Ciężka noc

956 68 14
                                    

Korytarz był przyciemniony. Przez kryształowe okna widać było migoczący Rdzeń. Złoto i czerwień tańczyły na podłodze, oświetlały kłęby pyłu unoszone przez powietrze. Przebrzmiewał tylko dźwięk pokonanego kościstego ataku, kroków, pękających kości. Wykończony Sans osunął się na filarze, czekał. Nadchodzi... Pocił się z każdym kolejnym krokiem maszkary. Echo niosło je ze sobą wypełniając pustą przestrzeń. Z każdym krokiem, to było bliżej. Z każdym krokiem, jego dusza biła szybciej. Wejście otwierało się milimetr po milimetrze. To niewiarygodne, że tak małe rączki są w stanie pchnąć tak wielkie drzwi. Sans podniósł wzrok, czekał na małą kreaturę. Stanęła pod drzwiami, jak zawsze. Mimo zabicia wszystkich potworów, nadal drzwi stanowiły wyzwanie. Kreatura popatrzyła na korytarz, dostrzegał potwora czekającego na nią. Ich czerwone ślepia się spotkały. Piękna, głęboka czerwień, ani śladu strachu. Była raczej dumna z siebie, złota poświata odbiła się po pomieszczeniu. Jej oczy były jak rubiny. Jak krew. Stała cichutko, nie spuszczając go z wzroku. Na koniuszkach palców miała pył. Nim spisała testament swojej MIŁOŚCI. Sans czekał w ciszy. Patrzył w skupieniu na te wielkie krwisto-czerwone oczy. Kreatura podeszła i zatrzymała się w cieniu filaru z szerokim uśmiechem malującym się na jej twarzy. Sans odwołał kościsty atak i schował ręce do kieszeni.

-Więc.. dotarłaś aż tu – przyglądał się jej. Kreatura wyszczerzyła się szerzej. - Wygląda na to, że muszę ci pogratulować. Znowu przez chwilę wziąłem cię za człowieka – Kreatura stała w milczeniu z uwagą patrząc na każdy jego ruch – E-ej nie patrz tak na mnie dzieciaku. I tak cię nie zatrzymam. Znam zasady. Tutaj to zabij albo zgiń. - Zrobił krok w bok, jego dusza zabiła w piersi. - Król czeka, śmiało. Jak go pokonasz, będziesz wolna. - Kreatura się zawahała, następnie zaczęła iść przed siebie. Dusza Sansa biła w szaleńczym tempie, lecz jak tylko bestia przeszła, Sans zrelaksował się. Wypuścił oddech, nawet nie wiedział, że go zatrzymał. W końcu, odchodzi. Odchodzi i nigdy nie wróci. Wsadził ręce do kieszeni, patrzył jak złote refleksy zniknęły. Teraz była już tylko czerwień. Ostry nóż przeszył jego pierś. Przebił kości.

-Twój brat miał rację Sans – zimny, martwy głos szeptał mu do ucha – Jesteś niczym więcej jak bezwartościowym śmieciem – Paliła go pierś, coś się z niego wylewało. Brudziło koszulę, przesiąkało przez palce. Popatrzył starając się powstrzymać ciecz, popatrzył na palce. To krew. Dlaczego krwawi? Potwory nie krwawią! Chciał krzyczeć, lecz nie mógł. Z ust polała mu się krew. - Nie bój się Sans – szeptał głos – To miało miejsce już wiele, wiele razy – Niech przestanie! Dlaczego? Dlaczego nie przestaje? To pali. Wszystko pali. Stop! Proszę przestań! - Obudzisz się i nie będziesz nic pamiętał – Czerwień wylewała się z niego, brudziła podłogę. Szybko całe pomieszczenie zrobiło się czerwone. Przestań! Dlaczego to tak boli?! - hah hah hah hah hah hah hah hah – kreatura śmiała się wyszarpując nóż z jego pleców. Sans padł na kolana, drżąc w agonii, otoczony czerwoną cieczą. Próbował oddychać, zatamować krwawienie. Dłonią rozpaczliwie poszukiwał czegoś, co sprawi, że się pozbiera. Przestań! Puść! Boli! Nie może oddychać.

-Sans.

-Dlaczego nas zabiłeś, Sans?

-Dlaczego nas nie obaliłeś, Sans? - z krwi wyskoczyła para rąk i chwyciła go za czaszkę, przyciągając do podłogi. W kałuży pojawiło się odbicie małego dziecka. - Chciałem być twoim przyjacielem.

-Przestań! - próbował krzyczeć, lecz zadławił się krwią. Nie chciał. Nie chciał go zabić!

-Sans.

-Sans.

-Dołącz do nas, Sans – Proszę puść! Głos krzyczał jego imię, z każdą chwilą wbijając go w czerwoną podłogę. Czerwień, to piękny kolor. Jego ulubiony kolor.

Undertale: Gra w kości [The Skeleton Games - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz