-Wybierasz się gdzieś? – Sans stał naprzeciw Ciebie ze skrzyżowanymi rękami. Miał wysoko uniesione brwi, wyraźnie niezadowolony tym, że się wykradasz. Wyprostowałaś się nadal trzymając klamkę, odwróciłaś próbując spojrzeć mu w oczodoły.
-Tak... Ja... muszę sprawdzić skrzynkę pocztową. Nie mogę tego zrobić za dnia, więc znasz lepszą porę? – Mina Sansa dawała Ci do zrozumienia, że nie uwierzył w Twoją głupią wymówkę.
-Taaa? I zamykasz swoje mieszkanie na klucz kiedy będziesz szła do skrzynki niedaleko? – warknął
-Tak. Sam mi mówiłeś, że powinnam bardziej na siebie uważać, więc to robię. – Przeszłaś obok niego w stronę skrzynki. Obcasy głośno stukały po podłodze.
-I wypindrzyłaś się tak aby sprawdzić skrzynkę? Nie wiedziałem, że masz na ich punkcie zboczenie – mówił, kiedy go mijałaś.
-P-przymierzałam nowy strój kiedy przypomniałam sobie, że muszę jeszcze sprawdzić listy – rzuciłaś szybko. Stałaś przy skrzynce umiejscowionej przed budynkiem i zerknęłaś w swoją. Wiedziałaś, że nic tam nie ma. Już dzisiaj sprawdzałaś, ale tego wiedzieć nie musi. – W-wygląda na to, że nic dzisiaj nie dostałam – wyprostowałaś się niezręcznie. Odwróciłaś się i znowu go minęłaś. Podeszłaś do mieszkania i otworzyłaś szybko drzwi. Sans śledził Cię spojrzeniem cały ten czas. – Dobranoc Czacho – mówiłaś zamykając drzwi. Nie odpowiedział, w ciszy przyglądał się jak wchodzisz do środka. Jak tylko zamknęłaś za sobą drzwi upewniłaś się, aby głośno je zamknąć. Potem podeszłaś do judasza i zerkałaś przez niego. Trudno zobaczyć przez niego, czy ktoś z wzrostem Sansa nadal stoi pod drzwiami. Westchnęłaś. On tak siedział i czekał na Ciebie? Przez cały ten czas? Głupie potwory i ich odporność na Twoją hipnozę. Może powinnaś sobie dzisiaj darować i wybrać się jutro? Ale w sobotę też może Cię śledzić. Teoretycznie, możesz nie pić krwi przez dwa tygodnie, póki nie poczujesz prawdziwego wampirycznego głodu, ale nienawidzisz tego uczucia jakie towarzyszy w tym czasie. No i spadną Ci wampiryczne umiejętności. Im głodniejsza jesteś, tym słabsza się stajesz. To właśnie dlatego ustaliłaś sobie cotygodniowe porcje. Nie widziałaś go co prawda przez judasza, ale wiedziałaś, że czeka... gdzieś. Głupi, niesprawiedliwy, teleportujący się szkielet. Przeszłaś korytarzem tak cicho jak się dało na obcasie, nasłuchując go zza ściany. Oczywiście, możesz iść się napić w ciągu dnia, albo nawet rano, kiedy będzie spał. Nie ma zasady, która mówiłaby, że pić możesz tylko w nocy, ale za dnia możesz zostać przyłapana przez ludzi. Twoje szanse zdemaskowania drastycznie wzrastają. Nie wspominając o śmiercionośnym świetle słońca. Co robić...
Poszłaś do pokoju i już miałaś ściągać buty kiedy dostrzegłaś okno. Idealnie! Może czekać przed drzwiami, ale nie widzi okna! Hah! I kto tutaj jest sprytny, panie Szkieletorze? Poprawiłaś buty i cichutko otworzyłaś okno. Ani śladu potwora na horyzoncie, zachichotałaś. Punkt dla wampira! Powoli wystawiłaś jedną nogę za okno, nagle poczułaś jakby blokadę w powietrzu przed Tobą.
-Serio... Chciałaś uciec przez pierdolone okno! – warknął głos. Zatrzymałaś się w pół drogi, wzrokiem szukając wkurwionego potworzego przyjaciela
-T-to nic takiego! – krzyknęłaś zaskoczona. Szybko cofając się i zamykając okno. Starałaś się zrobić to tak szybko jak się da, wliczając w to zasłony i firanki. Skąd! Skąd on wiedział?! Skąd cię oglądał?! Przebiegłaś po salonie stukając obcasami, szukając przez judasza Sansa.
-Nie jestem pierdolonym kretynem, wiesz? – usłyszałaś niski głos z tyłu. Prawie wyszłaś z siebie zaskoczona.
-Czacho! Co do! Nie rób tak! – warknęłaś szybko. Stał teraz w Twojej kuchni. Nadal miał skrzyżowane ręce. Czerwone ślepia świecyły w ciemnościach.
![](https://img.wattpad.com/cover/119844854-288-k956054.jpg)
CZYTASZ
Undertale: Gra w kości [The Skeleton Games - tłumaczenie PL]
FanfictionOd czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki...