Kolacja u Grillbiego

827 67 22
                                    

SANS

Sans wrócił do domu z pracy w fabryce papieru wykończony. Znowu usnął na zmianie. Znowu dostał opieprz od kierownika. Ten go nie lubił. Sans ze wzajemnością, ale musiał pracować. Musiał mieć z czego opłacić rachunki, no i potworze żarcie nie jest tanie. Papyrus zmusi go do powrotu do domu, jeżeli nie będzie miał pracy. Otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jedyne co było to pudełka pełne lasagnii Szefa. Mniejsza, to nie jest jadalne. Zamknął lodówkę. Może powinien powiedzieć sąsiadce, aby mu kupiła coś z Grillby'sa, obiecała go dokarmiać w ramach pracy w Nawiedzonym Domu. Sprawa z długiem u Muffet nie miała nic do rzeczy, uprzedził o tym. Wyciągnął telefon i już miał zacząć pisać, kiedy zatrzymał się. Przypomniał sobie jak podpisujesz dokumenty u pajęczycy. Nie wiedział, że odsetki aż tak urosną. Nie mógł uwierzyć, że zgodziłaś się to podpisać. Kilka zmian w Nawiedzonym Domu nie były warte takiej ilości gotówki. Kurwa, nawet gdyby zsumował cały roczny zarobek w fabryce papieru razem z nadgodzinami, nie uzbierałby nawet połowy tego, co wyłożyłaś. To nie ma sensu. Jasne, zmuszenie go do wolontariatu przyniosło więcej klientów. Ale nie aż tyle. Nie taką ilość forsy jaką na niego zmarnujesz. Jeżeli chodziłoby o Nawiedzony Dom, o wiele lepiej byłoby przelać te forsę na ich konto. Sans westchnął opierając się o lodówkę. Nie łapał. Dlaczego go tam chciałaś? Dlaczego koniecznie go tam chciałaś? Przeciągnął kciukiem po twojej nazwie w swoim telefonie... Nie... Choć obiecałaś mu kupować jedzenie... To za wiele. I tak nie ma jak Ci oddać. Będzie Ci dłużny przez wieczność... I dziwnie się czuje z tą świadomością. Ty sprawiasz, że czuje się dziwnie. Po miliardach resetów, przywykł do tego, że nic nie czuł. Nic jest bezpieczne. Nic oznacza, że nie można cię zranić. To dziwne uczucie go przerażało. Uderzył się w czoło. Może się... nudzisz? Kurwa, nawet nuda nie wyjaśnia marnowania takiej ilości gotówki. Nie marnujesz jej na kogoś, kto jest dla ciebie chamski, atakuje i próbuje zabić. No i zdecydowanie nie kupuje się wtedy pierdolonego laptopa. Sans westchnął i schował telefon, pozwalając aby jego duszę pochłonęły negatywne myśli. Kupiłaś mu laptop, a on co ma Ci dać? Krzyk, za próbę rozmowy.... Świetna robota Sansa... Naprawdę spierdoliłeś. Sans patrzył na nowy laptop leżący na stoliku. Sam jego widok sprawiał, że czuł się okropnie. Pewnie będziesz chciała z nim grać. Ale nie miał ochoty. Nadal czuł się źle za wczoraj. Nie zasługiwał na żadną chwilę spędzoną z Tobą na graniu. Nie chciał już się tym zadręczać. Nie chciał myśleć o Tobie. Więc.. zrobił to, co zawsze robił, kiedy nie chciał myśleć. Udał się do Grillby's. Pojawił się tam gdzie zawsze, koło kontenera na śmieci... I przeszedł na front budynku. Przywitał go neon. Delikatne dźwięki muzyki i śmiechy dobiegające z wnętrza. Dzisiaj bar musi być pełen. Sans potrzebował chwili, aby założyć na twarz uśmiech. Poczuł otulające go ciepło przybytku, kiedy wszedł do środka.

-Kogo my tu mamy!

-Sans... to Sans! - ponad połowa bywalców zwróciła w jego kierunku ślepia. Wielkie skrzywione uśmiechy witały go.

-Gdzie się podziewałeś dupku?!

-Minął ponad tydzień!

-To niebywałe!

-... założę się, że to przez tego człowieka. Zasmakował w nich i woli ich rasę od własnej – różowy ptasi potwór szczerzył się, lizał swoje ostre zęby i dyszał ciężko. Uśmiech Sansa tylko się poszerzył.

-Heh... Kosztowałem jej tak długo, że zaczęła błagać mnie bym przestał. Nie bój się. Grillby zawsze będzie moją jedyną prawdziwą miłością – uśmiechnął się leniwie zajmując swoje miejsce w barze.

-Łoooo Sans!

-Nie mogę uwierzyć że ma człowieka!

-Musiał ją pewnie o to błagać! - Kilka psich potworów zaczęło wyć. Zastukały kieliszki, gdy potwory wypijały zdrowie zboczenia Sansa. Kurwa mać! Teraz już pamięta, dlaczego unikał tego miejsca. Już nie ma miejsca gdzie nie będziesz go prześladować! Przesunął się na swoje miejsce w rogu. Leniwie śledził wzrokiem kolorowe trunki w regale. Dlaczego obiecał Szefowi, że przestanie pić? Musiał się wyluzować. Musiał się uspokoić w tej chwili! Nie chciał myśleć w ten sposób o Tobie. Nie chciał widzieć żadnego człowieka w taki sposób. Zwłaszcza głupiego, wrednego, sprawiającego, że dziwnie się czuje sąsiada. Grillby podszedł do niego chwilę później. Biło od niego ciepło. Fioletowy ogień strzykał w powietrzu.

Undertale: Gra w kości [The Skeleton Games - tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz