Rozdział 45

101 6 2
                                    

POV AMELIA

Obudziły mnie krzyki z dołu. Otworzyłam leniwie oczy i zauważyłam, że Jack'a nie ma obok. Chcąc niechcąc wstałam i poszłam na dół.

- Nudzi wam się czy poprostu lubicie krzyczeć? - zapytałam ziewając

- O już nie śpisz? - uśmiechnął się Rye

- Jak widać. - odpowiedziałam

- Chodź ze mną na chwilę, mam do Ciebie pytanie. - powiedział ciągnąć mnie za rękę

- Jakie? Co? Mam się bać? - spojrzałam na niego

- Nie wiem może Cię zgwałce. - zasmiał się

- Czyli powinnam się bać? - podniosłam jedną brew

- Może. - znów się zasmiał

- No chyba, że to ja zgwałce Ciebie. - przystanełam przed moim pokojem

- Boże z kim Jack się związał. - strzelił sobie w czoło

- I tak wiem, że mnie uwielbiacie. - wyszczerzyłam się

- Wydało się.

- Rye gotowe! - zawołał z dołu Andy

- Chodź ze mną. - powiedział i znów wziął mnie za rękę

- Miałeś do mnie pytanie. - stwierdziłam

- Już nie mam. - uśmiechnął się

- Faceci.

- Kobiety.

Zeszliśmy na dół gdzie była pozostała trójka. Od razu gdy mnie zobaczyli uśmiechneli się. A gdzie Jack?

- Mamy niespodziankę! - pisnął Brook

Wtedy do domu wszedł Jack trzymając coś za plecami.

- O nie śpisz już? - uśmiechnął się

- Jak widać. - powtórzyła moją wcześniejszą odpowiedz na to pytanie

Podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy i wręczył mi bukiet kwiatów. Uśmiechnełam się i dałam buziaka w policzek.

- Dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem

- To nie koniec niespodzianki. - powiedział

Chłopcy jak na zawołanie uśmiechneli się i odsunęli od siebie ukazując mi tym samym stół pełen jedzenia.

- Zrobiliśmy śniadanie! - powiedział z entuzjazmem Mikey

- To bardzo miło z waszej strony. - uśmiechnełam się - Tylko.. Czy to nie jest trujące? - zaśmiałam się

- Andy jeszcze żyje więc jest okej. - zasmiał się Mikey

- Zjemy je? - zapytał Rye

- Głupie pytanie. - przewróciłam oczami - Oczywiście, że tak.

Usiedliśmy i zaczęliśmy spożywać to co przygotowali chłopcy. Muszę przyznać, że było bardzo dobre. Kwiaty od Jack'a wstawiłam do wazonu, który postawiłam u siebie w pokoju.

***

Cały dzień spędziliśmy poza domem. Chodziliśmy po mieście, jedliśmy lody i graliśmy w piłkę nożną sumując było fajnie.

Siedzieliśmy w domu grając w pytania. Spojrzałam na zegar, który wskazywał 16:20.

- Boże! - krzyknęłam

- Co? - przestraszył się Rye

- Jest 16:20!

- Ale to straszne. - skomentował Andy

Pierwszy koncert, pierwsza miłość. | ZAKOŃCZONA | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz