Albus Severus i Scorpius⚡

2.6K 61 5
                                    

Wybiegłem z pomieszczenia, a drogę, którą pokonywałem zasłaniały mi łzy stojące w oczach. Niektóre z tych słonych kropelek urządziły sobie drogę po moich polikach, a niektóre spływały nawet po mojej szyi sięgając białego kołnierza koszuli. Biegłem przez siódme piętro, myśląc tylko o bólu w klatce piersiowej. W końcu po długim maratonie dobiegłem do tej cholernej łazienki Jęczącej Marty. Zawyłem z bólu i bezsilności. To bolało. Tak strasznie bolało. Kochałem Scorpiusa Malfoy'a, a gdy mu to powiedziałem on wyznał mi, że kocha moją malutką, straszną siostrę. Lily zawsze zdobywała serca innych. Była otwartą, wesołą Gryfonką. Dobrze się uczyła, była pomocna i rozsądna. Normalnie ideał! Idealna córeczka wielkiego Harry'ego Pottera. A ja? Ślizgon. Pierwszy i ogromny minus na mnie. Samo słowo Slytherin jest złe, bo wiadomo, że Voldemort pochodził z tego domu i teraz, zupełnie niespodziewanie, syn tego, który zabił Czarnego Pana jest w oto tym domu. Czyż to nie ironia losu? Jedna z ciotek od strony mamy - ignoruję fakt, że wszyscy z nich są z trzech pozostałych domów, a nikt, podkreślam nikt z mojej rodziny nie był w Domu Węża - powiedziała, że gorzej być nie może. A ja po dwóch latach pobytu w szkole odkrywam małymi kroczkami swoją orientację, by na piątym roku odkryć, że uczucie, którym darze swojego przyjaciela, syna Dracona Malfoy'a, który próbował zabić mojego ojca, wykracza poza przyjaźń. A potem w zimę odkryłem, że go kocham jak szaleniec. Za Scorpem skoczyłbym w ogień, dał zabić Bazyliszkowi i sam zabiłbym każdego, kto go zrani lub zrobi mu cokolwiek. Moje serce z całym ciałem i duszą należą do niego. Wiem co mówię. Czuję to. Jestem jego i tylko jego. Albus Severus Potter oddany Scorpiusowi Malfoy'owi. Najbardziej jednak boli to, że on mnie przed chwilą odtrącił. Nazwał „tylko przyjacielem" i wyznał miłość mojej siostrze. Merlinie, dlaczego mnie to tak boli? Dlaczego to mnie aż dusi? Czy miłość nie powinna być usłana różami i serduszkami? Cholera. Cholera. Do kurwy nędzy! I wtedy odzywa się głos, którego nie chciałbym w tej chwili usłyszeć.

- Al? Możemy porozmawiać? - pyta, tak, jakbym miał możliwość odmówienia mu.

- Mam inne wyjście? - pytam, skrzywiając się, gdy mój ochrypnięty przez płacz głos wydobywa się z moich ust. Ust, które nigdy nie dotkną warg Scorpiusa.

- Bo ja... To szok, zaskoczenie. Nie spodziewałem się, Al. - szepcze, a ja słyszę po jego głosie, że jest zdenerwowany.

Chciałbym podnieść wzrok, ale wiem, że po pewnej dawce płaczu jestem czerwony jak burak.

- Dobrze, fajnie wiedzieć. Czego jeszcze tu szukasz, do cholery jasnej? Możesz stąd wyjść i wrócić do mojej siostrzyczki? - syknąłem.

-J a... - zaczął, a ja wstałem, bo nagle zaczął targać mną gniew i złość. Wyciągnąłem różdżkę. - Al? - zapytał niepewnie. Wyczułem jego strach.

-Tak? -przekręciłem głowę w bok i spojrzałem na niego z niebezpiecznym błyskiem w oku.

-Wszystko w porządku? - w jego szarych oczach wzrosła panika. Chciało mi się śmiać na ten widok.

-Och, w jak najlepszym. Tak tylko, wyznałem miłość mojemu najlepszemu przyjacielowi, po czym on przyznał mi się do bycia z moją siostrą. - zaśmiałem się ochryple.

Pociągnąłem nosem, a łzy znów stanęły mi w oczach. Spuściłem wzrok. Bolało. Wszystko mnie bolało, a serce piekło jak diabli.

- Alsev, ja nie umiem oddać takiej miłości.

- Rozumiem. - pokiwałem głową na znak zgody i znów podniosłem wzrok. - Jednak jak nie oddajesz mojej miłości to nie możesz oddać żadnej. - powiedziałem silnym głosem.

- Al? - Scorp pisnął.

Podszedłem do niego i chwyciłem jego brodę, przechylając tak, aby patrzył mi w oczy. Pocałowałem go łapczywie. Próbował się wyrwać, ale nadaremno. To on tutaj był małym, kruchym i słabiutkim szukającym, a nie ja. Kiedy posmakowałem już jego ust, odsunąłem się. Gniew nabierał na sile. Złość dusiła ból serca.

- Avada Kedavra! - krzyknąłem, a z mojej różdżki wyleciało zielone światło, oświetlając pięknie całą łazienkę. Ciało blondyna osunęło się na kafelki i ułożyło tak, jakby spał. Miał zamknięte oczy, których nie otworzył po pocałunku. Jego ostatni pocałunek był ze mną.

~.~.~.

Chłopak obudził się zlany potem i z czyjąś ręką odgarniającą sklejone z czołem kosmyki czarnych włosów. Przełknął ślinę. Śnił mu się okropny koszmar. Nadal czuł łzy na policzkach, a serce pracowało tak szybko, jakby przebiegł maraton. Ciepła dłoń, która teraz objęła go w tali działała na niego uspokajająco.

- Al, znów śnił ci się ten sen? - zapytał Scorp, który był całkowicie wybudzony ze snu.

Syn Wybrańca przytaknął głową, a po chwili na jego ustach znalazły się wargi młodego Malfoy'a. Mimo, że w pokoju panował mrok, oni nie potrzebowali światła. Dobrze znali siebie nawzajem i nie tylko w sensie fizycznym, ale także psychicznym. - Musisz coś z tym zrobić. Szkołę skończyliśmy rok temu, a razem jesteśmy od trzech lat. Musisz się wyzbyć tego strachu. - jego ciepły oddech muskał ucho bruneta.

- Wiem, ale to takie nierealne. Jesteś tu i teraz ze mną... - ale nie mógł dokończyć, bo znów ciepłe usta dotknęły jego wyschniętych warg.

- Rozumiem, Al. Jestem i będę. Zawsze. Kocham cię jak szaleniec. - mruknął mu do ucha, przegryzając płatek.

- Ja ciebie też. - wtulił się w blondyna i znów próbował zasnąć.

Nie rozumiał swojego snu. Może i był inny. Był Ślizgonem. Był gejem. Ale co najważniejsze miał przy sobie najbliższą osobę, która nie zamierzała go opuszczać. Tak, kochał Scorpa jak szaleniec. I nic nie zapowiadało tego, aby ta miłość miała przeminąć, bo ona rozkwitała każdego dnia na nowo, a okazywana była w każdym, nawet najdrobniejszym geście.


Miniaturki | Harry Potter Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz