Nienawiść to mocne uczucie, które ściska nasze serce i sieje gorycz w naszej krwi. Nienawiść to coś, czego nikomu nigdy nie życzę. Bo jest to mocne i silne, rozsadzające człowieka od środka. Powoduje rzeczy, które nigdy za trzeźwego umysłu, nasze dłonie nie wykonałyby. Z nienawiści można zabić.
A ja nienawidziłem jej. Bellatriks Lestrange. Kobieta, która tak bezlitośnie maltretowała moich rodziców. Moich kochanych rodziców. Osoby, które obdarzyłem miłością. Postacie tak ważne w moim życiu.
Mój ojciec, którego śladem postanowiłem iść. Także nie mogłem sobie wymarzyć lepszej matki. W cudownej rodzinie urodziłem się ja. Neville Longbottom, który wyrósł na grubą niezdarę i który podejrzewany był za swoich dziecięcych lat o charłactwo.
Nie chciałem nienawidzić Bellatriks. Nigdy nie chciałem nikogo obarczać tak negatywnym uczuciem. Byłem obojętny na szkolnych dręczycieli czy nawet na samego Severusa Snape'a, który i tak swoją postacią budził we mnie grozę. Ale nie mogłem znieść myśli o tym, co ta kobieta zrobiła moim rodzicom.
Gdy patrzyłem na zdjęcia Lestrange coś ze mną się działo. To okropne, stwierdzić fakt, że niedoszła morderczyni była tak piękna. Rysy jej twarzy były ostre, a kości policzkowe mocno oznaczały się spod cienkiej i jeszcze zadbanej skóry. Burza czarnych loków znajdowała się na jej głowie, a oczy w tym samym kolorze, wpatrywały się ze zdjęcia bystro, ale ukazywały już tę nutę szaleństwa Lestrange. Bo ta kobieta była szalona. Nieprzewidywalna. Piękna.
Zabójcza w każdym znaczeniu tego słowa.
W pewnym momencie popadłem wręcz w obsesję. Myślałem o tym jak to byłoby ją zabić. Poczuć jej krew na swojej skórze. Usłyszeć jej wrzask, gdy przypalałbym jej bok bladej skóry. Zobaczyć łzy w jej oczach.
Z roku na rok mężniałem, mimo, że wszyscy i tak mieli mnie dalej za tego fajtłapę Longbottoma. I z roku na rok rozumiałem coraz lepiej, że zemsta na niej nie zwróci mi rodziców. Pogodziłem się z tym, że będę ich odwiedzał w św. Mungu. Jednak mimo najszczerszych chęci i tak w snach widziałem to, czego pragnąłem. Tej zemsty. Śmierci Bellatriks Lenstrange. Nie przyznawałem się do tego nikomu, a co więcej - prawie nikt nie wiedział o tym, co się stało z moimi rodzicami.
Moi rodzice byli torturowani, bo odmówili przyłączenia się do Voldemorta. Ich czysta krew przelała się pod mocnym i nielegalnym zaklęciem. Ich ciała przeszywał ból, który na zawsze utkwił w ich mózgach, które zostały uszkodzone.
Pod panowaniem Voldemorta dalej mogłem uczęszczać do Hogwartu. Liczono, że mimo wszystko, złamiemy się i staniemy się małymi śmierciożercami. Był to istny absurd, bo który człowiek podjąłby się wstawienia za tym obślizgłym wężem, gdy zaznał przyjaźni ze strony mugoli i wiedział, że nie należy ich nienawidzić? Przecież wszyscy wiedzieli, że najmądrzejszą uczennicą od czasów samej Roweny była mugolaczka! Teorie Voldemorta były pełne sprzeczności, więc ponownie - tym razem z Luną i Ginny - otworzyliśmy GD.
Pamiętam ten dzień, gdy wracałem tuż przed ciszą nocną do dormitoriów. Zainteresował mnie odgłos ściszonych głosów, które wydobywały się z jednej, nieużywanej klasy. Podszedłem do drzwi i chciałem oprzeć się o nie uchem, aby podsłuchać, jednak chłodna dłoń złapała mnie za ramię.
Jedna dłoń mocno trzymała moją rękę, wbijając w nią długie paznokcie, a druga zasłoniła mi usta. Kobieta - dłonie były drobne i aksamitne - wciągnęła mnie do klasy obok. Nie widziałem jej twarzy, ale włosy wystające spod kaptura upewniły mnie z kim mam do czynienia.
Sprawnym ruchem zsunęła z siebie pelerynę i moje wszelkie wątpliwości zniknęły. Przede mną stała Bellatriks Lestrange. Ta, która torturowała moich rodziców. Ta, którą tyle razy zabijałem w myślach.
CZYTASZ
Miniaturki | Harry Potter
FanfictionMiniaturki z świata Harrego Pottera. Miniaturki nie są moje pochodzą z różnych blogów.😊