Rozdział 2

6.4K 228 32
                                    

                                   ********
Staliśmy tak wtuleni w siebie, gdy
zorientowałam się, że już długo tu stoimy. Spojrzałam szybko w ekran telefonu modląc się w duszy, aby jeszcze nie było ósmej. Niestety zegarek pokazywał godzinę 8:05.

- Jakim cudem? - mruknęłam z irytacją

- Co się stało? - zaśmiał się Lucas zarzucając mi rękę przez ramię.

- Jeszcze się pytasz? - udałam oburzoną, jego pytaniem.

Chłopak zabrał rękę i zrobił minę smutnego psiaka. Zawsze gdy byliśmy dziećmi to robił, kiedy byłam na niego zła. Widocznie myślał, że i tym razem uda mu się mnie złamać. I miał racje. Ale stwierdziłam, że trochę się z nim podroczę.

- To już na mnie nie działa - prychnęłam, udając niewzruszoną.

- Naprawdę? - otworzył szeroko oczy ze zdumienia.

- Aż tak długo mnie nie było? - mówiąc te słowa wyraźnie posmutniał. Stałam przyglądając się mu w ciszy.

- Jesteś zła? - zapytał przerażony. W tym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym śmiechem.

- Zwariowałeś? Przecież nie umiem się na ciebie gniewać - powiedziałam z wielkim uśmiechem na ustach.

- Nic się nie zmieniłaś - mówiąc to przyciągnął mnie za nadgarstek do siebie zamykając w szczelnym uścisku.

- Nie mogę oddychać - wydyszałam w jego klatkę piersiową.

- I tak cię nie puszczę - zaśmiał się luzując trochę swój uścisk.

Korzystając z okazji ugryzłam go w bok. Krzyknął, puszczając mnie. Zaczęłam uciekać. Niestety wiedziałam, że prędzej czy później mnie złapie, gdyż zawsze był lepszy w sporcie ode mnie.

Biegłam szybko, nie oglądając się za siebie. Kiedy stwierdziłam, że nikt mnie nie goni, zatrzymałam się.

- Gdzie on jest? - powiedziałam zdyszanym głosem.

- Mam cię! - krzyknął łapiąc mnie od tylu i zarzucając sobie na ramie. Zaczęłam na niego krzyczeć i się wyrywać.

- Puść mnie, jesteś nienormalny? Co ja worek ziemniaków? - nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Lucas cały czas szedł przed siebie, nie zważając na moje krzyki i prośby.

- Możesz mi chociaż powiedzieć gdzie idziemy? Ja mam szkole!

- Szkoła jest ważniejsza od twojego najlepszego, najprzystojniejszego i najzabawniejszego przyjaciela, którego tak dawno nie widziałaś i który stęsknił się tak bardzo za tobą?

Gdy skończył mówić postawił mnie na ziemi. 
 
- No oczywiście, że jesteś ważniejszy!

-  W takim razie, nie idź dzisiaj do szkoły i spędź ten czas ze mną. Tak dawno się nie widzieliśmy.

- W sumie masz racje - przyznałam

- Tylko napisze do przyjaciółki, ze dziś nie przyjdę.                                                                   

Jak powiedziałam tak zrobiłam.

- To co chcesz robić- zapytałam

- Chodźmy coś zjeść - powiedział uradowany.

- Dobra, ale ty stawiasz. - uśmiechnęłam się chytrze.

- Ma się rozumieć. - zarumienił się uroczo, po czym złapał mnie za rękę prowadząc do jakiejś restauracji.







// Dzisiaj taki króciutki ❣️ //

| You'll find out sometimes | j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz