Stoisz na środku mieszkania Sansa, po północy z chustką zakrywającą Twoją twarz. W środku śmierdziało jakby wymieszać coś z miodem i postawić za długo na słońcu, wszędzie walały się papierki po fast foodach od Grillby's. Gapiłaś się szeroko otwartymi oczami na ten bałagan, śmieci i brudne ubrania walające się pod Twoimi nogami. Dlaczego tutaj tak szybko zrobił się taki syf? Nawet jeżeli Ty przez tydzień nie sprzątałaś w mieszkaniu, nigdy nie doprowadziłaś go do takiego stanu. Nie ma możliwości, aby tak się stało. Musi robić to celowo.
-Czacho... jak udało ci się tutaj tak nasyfić? W zeszłą sobotę było naprawdę czysto – wskazałaś na skarpetkę.
-Tsk... Będziesz stała i narzekała czy pomożesz mi z tym? - bąknął wrzucając śmierdzące skarpety do małego tornada.
-Ta, ta, masz szczęście, że cię kocham knypku – nadal obrzydzał Cię bałagan.
-I nie mów tak – warknął
-Co? Knypku? - uśmiechnęłaś się za chustką.
-Nie, to drugie gówno
-Aaah, ale wiem, że to kochasz
-Będę kochać jak zamkniesz mordę i zabierzesz się do roboty – chwyciłaś za kosz z kuchni i zaczęłaś zbierać papierki z regałów i stołu, wrzucając je do pustego worka w środku. Rany, śmieci walały się po mieszkaniu, a kosz pusty, równie dobrze możesz go wyrzucić z tego domu. Po co mu w ogóle potrzebny?
-Przed końcem tej nocy zakochasz się we mnie za śliczne wyczyszczenie mieszkanka – rzuciłaś zadowolona nie przerywając pracy. Sans stanął jak wmurowany i kilka skarpetek wypadło mu z rąk.
-Chciałabyś. Jedyne w czym mogę się zakochać to twój proch.
-Moje ciało jest zrobione z mięsa
-A więc w twoim porozrzucanym mięsie
-Myślę, że chodzi ci o gnicie.
-Dobra, Jedyne w czym mogę się zakochać to twoje zgniłe mięso.
-Dziękuję o wiele lepiej. - Sans zaczynał się denerwować, po chwili widziałaś, jak upuścił wszystkie skarpety na ziemię. Już miałaś go o to zganić, kiedy uniósł rękę, niebieskie światełko pokryło cały stos i kilka dodatkowych skarpet i z ruchem jego palców wszystko uniosło się do góry. Nie wiesz nawet co się stało, lecz sama upuściłaś z wrażenia kosz na śmieci. - Czacho! Jesteś psychokinetykiem! Co?! Kiedy?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - krzyczałaś przebierając z wrażenia nogami w miejscu.
-Psycho kurwa czym? To tylko niebieska magia. Nie krzycz – warknął mijając cię by udać się do sypialni. Nadal trzymał rękę w powietrzu, góra skarpetek dryfowała za nim.
-Ale to niesamowite! - wgapiałaś się.
-Sprzątam po prostu brudne skarpety z podłogi. A ty powinnaś pomagać. Sama zaklinałaś się, że zakocham się w twoich umiejętnościach w czyszczeniu – szybko podniosłaś kosz z ziemi i zaczęłaś wrzucać do niego papierki jakie wypadły. Sans wrócił po chwili ze swojego pokoju, trzymając worek z brudnymi skarpetkami.
-Czacho... ej Czacho.... - powoli przemieszczałaś się z koszem po salonie
-Czego?!
-Powiesz jak to robisz.
-A jak kurwa mam powiedzieć komuś bez magii jak to działa?
-Nie wiem. Przyjmę każde wytłumaczenie. Chcę wiedzieć, jak to jest – Usiadł na kanapie i położył worek skarpet, uśmiechnął się leniwie pokazując ostre zęby. Uniósł wysoko brwi i wsunął dłonie do kieszeni. Jego para bokserek w serduszka unosiła się opleciona niebieskim światełkiem. Jakby od niechcenia machnął palcem i bielizna znalazła się w worku.
CZYTASZ
Undertale: Gra w kości [The Skeleton Games - tłumaczenie PL]
FanfictionOd czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki...