Rozdział 37

133 8 7
                                    

...Wiem, że jest to nie fair w stosunku do Rye'a, ale przecież serce nie sługa, prawda?

Nagle poczułam coś zimnego.. Szybko otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Rozejrzałam się do okoła i jedyne co dostrzegłam to Erika stojącego z wiadrem w ręce i cieszącego się jak głupi do sera.

- Co ty tu robisz? - zapytałam - Jaki dziś dzień?

- Budzę Cię? Bo czekam już dobre 15 minut, aż jaśnie pani wstanie. - powiedział jakby było to najoczywistrzą rzeczą na świecie - A mamy dziś 22 lipca, godzina 9:00.

I wtedy zrozumiałam, że to był tylko sen. Jeden wielki, głupi sen. Ale.. Jest 22 lipca więc wychodzi na to, że dzisiaj jestem umówiona z Rye'm.

Mam szanse przeżyć to jeszcze raz. Nie zmarnuje tego. Nie pozwole, żeby wyglądało to tak jak we śnie. O ile w ogóle będzie to wyglądało chociażby w najmniejszym stopniu podobnie..

- Coś się stało, że musisz mnie budzić? - zapytałam

- No w pewnym sensie.. - rzucił

- No to słucham. - rzekłam

- No boo.. Za tydzień przeprowadzamy się z rodzicami na stałe do Danii. - powiedział na jednym wydechu

- Że.. Że co!?

- Przepraszam.. Tak wyszło. - spuścił wzrok na swoje buty

Automatycznie wstałam i go mocno przytuliłam. Będzie mi go bardzo brakować..

- Nie przepraszaj. - powiedziałam po chwili ciszy - To nie twoja wina. Wiedz, że będę za Tobą bardzo tęsknić, jesteś dla mnie jak brat.

- Przecież możemy utrzymywać kontakt mała. - powiedział drżącym głosem

- Wiemy to. - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku - Klaudia wie?

- No wie..

- I co? Jak to przyjęła?

- Nie najlepiej.. Ostatecznie postanowiliśmy, że się rozstaniemy..

- Przykro mi. - odsunełam się kawałek, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Spoko. Jakoś będę musiał to przeżyć. W końcu co mnie nie zabije to mnie wzmocni. - wysilił uśmiech, a w jego oczach widziałam łzy. - Ja muszę już iść. Zobaczymy się przed wyjazdem?

- Nie masz innego wyboru. - uśmiechnełam się lekko.

- To pa.

Machnął jeszcze ręką i wyszedł.
Będzie mi go brakować.. Jest dla mnie bardzo ważny.

Stałam tak jeszcze chwile pusto gapiąc się w zamknięte już drzwi. W końcu sobie przypomniałam, że jestem cała mokra i o 14 mam spotkanie z Ryan'em.

Z garderoby zabrałam zwykłe jeansowe spodenki i różowy T-Shirt z adidasa. Skierowałam się w stronę łazienki gdzie wzięłam prysznic i umyłam włosy oraz zęby. Przebrałam się w wyszykowane ciuchy i wyszlam z zaparowanego pomieszczenia.

Usiadłam na krześle przy toaletce i wykonałam swój codzienny makijaż. Zadowolona z efektu przejrzałam się jeszcze raz w lustrze po czym zeszłam na dół. Wchodząc do kuchni spojrzałam jeszcze na zegar, który wskazywał 12:47.

- Kurde, długo mi to zajęło. - powiedziałam sama do siebie

Podeszłam do lodówki, otworzyłam ją i wyjełam z niej jogurt. Po skończonym posiłku plastikowy kubeczek wyrzuciłam, a łyżeczkę umyłam.

Odpaliłam laptopa i usiadłam na sofie w salonie. Przegladałam jakieś stronki, aż usłyszałam dzwonek do drzwi.

Wstałam i pokierowałam się w tamtą stronę.

- Cześć Rye. - powiedziałam od razu

- Cześć. Gotowa? - uśmiechnął się

- Jesne. Wezmę jeszcze tylko torbe.

Wróciłam do mojego pokoju po moją czarną torbę i zbiegłam na dół. Ubrałam czanre nike i wyszłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czeeść aniołki 💕

Na wstępie chciałabym podziękować za ponad 1000 wyświetleń. Bardzo się ciesze z tego powodu. Dużo to dla mnie znaczy. ❤

Wrzucam kolejny rozdział, ale wena jeszcze do końca mi nie wróciła.. I za to bardzo was przepraszam.

Mam nadzieję, że ten się wam podoba.
Gwiazdki i komentarze bardzo mile widziane (na każdy komentarz odpowiadam). 💙

Miłego dnia/ wieczoru/ nocy. 💛

Do następnego. Buźka. 🍀

Pierwszy koncert, pierwsza miłość. | ZAKOŃCZONA | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz