James i ja byliśmy ze sobą zaledwie parę dni i mimo że staraliśmy się specjalnie nie afiszować, tak czy siak nasz związek okazał się sensacją i wiedzieli o nim już niemal wszyscy, poczynając od naszych przyjaciół, poprzez ślizgonów, których mało interesowało nasze życie, aż po wszystkie zdesperowane dziewczęta, uganiające się za Potterem, które rzucały mi teraz jeszcze bardziej nienawistne spojrzenia niż zwykle. W końcu stało się to, na co czekało większość uczniów i spora część nauczycieli- James Potter chodził z Lily Evans.
Najbardziej tym faktem były zachwycone moje przyjaciółki, które od dawna powtarzały mi, że ja i James jesteśmy sobie przeznaczeni. Marlena i Mary zachowywały się conajmniej tak, jakby jutro miał być mój ślub, a Dorcas...
-Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie- powiedziała zadowolona i poruszyła zabawnie brwiami w dzień, który po raz pierwszy weszliśmy do pokoju wspólnego trzymając się za ręce. Przewróciłam oczami patrząc na nią, siedzącą na kolanach zadowolonego Łapy.
Większość damskiej części uczniów Hogwartu wprost nienawidziła mnie i Meadowes za to, że chodziłyśmy z najprzystojniejszymi chłopcami w całej szkole. Posyłały nam zabójcze spojrzenia, na które my jedynie wybuchałyśmy śmiechem.
Te kilka dni, w których byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej, w których w moim brzuchu ciągle fruwały motyle a z moich ust nie mógł spełznąć uśmiech, uświadomiły mi, że to właśnie James był brakującym elementem układanki będącej metaforą mojego życia. I właśnie w tedy, gdy zrozumiałam, że kocham Jamesa, że mi na nim bardzo zależy i nie chciałam go stracić, zaczęłam się cholernie bać. Bałam się o to, że nam się nie uda. Że go skrzywdzę albo że to on skrzywdzi mnie. Bałam się śmierciożerców, Voldemorta, przerażało mnie to, jak nasze życie jest ulotne. I to, jak szybko mogę go stracić.
-Lily, skarbie- powiedział do mnie cicho, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu i gładząc je delikatnie, gdy opowiedziałam mu o swoich zmartwieniach. Popatrzył mi prosto w oczy, co trochę mnie uspokoiło i przypomniało o tym, że wciąż jest tutaj, tak blisko mnie. Nic tak mnie nie uspokajało jak jego ciepłe, czekoladowo-orzechowe spojrzenie.- Nie martw się tym, co będzie kiedyś, Chyba pora pogodzić się z tym, że jutro może nas tu nie być.- powiedział i przyciągnął mnie bliżej siebie, by ponownie tego dnia zamknąć mnie w szczelnym uścisku. Mimo że miał silne ramiona, obejmował mnie delikatnie jak nikt inny, a ja lekko gładziłam go po karku lub zaplatałam palce w jego miękkie włosy.- Jeśli już wybiegać w przyszłość, pomyśl o niej bardziej optymistycznie. Pewnego dnia zamieszkamy razem w dolinie Godryka. Czy to nie jest idealne miejsce do bycia razem? Pewnego dnia weźmiemy ślub i urządzimy skromne wesele, bo najważniejsze abyś to ty była panną młodą. I pewnego dnia zwalczymy Voldemorta, bo mamy coś czego on nigdy nie będzie miał- mamy siebie i uczucie które nas łączy, mamy też cudownych przyjaciół, którzy oddaliby za nas życie, a my zrobilibyśmy dla nich to samo. Będziemy żyć długo i szczęśliwie, a ja nie pozwolę aby kiedykolwiek stało ci się coś złego. Będziemy mieć cudowne dzieci, które będą miały najwspanialszych rodziców na świecie. Będę uczył je grać w Quidditcha a ty zarazisz je miłością do całego świata. I może to teraz wydaje się takie odległe i wręcz nierealne, ale ja wierzę że właśnie taka czeka nas przyszłość.
-Kocham Cię, James- wyszeptałam, po czym złączyłam nasze usta w krótkim, czułym pocałunku.
Ja ciebie też kocham Lily- odpowiedział i położył swoje dłonie na mojej talii, po czym pocałował mnie nieco bardziej namiętnie, jakby chciał się upewnić że to wszystko jest prawdziwe. Ta cudowna chwila jednak nie trwała tak długo jakbyśmy chcieli, gdyż do dormitorium chłopców, w którym aktualnie się znajdowaliśmy, weszli jego pozostali mieszkańcy. Pierwszy z nich, Syriusz, uśmiechał się Huncwocko i wydawał się wcale nie zakłopotany całą sytuacją. Remus z kolei zaczerwienił się i posłał nam nieme "przepraszam", a Peter natomiast był zbyt zajęty pochłanianiem czarodziejskiej chałwy w czekoladzie, by zawracać sobie nami głowę.
-Wybaczcie, że znowu wam przeszkoliliśmy, ale...- zaczął Remus, któremu po raz kolejny było trochę głupio, lecz James mu przerwał.
-Przyzwyczaiłem się.- warknął groźnie, ale wcale nie był zły, gdyż sekundę później wyszczerzył zęby i puścił oczko do przyjaciół.
-Cieszę się, że jesteście szczęśliwi- powiedział czarnowłosy ocierając niewidzialną łzę, po czym objął nas mocno i przyciągnął do własnej piersi.
-Puść, Łapa! Udusisz mnie- powiedziałam, a on się zaśmiał.
-Niech ci będzie- Łapa rozluźnił uścisk, a po chwili poczochrał nas po włosach i opadł na swoje łóżko.
-Ja już może lepiej pójdę- powiedziałam do Jamesa i dałam mu całusa w policzek.
-Czekaj Lily! Może wpadniesz do nas wieczorem? Posiedzimy chwilę w piątkę.
-Dorcas też przyjdzie- dopowiedział Syriusz.
-W szóstkę- poprawił się James i uśmiechnął uroczo.
-Pewnie, że wpadnę. Ale teraz naprawdę muszę już iść. Esej sam się nie napisze.
-Jak chcesz, możesz napisać też mój- rzekł James, a ja posłałam mu zabójcze spojrzenie. - Tylko żartowałem kotku. Widzimy się o dziewiętnastej!
***
Przed spotkaniem z chłopcami postanowiłam szybko skoczyć do sowiarnii, aby wysłać list, który wcześniej napisałam do moich rodziców. Gdy wysłałam list i pogłaskałam chwilę swoje sowy, postanowiłam wracać, gdyż miałam jeszcze sporo roboty przed wieczornym spotkaniem z Huncwotami. Po drodze jednak spotkałam kogoś, z kim zdecydowanie nie miałam ochoty rozmawiać.
-Cześć, Lily- powiedział sucho, ale jednak zatrzymał się, jakby liczył, że naprawdę po tym co mi zrobił z nim jeszcze kiedykolwiek porozmawiam.
-Cześć Severusie.- odpowiedziałam jeszcze bardziej zimnym tonem.
-To naprawdę prawda? Dałaś się owinąć temu palantowi wokół palca? Uwierzyłaś w te kłamstwa, które mówi? Czy ty jesteś na tyle głupia, że nie widzisz, iż on wcale się nie kocha, tylko się Tobą bawi? Zawsze mówiłaś, że nie dasz mu szansy, bo jest aroganckim dupkiem. Obaj tak uważaliśmy! Co się zmieniło, Lily?- wykrzyczał z bólem w głosie, co jednak mnie nie wzruszyło.
-On się zmienił, Snape. I ty też się zmieniłeś. Niestety nic was nie łączy, bo w odróżnieniu do niego, zmieniłeś się w potwora.
-Nie mów tak, głupia szla...-zaczął, ale ucichł w pół zdania.
-Mówiłeś coś, Smarkerusie?- usłyszałam Jamesa, a gdy tylko podszedł do mnie chwyciłam go za rękę, by się uspokoił. Nie chciałam, by był taki jak dawniej i rzeczywiście, to podziałało. Uspokoił się i objął mnie ramieniem.- Tylko się waż powiedzieć o niej cokolwiek złego, a pożałujesz. A teraz odejdź, Snape.- skończył o wiele spokojniej, po czym obróciliśmy się i odeszliśmy w stronę wieży Gryffindoru.
-Wszystko okej?- spytał, patrząc na mnie zatroskanym spojrzeniem.
-Tak. Zachowałeś się... tak w porządku. Dziękuję- wyjąkałam i posłałam mu wdzięczne spojrzenie, a on zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. Wtuliłam się w jego tors, tak bardzo szczęśliwa, że jest przy mnie. Że jest tylko mój.
CZYTASZ
JILY • ostatnia szansa |Huncwoci
Fanfiction"Byliśmy przecież tylko dwójką nastolatków zagubionych w labiryncie myśli i słów, potrzebujących największej magii, którą jest miłość." #2 w Jily