprawiedliwiało mnie porwanie Lily, bez której żaden dzień, godzina, minuta czy sekunda po prostu nie miała sensu, ale nie powinienem wyżywać się na moich przyjaciołach. Na osobach, które tak bardzo pragnęły dla mnie wszystkiego co dobre.

-Dobrze wiesz, że cię nie zostawię- szepnął Syriusz zamykając mnie w braterskim uścisku- Spróbuj zasnąć. Odetnij się od złych wizji. Już niedługo Lily będzie z nami- dodał, po czym wstał, zasuwając kotary mojego łóżka i wyszedł z dormitorium za Remusem.

***

Obudziłem się nad ranem, zalany potem. Chłopcy spali, o czym świadczyły zasunięte kotary i ciche pochrapywanie. Ja jednak nie chciałem zasnąć znowu, choć spokojnie mogłem jeszcze spać z trzy godziny.

Jednak musiałem działać.

Ubrałem się szybko w wydarte, czarne jeansy i luźną koszulkę, po czym szybko wbiegłem do łazienki by przemyć twarz zimną wodą.

W lustrze zobaczyłem szczupłego, ale umięśnionego siedemnastolatka z rozczochranymi włosami i brązowymi oczami, które nie błyszczały tak wesoło jak zwykle.
Byłem przygaszony, a moje oczy były lekko spuchnięte. Umyłem zęby, przeczesałem włosy i wyszedłem z łazienki zachowując się cały czas na tyle cicho, by nie obudzić chłopców.

Postanowiłem iść do sowiarni, by przemyśleć kilka spraw zanim zamek znów zatętni życiem, a gwar uczniów będzie z dala słyszalny. Oparłem się o murek głaszcząc spokojnie Nica. Sowa należała do mnie i rudowłosej, będąc chyba jedynym co nas tak naprawdę łączyło... bo przecież nie było między nami miłości. Ona mnie nie kochała, a ja jak głupi codziennie wstawałem z nadzieją, że jest inaczej...

Nie dziwiłem jej się, że mnie nie chciała. Ona była idelana- miała śliczne, kasztanowe włosy, które idelanie wyglądały w promiennym słońcu, przepiękne szmaragdowe oczy w kształcie migdałów i piegi na nosie, które tylko dodawały jej urody. Była bardzo wrażliwa i krucha, a jednocześnie odważna i oddana tym, których kocha.

Dlaczego więc chciałaby kogoś takiego jak ja?

Mimo to, starałem się o nią jak mogłem. Chciałem, żeby została moją przyjaciółką, by choć trochę się do mnie przekonała. I teraz, gdy prawie mi się to udało, los oczywiście nie mógł się do mnie uśmiechnąć. Postanowił więc zrobić mi na złość i zabrał mi najważniejszą osobę. Osobę, za którą mógłbym oddać własne życie.

Miałem wyrzuty sumienia, które dręczyły mnie nieustannie i z wielką mocą. Po co zabierałem ją na tą głupią randkę? Mogliśmy przecież równie dobrze posiedzieć przy kominku i zwyczajnie porozmawiać, a ja słuchałbym jej melodyjnego śmiechu albo patrzył na jej karcący wzrok, gdy tylko powiedziałbym coś głupiego. Byłaby teraz przy mnie, a ja mógłbym cieszyć się najmniejszym gestem i słowem z jej ust.

Westchnąłem głośno i już miałem żegnać się z Nikiem, gdy coś przyciągnęło moją uwagę. Do sowiarni wleciała czarna sowa o ponurej aurze i spoczęła tuż przede mną. W dziobie trzymała list.

Miłość to ostatnia szansa, poza nią nie ma doprawdy nic, co utrzyma ją przy życiu.
Dzisiaj wieczorem w zakazanym lesie.

Zakręciło mi się w głowie i przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz upadnę. Byłem przerażony, a jednocześnie czułem ulgę. Lily żyła, a ja miałem ostatnią szansę by ją uratować.

To mogła być pułapka. Mogłem zginąć, lecz nawet to było bardziej zachęcające niż żyć bez Lily Evans.

Zbiegłem szybko po schodach i pędem ruszyłem w stronę wieży Gryffindoru, by zaplanować strategię i nazbierać sił.

***

Cześć kochani!

Zachęcam do pozostawienia po sobie komentarza lub gwiazdki, a rozdziały będą pojawiały się częściej!😎❤

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale naprawdę nie mam głowy do pisania... kolejny rozdział może pojawić się dopiero za 2 tygodnie, chyba że zależy wam na kolejnym rozdziale!

Pamiętajcie, że was kocham ❤

JILY • ostatnia szansa |HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz