-Co...? To nie może być coś gorszego niż twoja kuchnia z zeszłego tygodnia. Z tego co wiem gotował z kimś i wygrał – patrzyłaś na Sansa. Cóż.. chyba wygrał. Choć RybaŚmierci21 cały czas zaprzeczała, kiedy Papyrus regularnie informował o tym na swoim koncie w UnderNecie.
-Heh... Undyne nie jest lepsza od niego. Oboje są okropni – Sans się zaśmiał
-Więc... o jakim poziomie okropnego jedzenia mówimy?
-Paniusiu... moje zeszłotygodniowe gotowanie było ambrozją. - Patrzyłaś na niego czekając, jak obróci to w jakiś kawał. Lecz nic się nie stało. Mówił poważniej.
-Czy.. umrę jeżeli to zjem? - powoli zaprzeczył nadal nie patrząc na Ciebie.
-Chyba... nie.... dzieciak jadł i przeżył... Nic nie powinno .. ci być? - wyraźnie starał zapewnić samego siebie w tym przekonaniu równie mocno jak Ciebie. Zaczynałaś się martwić. Twoje ciało nie było w stanie przyjmować jedzenia innego niż krew. Możesz zjeść niewielką ilość co kilka dni. Masz też bardzo wyczulony zapach, nie zjesz nic co nie pachnie dobrze. Zapach jest bardzo ważny.
-Czacho... mój żołądek jest słaby. To dlatego w większości przyjmuję posiłki w formie pitnej. - Popatrzył na Ciebie wyraźnie zdenerwowany.
-Jesteś taka słaba! Wszystko może cię zabić! I to ty się mnie pytałaś jakim cudem przeżyłem z jednym HP?!
-To wszystko kwestia perspektywy. - Zachichotałaś chowając usta za dłonią. Miałaś kilka słabości, jasne, ale biorąc pod uwagę Twoje silne strony, to nic – Znaczy się... postaram się zachowywać dobrze. Ale nie obiecuję nic. Powiem mu, że nie jestem głodna czy coś jeżeli będzie naprawdę źle. - Sans popatrzył na Ciebie nim westchnął.
-To... nie zadziała w jego przypadku. Ja... uh... Zobaczę co mogę zrobić... z jedzeniem – przyglądałaś mu się starając zrozumieć, co planuje.
-Co to znaczy?
-Nie jedz. Zajmę się tym – nie patrzył na Ciebie.
-Do...bra? - Przesunął się tak, abyś mogła wyjść. Podeszłaś naprzeciw jego drzwi. Już miałaś pociągnąć za klamkę i wejść, kiedy zobaczyłaś niebieską otoczkę przytrzymującą je na swoim miejscu. Popatrzyłaś na kościotrupa przez ramię. - Czacho? - Jedno jego oko zniknęło, podczas kiedy drugie jarzyło się. Czułaś jak dookoła was powietrze robi się gęstsze.
-Nie wiem czego oczekiwałaś w zeszłym tygodniu. Lecz jeżeli jeszcze raz będziesz tak traktować mojego szefa... - Patrzyłaś na dół na jego twarz. Mówił poważnie. Powoli na Twoją twarz wchodził szczwany uśmieszek, przyjęłaś wyzwanie.
-Hoh? - pochyliłaś się by być na równi z jego czaszką – A co się stanie, jeżeli będę się dalej tak zachowywać? - obniżyłaś głos. Zauważyłaś, jak krople potu pojawiają się na jego głowie. Jego uśmiech powoli zelżał. Nagle, jego źrenice całkiem zniknęły
-Będziesz miała pecha – Oboje staliście i patrzyliście się na siebie. Był naprawdę bardzo poważny. Naprawdę musi kochać swojego brata. Nagle zaczęłaś cicho rechotać.
-Ohhh Czacho... Nie mogę uwierzyć, że mi grozisz – chichot zamienił się w pełen śmiech. Niewielki kościotrup przed Tobą zacisnął pięści. Wróciły jego źrenice, pojawił się rumieniec. Zrobił krok do tyłu.
-J-ja nie... J-ja tylko... - zaczęłaś śmiać się głośnie, co powstrzymało jego odpowiedź.
-Trzeba więcej niż twoja mordka aby mnie wystraszyć
-J-ja nie chciałem... J-ja chciałem się upewnić, że ty..
-Hahahaha! Zniszczyłeś mi rzeczy swoimi kośćmi hehehe. Za pomocą magii rzucałeś moim ciałem po mieszkaniu hahahaha! No i zakradłeś się do mojego mieszkania z dakimakurą! A mimo to ja nadal chcę być twoim przyjacielem! Naprawdę myślałeś, że twoja mała, słodka czaszeczka jest w stanie mnie przestraszyć? - jego niewielki rumieniec zamienił się w gorącą czerwień.
CZYTASZ
Undertale: Gra w kości [The Skeleton Games - tłumaczenie PL]
FanfictionOd czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki...