Kropla spadająca na czoło obudziła Sansa. Otworzył oczodoły i skierował źrenice w ciemny sufit. Co... co się dzieje? Kolejna kropla spadła z czarnego sufitu, kapiąc mu bezpośrednio między oczy. Uniósł rękę i dotknął swojej twarzy, przesunął palcami po wilgoci, próbował się przyjrzeć ręce. Woda? ... Ale, jest tak ciemno...? Przekręcił się próbując wstać, wtedy zorientował się, że jest w wodzie, która go otaczała...
Co... Co się dzieje?! Próbował wyrwać się lecz to co czuł pod palcami, przypominało bardziej muł. Oh... nie jest tak głęboki... Walczył aby usiąść, zaciskając mocno zęby z każdą kolejną próbą. Gdzie jest? Ostatecznie wstał próbując się rozejrzeć. Woda ciekła mu po łokciach, stopy ugrzęzły w lepkim błocie. Wytężył wzrok próbując cokolwiek dostrzec, cokolwiek w ciemnościach. Czerń... Wszędzie tylko czerń... Nie widział nic z wyjątkiem kapiącej wody i czerni wchłaniającej jego stopy. I nie mógł nic poradzić na to, że czuł... że coś... coś powinien robić. Zaczął iść, każdy kolejny krok odznaczał się głośnym chlupotem. Musi.. Musi coś znaleźć... Musi znaleźć kogoś... Ktoś na niego czeka... Jego dusza zaczęła wirować szybciej w ciemnościach, niepewność wzrastała im dalej się posuwał. Musi się pośpieszyć.... Musi znaleźć tego kogoś! Nie zauważył, że biegnie, póki jego oddech nie zrobił się krótki. Dyszał, biegnąc przez czarny basen. Szukając brata... Dlaczego wyszedł tak późno?! Co sobie myślał? Nie powinno się chodzić po nocach! Dlaczego nie został w domu!!! Prawie upadł na twarz w błogo, ale szybko wstał i biegł dalej. Gdzie on jest? Dlaczego nie może go znaleźć?!
Zawróć...
-Szefie! - krzyczał przemierzając ciemność – Szefie! Gdzie jesteś?! - towarzyszyło mu echo jego własnego głosu w akompaniamencie chlupotu wody.
-SANS...
-Szefie! - Zatrzymał się, czekając, aż otaczająca go woda się uspokoi. Nasłuchiwał głosu, dysząc. Musiał go znaleźć. Tu jest niebezpiecznie.
-DLACZEGO... DLACZEGO TO SIĘ STAŁO... - głos był nieco donośniejszy. Sans obrał kierunek zaburzając taflę wody.
Stój... zawróć!
-Szefie! Gdzie jesteś?! Odpowiedz mi!! - krzyczał. Obracał się dookoła szukając czegoś, czegokolwiek co rozpoznałby w mrokach. Upadł na kolana. Bolały go ręce, lecz wstał i biegł dalej. Dlaczego nie może go znaleźć? Gdzie on jest?! Biegł przez wodę. Biegł przez ciemność w stronę głosu. - Szefie! Proszę! Gdzie jesteś?! - i chwilę potem echo przywiało mu jego własny głos – Szefie... - Skręcił i nagle coś dostrzegł. Jarzące się niebieskie kryształy na ścianach oświetlające zimne skały przed nim. Ich blask bił na sufit, lecz Sans je zignorował i biegł dalej.
Zawróć! Wiesz jak to się skończy!
Zwolnił gdy trafił na suchy grunt. Słyszał echo odbijające się po pomieszczeniu. Ktoś... Ktoś płacze...
-Szefie...? - zawołał – Szefie... Co się dzieje...? - płacz nie ustawał, Sans szedł za nim – Szefie?
-NIE MOŻESZ UMRZEĆ! JESZCZE NIE POMOGŁEM CI WYZNAĆ SWOICH UCZUĆ... - Znalazł go! Sans podbiegł między skały, opierając się o głaz. Na ziemi klęczała postać, otoczona kamieniami.
-Szefie? Szefie! Tu jesteś! Co tutaj robisz w środku cholernej nocy! - zatrzymał się przed postacią, patrzył jak ta łka w swoje ręce. - Szefie? - Płakała dalej, ciężko, nieprzerwanie szlochała. - Szefie.. - wystawił rękę – Ch-chodź... musimy iść!
-ZAMKNIJ SIĘ – głos jego brata drżał. Sans cofnął się patrząc jak ten dalej płacze.
-Sz-szefie? Co się dzieje? - powoli Papyrus podniósł się, odwracając czaszkę by spojrzeć Sansowi w oczy. Łzy ciekły mu policzkach, zaś oczy z jakiegoś powodu wydawały się bardziej puste niż kiedykolwiek. Coś ciężkiego wypadło z jego rąk wprost w proch przed nim. Metalowy kask... Sans zatrzymał oddech gdy jego brat patrzył się na niego.
CZYTASZ
Undertale: Gra w kości [The Skeleton Games - tłumaczenie PL]
FanfictionOd czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki...